„Aragane”,
„W stronę czułości”, reż. Kaori Oda
O uwikłaniu w przeszłości opowiada w swoich wideo-pamiętnikach Kaori Oda, japońska reżyserka, która ukończyła studia w Film Factory Béli Tarra. W tworzących intymny dyptyk „Aragane” i „W stronę czułości” powraca w myślach i obrazach do konfliktu z matką, która nie pogodziła się z jej orientacją seksualną. Jednocześnie próbuje stworzyć nową relację z obcą rzeczywistością w Europie Wschodniej, kamera pozwala jej pokonać barierę językową i rozpocząć rozmowę z miejscowymi górnikami. Niepozorne, osobiste eseje Kaori Ody, bliskie podejściu do filmowej materii Chantal Akerman, traktują kino jako – nie zawsze satysfakcjonujący – łącznik między ciążącą przeszłością a nieoswojoną, chropowatą teraźniejszością.
„Zmierzch”, reż. Théo Court
Trwanie w przeszłości i pamięć rytuałów jest także tematem zjawiskowego wizualnie, tajemniczego „Zmierzchu” Théo Courta (jego najnowszy film, „Białe na białym”, również w programie festiwalu). Milczący mężczyzna opiekuje się zniszczoną posiadłością, której los jest już przesądzony, podobnie jak jej mieszkańców. W skąpanych we mgle i półmroku kadrach bohater powtarza wyuczone, przeszłe gesty, starając się powstrzymać bieg czasu (autorem świetnych zdjęć jest Mauro Herce, reżyser „Dead Slow Ahead” z pierwszej edycji Lost Lost Lost). Przeszłość w ujęciu chilijskiego reżysera nie jest jednak bezpieczną przystanią.
„Od jutra”, reż. Ivan Marković, Wu Linfeng
Na przeszłość – ani przyszłość – nie mają natomiast czasu bohaterowie pokazywanego w Berlinie |Od jutra” Ivana Markovicia i Wu Linfenga. Dwóch mężczyzn śpi na tym samym materacu w obskurnej klitce na obrzeżach Pekinu – miasta z betonu i szkła, ogłuszającego hukiem ciągłych robót budowlanych. Choć dzielą ze sobą łóżko, są sobie zupełnie obcy. Pracują na inne zmiany, różni ich podejście do życia, mają odmienne plany na przyszłość. W alienującym uścisku nowoczesnej metropolii nie wydarzy się „materacowa love story” rodem z kina Tsaia Ming-lianga. Reżyserski duet, kontrastując ciasnotę mieszkania z labiryntową topografią miasta, pokazuje skutki wyobcowania jednostki w najbardziej intymnej przestrzeni.
„Jak zakochałem się w Evie Ras”, reż. André Gil Mata
Przeszłość to także sceny z obejrzanych niegdyś filmów, czasem nagle powracające do nas w myślach. W starym sarajewskim kinie, w którym możemy się zaszyć w „Jak zakochałem się w Evie Ras” André Gila Maty („Drzewo”, Lost Lost Lost 2019), minione czasy reprezentuje tytułowa, zapomniana aktorka jugosłowiańska. Kolejny absolwent Film Factory Tarra skupia się na opiekunce tej świątyni kadrów z minionych epok, właścicielce kina, która na zapleczu troskliwie dba o sfatygowany projektor na taśmę. Czy ktokolwiek siedzi na tej sali kinowej? Kiedy nastąpi ostatni seans? Pytania, które rodzą się podczas oglądania filmu Gila Maty, zyskują obecnie gorzki posmak.