Przed szczecińskim sądem rusza proces Mateusza S., który pod wpływem alkoholu i narkotyków wjechał w grupę osób, zabijając sześć z nich. Mężczyźnie grozi do 15 lat więzienia. Mateusz S. jeszcze w tym tygodniu może usłyszeć wyrok.
Jeśli sąd przesłucha wszystkich kilkunastu świadków i nie pojawią się nowe wnioski dowodowe, to Mateusz S. jeszcze w tym tygodniu może usłyszeć wyrok. Terminy rozpraw wyznaczono na trzy kolejne dni – poza pierwszą, wtorkową, następne zaplanowano na środę i czwartek.
Mateusz S. jest oskarżony o umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób. Według aktu oskarżenia mężczyzna miał 2,15 promila alkoholu we krwi, był pod wpływem amfetaminy i marihuany. Prowadził samochód bez okularów leczniczych, do czego był zobowiązany orzeczeniem lekarskim.
S. przekroczył także dozwoloną prędkość o co najmniej 30 kilometrów na godzinę. Został też oskarżony o prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym przed spowodowaniem wypadku. Mężczyźnie grozi do 15 lat więzienia. W śledztwie S. przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył obszerne wyjaśnienia. Jak informowała wcześniej prokuratura, S. twierdził, że 1 stycznia do trzeciej nad ranem pił alkohol, a 30 grudnia palił marihuanę. Wyraził skruchę i twierdził, że był to nieszczęśliwy wypadek.
S. w 2006 r. zatrzymano na rok prawo jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu. Mężczyzna był też karany za przestępstwo przeciwko mieniu; miał ukraść w 2012 r. niedużą sumę pieniędzy. Do wypadku doszło w Nowy Rok. Samochód, którym kierował Mateusz S., wypadł z drogi i wjechał w grupę ludzi. Zginęło pięć dorosłych osób i jedno dziecko. Dwoje kolejnych dzieci trafiło do szpitala. Chłopiec, który w wypadku stracił rodziców, był w stanie ciężkim i wymagał opieki na oddziale intensywnej terapii; stan zdrowia dziewczynki był lepszy. Dzieci opuściły szpital na przełomie stycznia i lutego. – Jesteśmy na lekach, nie dajemy rady żyć – mówi po dziewięciu miesiącach od wypadku babcia Huberta, który w wypadku stracił rodziców i brata. – Nie ma dnia, żeby nie wspominał o rodzicach, o rodzeństwie. Co miesiąc chodzimy na miejsce, żeby zapalić znicze – dodaje kobieta.
Uroczystości pogrzebowe ofiar wypadku zgromadziły w Kamieniu Pomorskim tłumy mieszkańców. W wypadku zginął m.in. policjant, jego żona i syn.