Rozrywka

„Słońce mam w genach”. Robert El Gendy o nowym programie i miłości do podróży

Robert El Gendy w szczerej rozmowie z tvp.pl (fot. TVP)
podpis źródła zdjęcia

– Podróże rozwijają, otwierają na świat, pozwalają spojrzeć z dystansem na rzeczywistość. Pomagają docenić rzeczy, na które na co dzień nie zwracamy uwagi. Pokazują, czy coś poprawić w sobie, w swoim nastawieniu, postępowaniu – mówi w rozmowie z portalem tvp.pl dziennikarz Robert El Gendy.

Przez całe wakacje TVP Polonia będzie pokazywać nowy teleturniej „Polacy to wiedzą”, którego jesteś gospodarzem. Czego się z niego dowiemy?
Tego, że choć wydaje nam się, iż o Polsce wiemy wszystko, to tak naprawdę nie raz będziemy czymś zaskoczeni. Ten teleturniej jest dla każdego, łączy zabawę, rywalizację i wiedzę. Może w nim wziąć udział wnuczek z dziadkiem i każdy znajdzie coś dla siebie. Pytania są tak ułożone, żeby pokazywać ciekawostki związane z naszym krajem. Sam dużo się podczas nagrań nauczyłem: chociażby tego, ile gatunków jeży mamy w Polsce. Wiedziałaś to? Ja też nie. Kategorie pytań dotyczą różnych dziedzin: historii, języka, geografii, ciekawych ludzi, sportu, polityki.

Do wzięcia udziału w castingach do teleturnieju zachęcano też osoby, które mieszkały za granicą lub dużo podróżowały. Jak to się wiąże z wiedzą o Polsce?
Ktoś, kto mieszkał za granicą, może porównać kulturę różnych krajów, znaleźć różnice, ale i wspólny mianownik. Wśród uczestników mieliśmy osoby, które mieszkały poza Polską nawet kilkanaście lat, np. w Stanach Zjednoczonych czy w Hiszpanii. Opowiadały, jak przystosowywały się do życia w innym kraju, a potem, gdy wróciły, na nowo do polskich realiów. Albo jakie polskie zwyczaje przenosili na grunt zagraniczny: wyjeżdżając daleko, nawet na inny kontynent, tę polskość chcieli ze sobą zabrać. I odwrotnie. To są zawsze fajne rozmowy.

Nie bez przyczyny na prowadzącego wybrano Ciebie – masz doświadczenie życia w różnych krajach, dużo też podróżujesz. Czy czujesz, że Twoją ojczyzną są dwa kraje: Polska i Egipt, w którym wychowywałeś się jako dziecko?
Na pewno Egipt traktuję jak drugą ojczyznę. Od korzeni nie da się uciec, a zwłaszcza od podejścia do życia i cech charakteru, które posiadam. One w dużej mierze pokrywają się z tym, co reprezentują sobą Egipcjanie. Ale wychowałem się głównie w Polsce, więc jestem w tej kulturze bardziej osadzony. Tu mieszkam większość życia, tu się edukowałem, stąd wyjeżdżałem do Egiptu, (nie odwrotnie), więc Egipt, owszem, jest moją ojczyzną, ważną, ale nie równorzędną z Polską.
Robert El Gendy - dziennikarz, aktor i prezenter Telewizji Polskiej (fot. TVP)
Robert El Gendy - dziennikarz, aktor i prezenter Telewizji Polskiej (fot. TVP)

„Gdy się postępuje według zasad, to nawet kiedy się zboczy z drogi, łatwiej na nią wrócić”

Co masz w sobie egipskiego?
Chociażby inaczej znoszę upały, nie narzekam, gdy jest gorąco. Zresztą, kiedy jest za zimno, to Polacy też narzekają, taką mają naturę. Ludzie mieszkający w krajach, gdzie jest dużo słońca, mają inne podejście do życia, bo im się wydziela dużo endorfin, są bardziej entuzjastyczni, częściej się uśmiechają. Też taki jestem – bardzo pozytywny. Nawet gdy mam zły nastrój, bo przecież każdy tego doświadcza, potrafię w trudnej sytuacji znaleźć plusy. W genach mam słońce.

Co pamiętasz z czasu, gdy jako mały chłopiec mieszkałeś w Kairze? Jak Twoje dzieciństwo różniło się od życia Twoich synów?
Do siódmego roku życia jeździliśmy z mamą na dłuższe okresy do taty do Kairu, ale nie mieszkaliśmy tam na stałe. Pamiętam ostatni taki pobyt przed rozstaniem rodziców, bo miałem wtedy urodziny. Na torcie zapalono świeczkę w kształcie cyfry 7. Jakie są różnice? Diametralne. Moim boiskiem była ulica przed meczetem w centrum miasta. Stawialiśmy z kolegami plecaki szkolne albo cegły na asfalcie, to były nasze bramki, i namiętnie kopaliśmy piłkę. Moi synowie też intensywnie grają, ale na normalnych boiskach. Ja takich możliwości w Egipcie nie miałem. A podobieństwa? Niezależnie od kraju chłopcy uwielbiają grać w piłkę i kibicować swoim drużynom. Tam jest to jeszcze bardziej tożsame z ich naturą, bo Egipcjanie są głośni, lubią sobie pokrzyczeć, szczególnie na trybunach. Podczas mojego ostatniego pobytu w Egipcie w maju tego roku zauważyłem, że w dużych miastach pojawiły się boiska, podobne do polskich orlików, jednak w biednych dzielnicach dzieciaki wciąż kopią piłkę na ulicy, tak samo jak ja 40 lat temu. Tam czas się trochę zatrzymał.

Mówisz to z nutką nostalgii…
Bo to jest w pewien sposób urocze. My, Europejczycy, żyjemy w ciągłym pędzie. W krajach arabskich, w których silna jest tradycja, pewne wartości są dalej istotą życia. Z naszej perspektywy zastanawiamy się, co może być w tym lepszego: przecież tam jest bieda i bród, ale ci ludzie czują się szczęśliwi. Nie szukają problemów na siłę i to jest znaczące w kulturze tamtego rejonu. W Europie z kolei ludzie bardzo mało czasu poświęcają na to, żeby go rozwiązywać problemy, mają mało cierpliwości; często wręcz uciekają od trudności. Mam kłopoty w pracy? Zmieniam pracę. Jest problem w relacji? To z niej rezygnuję, wchodzę w nowy związek, który daje na początku więcej emocji. Tak jest łatwiej. W Egipcie próbuje się naprawiać związek do końca. Jest przy tym więcej krzyku, machania rękami, bo taki mają temperament; w każdym razie walczą o rodzinę, która jest świętością. Owszem, też są tam rozwody, ale dopiero wtedy, gdy małżeństwo nie ma już żadnych szans. I znów: to inne podejście wynika pewnie ze świecącego słońca. W Egipcie nikt nie szuka szczęścia w drogich samochodach i markowych torebkach, tylko w rodzinie. I to mi się podoba.

Co jeszcze Cię fascynuje w kulturze egipskiej?
Opieka nad rodzicami, dziadkami, którzy się starzeją. Tam nikt nie musi nikomu pokazywać palcem, że krewny potrzebuje pomocy. Oni mają to zakorzenione. To ujmujące. Ostatnio moi dorośli bracia przyrodni spali na zmianę w szpitalu przy łóżku swojej matki, która złamała nogę i miała ciężką operację. U nas lekarz by się na to nie zgodził, w dodatku sama mama by powiedziała: „Nie, idź do domu, zajmij się sobą”. Arabowie są ze sobą na dobre i złe, nie wyjdą ze szpitala, gdy chory krewny może ich potrzebować. Mam w genach podobną potrzebę i wrażliwość.

Ale dziś ten świat się kurczy, a kultury przenikają.
Tak, przybywający do Egiptu turyści trochę ten kraj zmieniają, jednak Arabowie wciąż są mocno osadzeni w tradycji i religii i według tych wyznaczników żyją. Gdy się postępuje według zasad, to nawet kiedy się zboczy z drogi, łatwiej na nią wrócić. Tam ludzie wiedzą, dokąd idą, mają konkretny cel, a tym celem jest najczęściej stworzenie rodziny, która będzie ze sobą przez lata, będzie przeżywać wspólnie chwile radości i smutku, obchodzić hucznie każde urodziny, zmianę pracy, skończenie szkoły czy studiów. Oni wciąż do siebie dzwonią i pytają o zdrowie babci, o stopnie syna, o awans wujka. To jest wspaniałe. My tak naprawdę nie jesteśmy ciekawi siebie, mniej się wspieramy. W kulturze europejskiej jest dziś pełno azymutów, łatwo się pogubić. Szkoda.

„Staram się, aby moje dzieci zrozumiały, że bliskość z rodziną jest ważna”

Co udaje Ci się przenieść z arabskiej kultury do Polski i Twojej rodziny?
Staram się dzwonić do rodziny, utrzymywać z nią kontakt. To nie jest trudne, bo w Polsce mam mało krewnych. Rodziny arabskie są bardzo duże; to całe, wielopokoleniowe klany. Ze względu na to, że nie mieszkam tam na stałe, nie udało mi się ich wszystkich poznać, ale z tymi z najbliższego kręgu, utrzymuję ciepłe relacje. Staram się, aby moje dzieci zrozumiały, że chociaż żyjemy w innej kulturze, to bliskość z rodziną jest ważna. I że gdy dzieje się coś nieprzewidywalnego, wbrew naszych oczekiwaniom, planom, to nie znaczy, że musimy przestać w te plany wierzyć. Wręcz przeciwnie, powinniśmy w tym momencie bardziej zaufać, że się w końcu powiedzie, a wspólnym mianownikiem powinny być dobro, miłość i rodzina, czyli wartości nadrzędne. Mam nadzieję, że mam na synów jakiś wpływ i uda mi się to w nich zaszczepić.

Jak często jeździsz do Egiptu do rodziny?
Raz w roku, na tydzień. To mało. Chciałbym częściej.

Jakie masz dziś relacje z tatą? Często mówisz, że brak ojca bardzo Ci doskwierał, w dzieciństwie było go w Twoim życiu za mało, i to powodowało u Ciebie traumy.
Teraz jest lepiej. Podczas mojego ostatniego pobytu u taty szczerze porozmawialiśmy, wyjaśniliśmy sobie sporo kwestii, które mnie bolały. Gdy usłyszałem, dlaczego zachował się wobec mnie i mamy tak, a nie inaczej, zrozumiałem go, co mi pozwoliło poukładać swoje emocje. Dziś mam bliski kontakt z tatą, a to trudne doświadczenie wychowywania się bez niego przekuwam w cenną lekcję. Błędy, które kiedyś popełniłem, bo brakowało mi wzorca ojca, traktuję jako doświadczenie, wyciągam z nich wnioski i myślę, że dzięki temu jestem wartościowszym człowiekiem.

Od razu mam ochotę zapytać, jakie to błędy?
Nie powiem, to zbyt intymne, ale każdy z nas ma je na koncie. Dzieciństwo jest bardzo istotne, kształtuje nas. Ważne, żebyśmy jako dorośli potrafili na nie spojrzeć z dystansu i je przeanalizować, bo często kryzysy w sferze prywatnej czy zawodowej wynikają z tego, że nie umiemy sobie radzić z emocjami, a te są pogrzebane najczęściej przez taki, a nie inny kontakt z rodzicami. Jeśli rodziców mieliśmy za mało, albo nie mieliśmy ich wcale, to sami musieliśmy borykać się z problemami. Rodzic jest po to, by dziecku pomóc. Gdy go nie ma obok, dzieciak jest zdany sam na siebie. Jeśli w dzieciństwie brakowało wsparcia najbliższych, to w życiu dorosłym też uczymy się na własnych błędach. Zrozumiałem to dopiero jako dorosły człowiek.

Robert El Gendy: w Polsce są najładniejsze dziewczyny i najsmaczniejsze jedzenie

Ty ze swoimi trzema synami jesteś blisko, spędzasz z nimi dużo czasu, razem też wyjeżdżacie. Dokąd najchętniej?
Lubimy wodę i dlatego wybieramy miejsca, gdzie ona jest, czyli basen, plaża, słońce – więcej nie trzeba do szczęścia.

A Tobie jakie kraje są najbliższe?
Oczywiście Egipt, chętnie jeżdżę do taty, bo tam jest moja rodzina. Lubię też Stany Zjednoczone ze względu na kult koszykówki, podobało mi się też w Chinach i Hiszpanii. Lubię ciepłe miejsca. Ale gdybyś spytała o ulubione miejsce w Polsce, powiem od razu: Olsztyn, z którego pochodzę. Z tym miastem łączą się wspomnienia beztroskich lat, w Olsztynie jest pełno miejsc historycznych wartych zobaczenia. Tu pracował i stworzył dzieło „O obrotach sfer niebieskich” Mikołaj Kopernik, chociaż mieszkańcy Torunia zaprotestują i powiedzą, że stało się to u nich. To urocze, bo my się tak z tym Kopernikiem od zawsze przepychamy. Mamy wspaniały Zamek Kapituły Warmińskiej z XIV wieku, masę jezior, lasów. Czego chcieć więcej?

A najbardziej egzotyczne miejsca, w których byłeś?
Brazylia. Znam ją dobrze, wyjeżdżałem tam kilka razy, łącznie spędziłem w niej około 3-4 miesiące. Poznałem dżunglę, bezdroża, ale też wielkie miasta, jak Rio De Janeiro, Sao Paulo. Byłem w fawelach, widziałem potworną biedę, bywałem też w niewyobrażalnie bogatych rezydencjach. Podobało mi się w Chile i Peru. Również Ww Argentynie, która żyje sportem, więc jest mi szczególnie bliska. W ogóle Ameryka Południowa jest ciekawa. Chciałbym też wrócić do Chin. Jeszcze mam dużo miejsc do odwiedzenia. Tę miłość do podróży zaszczepiasz też synom? Staram się, bo podróże rozwijają, otwierają na świat, pozwalają spojrzeć z dystansem na to, co dzieje się w naszym kraju, pomagają docenić rzeczy, na które nie zwracamy uwagi; pokazują, czy coś poprawić w sobie, w swoim nastawieniu, postępowaniu. Ja z podróży wiele czerpię i robię, co mogę, by zarazić tym dzieci, ale co chłopcy z tego wezmą, to już ich sprawa. Choć ostatnio mój najstarszy syn Maciek zaskoczył mnie, mówiąc, że chce zostać pilotem, by móc często latać do dziadka do Egiptu, mimo, że nie mają tak bliskiego kontaktu. Bardzo mnie tym wzruszył.

A gdybyś miał zachęcić obcokrajowca do przyjazdu do Polski, co byś mu powiedział?
W Polsce są najładniejsze dziewczyny i najsmaczniejsze jedzenie. A historia pokazała, że Polacy mają najwaleczniejsze serca. No i jest u nas po prostu pięknie.
Rozmowa: KO
Opracowanie: ks

Więcej na ten temat