Anna Ziemba dała się poznać widzom „Sanatorium miłości” jako niezwykle uczuciowa, a zarazem charakterna kobieta. Tylko u nas, w specjalnym wywiadzie dla tvp.pl, uczestniczka opowiedziała o tym, jak zmieniła podejście do życia. Zdradziła również, czy obecnie jej serce jest wolne.
Wystąpiła Pani w czwartej edycji popularnego programu „Sanatorium miłości”. Od tego czasu minął już rok. Jak wspomina Pani swój udział w programie?
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że bardzo się cieszę z udziału w programie. Troszkę się zmieniłam, otworzyłam i uważam, że pomimo nieprzychylnych komentarzy było warto. Na samym początku też miałam takie odczucia, że ta krytyka, która na mnie spadła, to jest coś strasznego, i ci ludzie, którzy to piszą. No, ale z drugiej strony taki jest właśnie ten świat. Do tej pory byłam w jakimś kloszu, otaczałam się ludźmi, których znałam od lat, i wiedziałam, na co sobie mogę pozwolić i jak oni mnie odbierają. A nagle znalazłam się w kręgu zupełnie nowych ludzi. Teraz mam swoich fanów, co jest dla mnie nowością, i cudownie się z tym czuję. Ludzie piszą i życzą mi samych dobrych dni, mówią, że jestem dla nich inspiracją, biorą ze mnie przykład.
Wracając pamięcią do programu, nie mogę nie wspomnieć o naszej przepięknej znajomości z Mariolą czy z Natalią, z którą byłam właśnie w Karpaczu. Utrzymujemy ze sobą kontakt, teraz nawet też mamy się spotkać, ma do mnie przyjechać w czerwcu ze swoją córką. Ta nasza relacja może niektórych zdziwić, bo w programie nie miałyśmy wspólnych tematów, a jednak się okazało, że to jest wspaniała dziewczyna.

Wspomniała Pani o wiadomościach od swoich fanów, stąd też moje pytanie: czy pojawiają się także propozycje randek?
Mogę powiedzieć śmiało, że pisze do mnie naprawdę bardzo dużo wielbicieli. Na pisaniu się nie kończy, bo umawiam się również na randki. Jestem otwarta, cały czas poznaję kogoś nowego, tak sobie postanowiłam. W pewnym wieku ludzie się nie zmieniają i trzeba zaakceptować pewne rzeczy, a ja chcę wcześniej sprawdzić, czy jestem w stanie to zrobić, chcę dowiedzieć się dokładnie, co mój przyszły partner mi proponuje. Po takich pierwszych spotkaniach trzeba się zastanowić, czy chce się w to dalej brnąć czy raczej powinno się to urwać. Często jest tak, że się spotkam raz czy dwa, a potem przeanalizuję to, i coś mi nie pasuje, więc od razu to kończę.
Już za chwilę mam kolejne spotkanie, później następne czeka mnie w Łodzi z pewnym panem. Jestem otwarta, jestem na tak, ale to musi być naprawdę ktoś wyjątkowy. Nie chodzi mi tylko o wygląd, ale też o poczucie humoru. Teraz jest bardzo ciężko znaleźć mężczyznę, który naprawdę cieszyłby się z tego, co ma. Przeważnie jest tak, że kogoś się poznaje, przesyłamy sobie zdjęcia, widzimy się na kamerce, wszystko fajnie, tu jakiś sport, ciekawie się ubiera, a tu pojawia się narzekanie, to nie, tamto nie. Niektórzy mówią wprost, że potrzebują kobiety, bo źle czują się w roli singla. To ja sobie myślę: „Ja potrzebuję faceta, przy którym poczuję, że ja jestem dla niego tą jedyną, a nie na zasadzie, że dobra jest, bo jest”. Mogę na pewno powiedzieć, że mam większe powodzenie teraz niż wcześniej.
Teraz też nie ukrywam, że cieszę się ze swojego życia. Mam wiele różnych spotkań, np. z dziewczynami, ciągle gdzieś jeżdżę, z kimś się spotykam. A ten partner to musi być ktoś wyjątkowy. Marzę, aby się zakochać, marzę, by być kochaną, ale muszę to po prostu czuć. To nie może być mężczyzna, którego żona zostawiła, i martwi się tym, że nie ma mu kto ugotować czy posprzątać. Oczywiście to nie znaczy, że ja takich rzeczy nie robię, bo wiadomo, że jak się jest z kimś, to logicznym jest to, że we wszystkim się mu pomaga i stara się uszczęśliwić tę drugą osobę. W końcu miłość na tym polega, aby dawać, a nie brać. Wierzę, że jestem na dobrej drodze. Na pewno coś takiego się przytrafi, na razie się spotykam, ale jeszcze nie wiem na 100 procent, czy to jest ten, a nie chcę zapeszać. Nie chcę podobnej sytuacji do tej, która miała miejsce w programie.

Kwestię charakteru mamy już omówioną, a co z wyglądem? Czy ma Pani jakieś preferencje?
Wiadomo, że zainteresuję się mężczyzną o mocnej sylwetce, właśnie z takimi się umawiam na randki. Mile widziane jest to, żeby chodził na siłownię, ale po pięćdziesiątce to jest naprawdę wielka rzadkość wśród mężczyzn. Na pewno szukam kogoś o mocnej sylwetce, lubię też młodzieżowy styl, no i ważne jest, aby ta osoba miała tak około 176 centymetrów wzrostu. Nie ukrywam, że lubię zakładać wysokie obcasy (śmiech). Czuję się wtedy bardziej kobieco. Najważniejsze jest jednak to, abyśmy mieli o czym rozmawiać. Jak nie ma wspólnych tematów do rozmów, to jest ciężko. Później mężczyźni dzwonią i pytają się, dlaczego jest cisza z mojej strony, ale po co kontynuować coś, skoro nie mamy o czym rozmawiać?
Jest Pani poniekąd osobą publiczną, być może ma to wpływ na zachowanie niektórych panów...
Powiem tak: ja się tym nie chwalę. Były trzy takie sytuacje, że mężczyźni zobaczyli mnie gdzieś tam w internecie i już odwołują spotkania. Jeden powiedział nawet wprost, że nie wie, czy podoła, że chciał normalną dziewczynę. Jego słowa bardzo mnie zaskoczyły i uważam je za dziwne. Szkoda, że tak wyszło, bo to naprawdę fajny facet, ale twierdzi, że źle by się czuł w związku ze znaną osobą. Z drugiej strony zaś czasami dzwonią tacy panowie, którzy doskonale wiedzą, że występowałam w programie „Sanatorium miłości”, i oni od razu przechodzą do rzeczy. Chcieliby się ze mną spotkać, umówić i najlepiej od razu, żebym już została ich żoną, tak że są tacy i tacy...

Ze skrajności w skrajność...
Dokładnie tak. Takim osobom nie przeszkadza to, że o siebie nie dbają, nie ćwiczą, nie uprawiają żadnego sportu. Tak jak mówię, nie pogodziłam się z tym, że jestem sama, ale umiem już to ograć i znaleźć coś fajnego. Sport otwiera mi głowę, dzięki niemu jestem szczęśliwsza. W mojej rodzinie wszyscy ćwiczą, i to dodaje nam energii do działania. Były takie momenty, w których nie ćwiczyłam, byłam ciągle smutna. Może dlatego mężczyźni odbijali się ode mnie, bo miałam w sobie trochę złej energii.
Miło jest popatrzeć na kogoś, kto jest szczęśliwy, dobrze ubrany, fajnie wygląda, swobodnie rozmawia. Mężczyźni do takich kobiet aż lgną i na odwrót. Ja wiem, czego chcę, pragnę takich mężczyzn, którzy są aktywni, działają, są zadowoleni z życia. Nic samo się nie zrobi, ja też nieraz się napracowałam i po tym intensywnym dniu wracałam do domu i jeszcze ćwiczyłam. Pozwalam sobie na różne smaki na urlopach, ale jak przyjeżdżam, tak jak teraz przyjechałam, to jem tylko jakieś owoce, warzywa, teraz padło na truskawki. Wracam powoli do tej rutyny sprzed wyjazdu. Dbam o siebie i tego samego oczekuję od innych, bo jak wiadomo, szukamy osób, które dodatkowo nas zainspirują, pociągną w górę, a nie będą dołować.
À propos diety i dbania o siebie. Czy ma Pani jeszcze jakieś sposoby na podtrzymanie tej witalności, dobrego samopoczucia i sylwetki?
Stosuję zasadę pięciu posiłków dziennie od lat. Przez ponad rok zmagałam się z chorobą tarczycy Hashimoto, miałam wówczas wilczy apetyt, ale popracowałam nad tym. Po drugie, ograniczyłam słodycze. Prawdą jest, że w weekend robię sobie taki jeden dzień, w którym jem to, na co mam ochotę. Takie słodkości zjadam jako jeden posiłek, np. jako drugie śniadanie. To wtedy pozwalam sobie na jakąś słodką bułkę albo ciasto, albo lody. Ważne, aby zachować w tym wszystkim umiar, bo później będzie efekt jojo. Ponadto staram się też pić bardzo dużo wody, bo jak nie wypiję odpowiedniej ilości, to od razu czuję się taka nienasycona. Może być to też jakiś kompot domowej roboty (a nie ten ze sklepu) z odrobiną cukru raz na jakiś czas, ale ważne, żeby pić.
No i rzecz jasna sport, cały czas uprawiam sport. W tym roku kupiłam sobie specjalne gumy do ćwiczeń, chcę wykorzystać ten sprzęt i nagrać coś na Facebooka. Zainspirować innych. Najlepiej wybrać sobie jedną porę dnia i zacząć działać. Można też puścić sobie coś w telewizji, wtedy przyzwyczajamy się i myślimy: „Aha, jest już godzina szósta, leci mój film, zabieram się za ćwiczenia” (śmiech). Po takim wysiłku czuję się super, chociaż miewam też złe dni.

No właśnie, a jak radzi sobie Pani z tymi gorszymi momentami?
Wtedy podkręcam muzykę na full, wyciągam jakieś ciuchy z szafy i staję przed lustrem. Tańczę tak wystrojona i wtedy sobie myślę: „No kurczę, wyglądam jak milion dolarów”. Jestem po sześćdziesiątce i w życiu nie pomyślałam, że będę się tak jeszcze śmiała. Kiedyś uważałam, że gdy człowiek kończy 60 lat, to już właściwie kończy wszystko. Nigdy nie myślałam, że doświadczę czegoś takiego, jak doświadczam teraz.
A kolejna sprawa to śmiech. Kiedyś się tak nie śmiałam, nie potrafiłam się śmiać bez powodu. Dawno temu idąc ulicą, spojrzałam na okno wystawowe, i sama siebie się wystraszyłam. Pomyślałam: „Matko, przecież to jest normalnie jakiś horror!”. Przyszłam do domu i zaczęłam się uczyć uśmiechu, bo wcześniej tego nie potrafiłam. Życie miałam takie, jakie miałam... Nie było wielu powodów do uśmiechu, ale to nie znaczy, że mam cały czas żyć przeszłością. Ten uśmiech, ten sport powodują, że chce mi się żyć. Wchodzę w nowe towarzystwo, uśmiecham się, ludzie do mnie lgną.
Czyli tak jakby narodziła się Pani na nowo. Zostawiła stare życie i wprowadziła pewne nowe nawyki, które otworzyły przed Panią nowe możliwości...
Tak, a nawet byłam taką osobą niezadowoloną z życia. Wszystko zaczynało się powoli zmieniać, a ja ciągle chciałam więcej i więcej, jak zresztą co drugi człowiek. Ja też zaliczałam się długo do tej grupy osób, aż w końcu przyszedł taki moment, że zachorowałam. To był przełom, lekarze ledwo mnie odratowali. Doszłam wtedy do wniosku, że życie jest piękne. Jadę rowerem i nieraz mi łzy same lecą, jak mijam jakieś fajne parki. Cieszę się, że mogę to wszystko widzieć. Nie wiem, może ja wtedy tego nie zauważałam? W głowie miałam pytania typu: dlaczego mi się tak ułożyło, a innym lepiej? Nie patrzyłam na to, że dużo osób też jest w podobnej sytuacji co ja i też tak ciężko żyje, a jednak nie narzekają. Na wszystko trzeba odkładać i te związki też chyba nie wszystkim się udały.
Zawsze mi się wydawało, że jestem na swój sposób wyjątkowa, że zawsze wszystko się tylko mnie „czepia”. Później powoli zaczęłam zmieniać swój charakter, zaczęłam zmieniać swoje życie. Przestałam zazdrościć innym się do nich porównywać. Każdy ma to, co ten los mu dał i na co sobie zapracował. Teraz cieszę się ze wszystkiego, mam fajnych przyjaciół, przy nich jestem swobodna. Chłopaki się kręcą, nierzadko młodsi. Czego więcej chcieć od życia?
AZG