– Krystyna Janda odpuściła i pozwoliła mi się reżyserować, a to przecież pistolet temperamentu. Poza tym ja się jej nie boję i gdy krzyczała, ja robiłem to jeszcze głośniej. Krystyna nie zna włoskiego, więc to zmusiło ją do wolniejszego mówienia. Dyscyplina językowa sprawiła, że stała się kimś innym – mówi reżyser Jacek Borcuch o filmie „Słodki koniec dnia”. „Tygodnik kulturalny”