Tihuanaco, a raczej ruiny, jakie po owym dawnym mieście i jednocześnie stolicy potężnego imperium pozostały, należą do najbardziej zagadkowych miejsc na ziemi. Tajemnicą owiany jest zarówno moment powstania ośrodka, jak i sposób, dzięki któremu został on zbudowany. Wiele znajdujących się w nim kamiennych dzieł wymyka się wyjaśnieniom, stawiając archeologom więcej pytań niż odpowiedzi.
,,Na długo przed panowaniem Inków żyli w tych stronach ludzie na kształt olbrzymów, tak wyrośnięci, jak pokazywały postacie wyrzeźbione w kamieniach
– pisał Pedro Cieza de Leon w „Cronica de Peru” (1553).
Kompleks położony jest na wysokości 3800 m n.p.m. w odległości około 20 km od słynnego jeziora Titicaca i do dziś zadziwia świat nauki. Mimo przeprowadzenia dziesiątek rozmaitych badań eksperci nie znaleźli dotąd zbyt wielu odpowiedzi na nurtujące ich od lat pytania. Tak naprawdę nie wiadomo nawet, kiedy wspomniane miasto powstało – konsensus przyjęty przez historyków mówi, że stało się to między 300 r. p.n.e. a 110 r. n.e.

Te daty jednak nie do wszystkich przemawiają, a Arthur Posnansky, jeden z najwybitniejszych archeologów i badaczy starożytnych kultur Ameryki Południowej, w książce wydanej w 1957 r. przekonywał, iż Tihuanaco może mieć nawet 15 tys. lat. Napisał ponadto, iż owo miejsce było prawdopodobnie punktem wyjścia dla wszystkich cywilizacji kontynentu, w tym Inków, Majów i Azteków. Teorie Austriaka zostały skrytykowane przez innych naukowców, ale jednocześnie przyjęli oni wiele hipotez pojawiających się w opracowaniu Posnansky’ego.
Między innymi zgodzono się, że przyczyną opuszczenia miasta były prehistoryczne zmiany klimatyczne, a szczegółowe opisy inskrypcji i budowli przyjęto jako prawdziwe. Tak samo jak pieczołowicie opracowane mapy. Także sporządzoną dokumentację fotograficzną uznano za niezwykle istotną. Zgodzono się również, iż ośrodek był pełnoprawnym miastem z dużą populacją, a nie jedynie sezonowo zajmowanym centrum ceremonialnym.
„Ruiny budowli sprzed potopu”
Imponujące wrażenie Tihuanaco zrobiło już na XVI-wiecznych odkrywcach, którzy odnaleźli jego ruiny podczas podboju Ameryki Południowej. Wówczas nie były one już zamieszkiwane od około tysiąca lat. Trudność i kunszt wykonania odkrytych budowli zauważył m.in. wspomniany już na początku Cieza de Leon.,,A choć sądzono drzewiej, iż ruiny owe dziełem są Inków, niczym twierdza na wypadek prowadzenia przez nich wojen, teraz wszakże uznano, iż przeciwnie: są to ruiny budowli sprzed potopu […]. Gdybyż to było dzieło Inków na równinie, wody pozbawionej, a kopane tak głęboko, to Hiszpanie nie potrafiliby nigdy stworzyć budowli tak cudownej i o takiej piękności. Tym, co najbardziej podziwiam, są tak wspaniale dopasowane do siebie kamienie […]

Hiszpan ponadto przekazał w swoich pismach opowieści, które zasłyszał od okolicznych ludów podczas trwającej ponad dwadzieścia lat podróży po kontynencie. Mówili mu oni o innych białych ludziach o blond włosach, jasnej karnacji, dysponujących wielką mocą, dokonujących cudów oraz potrafiących latać w powietrzu. Ludzie ci dawno temu mieli zamieszkiwać okolice jeziora Titicaca. Tuż przed swoim odejściem zapowiedzieli tubylcom, iż kiedyś jeszcze powrócą na ziemię. Mity podają, iż odlecieli do nieba w wielkim, większym niż słońce, blasku i przy ogromnym huku.
Tihuanaco, jak utrzymywali Inkowie, miało być ich dziełem i miejscem zamieszkania, a jednocześnie siedzibą Wirakoczy. Ten – opisywany przez Juana de Betanzosa na podstawie zasłyszanych opowieści jako „mężczyzna średniego wzrostu, biały, brodaty, ubrany w białą szatę, z kokardą przyczepioną do pasa, trzymający w rękach laskę i książkę” – rzekomo wyłonił się bezpośrednio z wód jeziora Titicaca. Miały do niego często w owych czasach „spadać z nieba światła”, które „przed świtem opuszczały jezioro i wracały do gwiazd”.

Możliwe, że to dlatego akwen uznawany był za święty (i do dziś jest), a na jego dnie znajduje się niezliczona ilość artefaktów. Tylko w latach 2012–2017 podjęto podwodne ekspedycje, które ujawniły, iż mieści się w nim ponad dwadzieścia stanowisk archeologicznych. Tam znaleziono ponad 20 tys. różnorakich przedmiotów. Naukowcy są przekonani – zwłaszcza po badaniu Atahuallpa 2000 Expedition – iż w jeziorze ukryte jest zaginione miasto, którego istnienie dawniej uznawano za mit. Tymczasem okazało się, iż nurkowie pracujący w ramach A2E znaleźli pod wodą mającą prawie 700 metrów drogę, tarasy, mury i różne przedmioty z ceramiki, złota i innych materiałów.
Tuż obok Tihuanaco położony jest przedziwny kompleks Puma Punku, którego przeznaczenie do dziś pozostaje zagadką. Tłumaczyć nazwę można dosłownie jako Bramę Pumy. Mówi się, iż musiał być on w szczytowym okresie niewyobrażalnie cudowny, ozdobiony metalowymi tabliczkami, jaskrawą ceramiką i ornamentami z tkanin. Możliwe, iż bywali w nim przebrani w szykowne kostiumy obywatele oraz kapłani, andyjscy arystokraci i władcy, aby odprawiać rytuały, o których nie wiemy zupełnie nic – nie pozostał bowiem po budowniczych żaden ślad pisemny ani jakakolwiek wzmianka.
Miejsce prawdopodobnie miało osiem lub więcej bram z niezwykle ciężkiego do obrobienia andezytu oraz wiele kamiennych bloków, z których największy ma aż 7,8 metra wysokości, 5,2 metra szerokości i 1,1 metra grubości oraz waży 131 ton. Drugi co do wielkości głaz jest lżejszy i ma masę wynoszącą 86,21 tony. Oba są częścią leżącego fragmentu, zwanego Plataforma Litica, a wykonane są z czerwonego piaskowca występującego około 15 km od zabytku w pobliżu jeziora Titicaca. Mniejsze bloki z andezytu pochodziły z kamieniołomów na półwyspie Copacabana leżącym około 90 km od Puma Punku. Z całą pewnością nie udało się dotąd wyjaśnić, w jaki sposób niekiedy wręcz ogromne kamienie zostały przetransportowane.

Inkowie wyjaśnili Pedro Ciezie de Leonowi, że kamienie były bez problemu, jak coś niezwykle lekkiego, przenoszone za pomocą dźwięku przez Wirakoczę. Teoria, którą zakładają dzisiejsi badacze, jest inna – uważają oni, iż kamienie przewiązano linami ze skóry lamy, a następnie wykorzystywano rampy i pochyłe płaszczyzny z drzew do wolnego przesuwania bloków na miejsce. Jednak wielu archeologów nie zgadza się powyższym wyjaśnieniem. Niebezpodstawnie argumentują m.in., iż miejsce znajduje się powyżej linii porostu drzew, więc budowniczy musieliby je wnieść na andyjskie szczyty, co wymagałoby wręcz tytanicznej pracy, lub przesuwać olbrzymie kamienie po błocie i ziemi.
Technologia, której nie znamy do dziś
Jeszcze trudniej zrozumieć, w jaki sposób głazy zostały obrobione – zrobiono to z niezwykłą precyzją, a każdy z nich łączy się idealnie z pozostałymi do tego stopnia, iż badaczom nie udało się między wieloma z nich zmieścić żyletki. Poza tym mają bardzo dokładnie przycięte kąty i są oszlifowane do tego stopnia, iż przejeżdżając palcami po krawędziach, można się skaleczyć. Nadto wszystko jest wręcz idealnie gładkie. Tak precyzyjne cięcia nie były znane wówczas ludzkości i wyprzedzały technologię o setki lat.,,W celu uzyskania gładkich wykończeń, idealnie płaskich ścian i dokładnych wewnętrznych i zewnętrznych kątów prostych na drobno obrobionych kamieniach uciekli się do technik nieznanych Inkom i nam w tym czasie. […] Ostre i precyzyjne wewnętrzne kąty 90 stopni, obserwowane na różnych motywach zdobniczych, najprawdopodobniej nie zostały wykonane przy użyciu młotków. Bez względu na to, jak drobny był kamień młota, nigdy nie byłby w stanie uzyskać ostrych kątów wewnętrznych, jakie można zobaczyć na kamieniu Tiahuanaco. Wszystkie porównywalne nacięcia w murze Inków mają zaokrąglone kąty wewnętrzne, typowe dla techniki wbijania […]. Narzędzia budowlane mieszkańców Tiahuanacan, być może z wyjątkiem młotów, pozostają zasadniczo nieznane i nie zostały jeszcze odkryte

Eksperci zauważyli ponadto, iż niektóre z bloków mają podwójnie zakrzywione nadproża o skomplikowanych powierzchniach. Ta „stroma, paraboliczna krzywizna”, jak podkreślają, „byłaby nawet dziś wyzwaniem dla umiejętności każdego kamieniarza”. Niezwykłe jest również wykonanie dachów nad wejściem do kompleksu przy zachodniej bramie Puma Punku. Tam znaleziono kamienie przypominające krycie ze słomy.
,,[…] Dach auli z zewnątrz wygląda jak słoma, chociaż jest z kamienia. Ponieważ Indianie pokrywają swoje domy słomą, aby to miejsce wyglądało jak inne domy, obrobili kamień i nacięli go tak, aby przypominał pokrycie ze słomy
Historyk Jessica Joyce Christie zauważa, że badania jej kolegów po fachu prawdopodobnie wykazują, iż starożytni andyjscy rzemieślnicy mogli posiadać dodatkowe narzędzia ułatwiające tworzenie dokładnych geometrycznych cięć i form, o których archeologia nie ma żadnych wzmianek. Niektóre co bardziej sensacyjne i niepotwierdzone hipotezy utrzymują, że posługiwać mogli się oni jakiegoś rodzaju elektryką. Ponadto inżynierowie z Tihuanaco – jak wykazały kolejne badania – rozwijali infrastrukturę miejską w owym kompleksie, konstruowali skomplikowane systemy nawadniające oraz mechanizmy hydrauliczne znacznie wyprzedzające swój czas. Na miejscu odnaleziono również pozostałości po wodoodpornych przewodach kanalizacyjnych. To jednak jeszcze nie wszystko – wykonane w 2016 roku badania przy użyciu dronów ujawniły, że Puma Punku ma powierzchnię siedemnastu hektarów, z czego jedynie dwa zostały odkryte. Pozostała część, w tym dwie dodatkowe platformy, pozostaje wciąż nieodkopana i przykryta ziemią.
„Ściana ludzkości”
Tajemnicą Puma Punku jest również mur będący pozostałością po zbudowanym na planie kwadratu budynku, w którego ścianach umieszczono rzeźby stu siedemdziesięciu pięciu różnorakich głów. Każda z nich ma nieco inny kształt. Na dodatek przypominają one ludzi różnych ras – niektóre z nich wykazują cechy negroidalne, inne wyglądają, jakby modelami dla nich byli Azjaci, a kolejne przypominają rysami rasę białą oraz Inków. Trzy z nich nie są z kolei w ogóle kształtem podobne do czaszek ludzi – mają nadmiernie rozbudowane czoła, wielkie oczy i wąskie szczęki. Miejscowi przewodnicy nazywają ów mur „ścianą ludzkości”. Ma ona ich zdaniem przedstawiać wszystkie plemiona i cywilizacje, które mieszkały na naszej planecie w tamtym czasie. Naukowcy nie są w stanie wyjaśnić tego w żaden sposób.

Także Brama Słońca, która jest prawdopodobnie najsłynniejszym monolitem znajdującym się w Puma Punki i Tihuanaco, pozostaje zagadką. Ma ona 871 cm wysokości, 517 cm szerokości i 107 cm grubości. Została wykonana z jednej bryły andezytu i waży ponad 15 ton. Na jej szczycie przedstawiono trzydzieści dwa wizerunki z ludzkimi twarzami i szesnaście antropomorficznych postaci z głowami kondorów. Wszyscy patrzą w kierunku znajdującego się w centrum Wirakoczy, którego otaczają dwadzieścia cztery liniowe promienie mające pochodzić ze słońca. Trzyma on w dłoniach laskę symbolizującą błyskawicę i burze.
Niektórzy twierdzą, że symbolika w jakiś sposób przedstawia system kalendarza unikalny dla mieszkańców Tiahuanaco, chociaż nie ma ostatecznych i pewnych dowodów na to, że ta teoria jest poprawna. Ponadto uczeni odkryli, że wzór poniżej centralnej figury ma przedstawiać cykle niebieskie. Będąc późniejszym pomnikiem w miejscu, w którym stoi, Brama Słońca mogła również reprezentować przejście od religii księżycowej do religii słonecznej w oparciu o jej położenie względem słońca na zachód.
Choć nie jest ona kompletna, gdyż brakuje jej wpuszczanej ramy, zwanej chambranle, zawierającej zazwyczaj gniazda na zaciski do podtrzymywania późniejszych dodatków, to jednak charakteryzuje się unikalnymi detalami i wykazuje, że konstruktorzy musieli mieć wysokie umiejętności cięcia kamienia i znajomość geometrii wykreślnej. Niezwykła regularność elementów sugeruje ponadto, że są one częścią systemu proporcji. Zaproponowano wiele teorii dotyczących umiejętności konstrukcji architektonicznej rzemieślników z Tiahuanaco, ale wszystkie mają poważne luki.

Trudno powiedzieć dziś, czym dokładnie było Tihuanaco i jaką rolę pełniło należące do miasta Puma Punku. Wiadomo, iż w pierwszym z nich z pewnością żyli ludzie – w szczytowym okresie było ich ponad 10 tys., a sama aglomeracja zajmowała ponad 4 km kwadratowe. Najprawdopodobniej bardzo dynamiczny rozwój miasta był spowodowany złożoną gospodarką rolno-pasterską, wspieraną przez handel. Możliwe, iż było ono również centrum prekolumbijskich ceremonii religijnych, w których brali udział zarówno zwykli ludzie, jak i elity. Najprawdopodobniej składano podczas nich ofiary ze zwierząt, jak pokazują wykopaliska ze świątyni Akapana.
Ta ostatnia mogła być wykorzystywana jako obserwatorium astronomiczne, ponieważ została zbudowana w sposób wyrównany ze szczytem Quimsachata, co zapewniało bardzo dokładny widok na Drogę Mleczną z południa. Tymczasem z sanktuarium Kalasasaya można zobaczyć wschód słońca podczas równonocy i obu przesileń. Funkcjonalność budynków pozostaje przedmiotem spekulacji, ale dziś już wiadomo, że mieszkańcy Tiahuanaco byli w stanie badać i interpretować pozycje słońca, księżyca, Drogi Mlecznej i innych ciał niebieskich na tyle dobrze, iż nadawali im znaczącą rolę w swojej architekturze.

Legendy Ajmarów umieszczają Tihuanaco w centrum wszechświata prawdopodobnie z powodu położenia geograficznego – mieszkańcy byli świadomi swojego otoczenia i wykorzystywali je oraz zrozumienie astronomii do określania własnej pozycji i jako punkty odniesienia w swoich planach architektonicznych. Najważniejszymi z nich były Andy i jezioro Titicaca, które w starożytności rozciągało się na znacznie większym obszarze niż dziś i prawdopodobnie docierało swoimi brzegami do Tihuanaco. Jego wody miały znaczenie duchowe i religijne – wszakże z nich wyłonić miał się odpowiedzialny za stworzenie słońca, księżyca, kosmosu i ludzi Wirakocza.
RS