Kultura

Jan Himilsbach. Wrażliwą duszę krył pod maską kpiarza

Jan Himilsbach jest jedną z największych legend polskiej kultury (fot. Witold Rozmysłowicz/ PAP/ CAF).
Jan Himilsbach jest jedną z największych legend polskiej kultury (fot. Witold Rozmysłowicz/ PAP/ CAF).
podpis źródła zdjęcia

Charakterystyczny zachrypnięty głos, niezwykłe zachowanie przed kamerą i kapitalne opowieści. Tak zapewne większość widzów pamięta Jana Himilsbacha. Pozostawił po sobie dziesiątki anegdot oraz opowieści, które w środowisku aktorskim (i nie tylko) wspominane są do dziś.

Król naturszczyków, jak mówiło się w kręgu aktorskim o Janie Himilsbachu, był prawdziwym zjawiskiem polskiej kultury. Urodzony (prawdopodobnie) 1 lub 3 maja 1931 r. artysta przyszedł na świat w bardzo biednej rodzinie mieszkającej w Mińsku Mazowieckim. Najprawdopodobniej z pochodzenia był Żydem, a jego rodzice stracili życie podczas II wojny światowej.


Po ich śmierci miał ukrywać się przed Niemcami na cmentarzach. Tak przynajmniej opowiadał swoim przyjaciołom. Wiedziały o tym również siostry zakonne z Lasek pod Warszawą, które aktor często odwiedzał. Możliwym potwierdzeniem części tej historii jest akt chrztu, który po latach odnalazł Stanisław Manturzewski, pracując nad dokumentem o Himilsbachu.

Na zdjęciu Jolanta Lothe i Jan Himilsbach na planie filmu pt. Obrazki z życia (fot. Ireneusz Radkiewicz/ PAP/ CAF).
Na zdjęciu Jolanta Lothe i Jan Himilsbach na planie filmu pt. Obrazki z życia (fot. Ireneusz Radkiewicz/ PAP/ CAF).

„Działo się w Mińsku, dnia dwudziestego ósmego kwietnia, tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego roku, o godzinie dziewiątej. Stawiła się Marianna Berkman, lat czterdzieści dziewięć mająca, przy mężu, z Mińska, w obecności Jana Płochockiego, robotnika i Jadwigi Frąckiewicz, przy mężu, obydwojga pełnoletnich, z Mińska i okazała dziecię płci męskiej, oświadczając, iż takowe urodziło się w Mińsku, dnia trzydziestego pierwszego listopada, roku tysiąc dziewięćset trzydziestego pierwszego, o godzinie szesnastej z Marianny Himilsbach, lat trzydzieści pięć wówczas mającej, niezamężnej, robotnicy nieżyjącej. Dziecięciu temu na chrzcie świętym w dniu dzisiejszym nadane zostało imię Jan, a rodzicami jego chrzestnymi byli: Jan Płochocki i Jadwiga Frąckiewicz. Akt ten stawiającej i świadkom przeczytawszy, łącznie z nimi podpisaliśmy: ks. Józef Brodała, Maryianna Berkman, Płochocki Jan, Frąckiewicz”.


Z powyższego tekstu można wyłowić absurdalną datę jego przyjścia na świat – 31 listopada.

,,

Urodziłem się 31 listopada, w dniu, którego nie było i nigdy nie będzie, a wokół mnie powstało tyle legend, że aż sam żałuję, że nie udało mi się tego wszystkiego przeżyć


– żartował w jednej z rozmów w Polskim Radiu.

Dzieciństwo i młodość Jana Himilsbacha

Himilsbach miał smutne dzieciństwo – wychowywał się w bardzo biednym domu i dorastał w otoczeniu szemranego towarzystwa. Manturzewski dotarł również do wspomnień z jego młodości. Matka aktora miała być kobietą słusznej postury i wagi o pięknych rysach twarzy, na której widać było jednak ciężar życia w nędzy. Syna, z którym z mieszkała w niewielkim drewniaczku w maleńkim pokoiku na poddaszu, ponoć nazywała Iwanem. Nie miała niestety dość pieniędzy, aby wyżywić ich oboje, więc mały Jaś często dojadał po zaprzyjaźnionych sąsiadach. Ponadto Marianna prawdopodobnie nadużywała alkoholu.


Nieznane pozostają powody, z jakich w wieku 16 lat przyszły aktor trafił do więzienia. Miał wylądować wówczas w słynącym z bardzo ciężkich warunków więzieniu karno-śledczym nr III w Warszawie. Nazywane było ono potocznie Toledo. To dość niezwykłe, bo w jego murach wyroki odsiadywali przede wszystkim żołnierze związani z podziemiem niepodległościowym i inne osoby uważane przez komunistów za wrogów Polski Ludowej. Nic nie wiadomo na temat tego, aby aktor przynależał do antykomunistycznych organizacji wojskowych, ale nie można tego również wykluczyć. Zwłaszcza że podczas II wojny światowej obrabowywał z kolegami niemieckie transporty.


Nieco później, być może ze względu na młody wiek, został przeniesiony do poprawczaka w Szubinie, a następnie, dzięki dobremu sprawowaniu, do kamieniołomów w Strzegomiu. Tam przyuczono go do zawodu kamieniarza. Jednocześnie zainteresował się literaturą. To właśnie wtedy narodziły się dwie jego największe pasje. 

Nieznane oblicze Jana Himilsbacha

Miłością, jedyną i prawdziwą (oprócz żony Basi) Himilsbacha była poezja, którą sam – równocześnie z opowiadaniami – pisał. Znalezione i ponownie po latach wydane wiersze aktora są piękne, poruszające i zaskakująco głęboko dotykają problemów duszy i człowieczeństwa. Mają różną formę – od lekkiej i żartobliwej po bardzo poważną. Wyłaniający się z nich autor jawi się czytelnikowi jako osoba wrażliwa i jednocześnie nieprzeciętnie inteligentna.


Nie działo się tak przypadkiem. Himilsbach był człowiekiem bardzo oczytanym, a powieści Dostojewskiego i prozę Marka Hłaski, jednego ze swoich największych przyjaciół, znał na pamięć. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że pod kpiącą maską aktora ukrywał się człowiek szlachetny, mający naturalne, wewnętrzne piękno.

Jan Himilsbach był zarówno dobrym i przyjaznym, jak i nieprzeciętnie inteligentnym człowiekiem (fot. Ireneusz Radkiewicz/ PAP/ CAF)
Jan Himilsbach był zarówno dobrym i przyjaznym, jak i nieprzeciętnie inteligentnym człowiekiem (fot. Ireneusz Radkiewicz/ PAP/ CAF)
Niestety artysta przez wiele lat był uzależniony od alkoholu, z roku na rok coraz bardziej przegrywał z nałogiem, a za zabawnymi, alkoholowymi historiami w rzeczywistości krył się prawdziwy dramat człowieka. Zdawał on sobie sprawę z własnych problemów, choć publicznie w swoim stylu obracał wszystko w żart.
,,

Wszyscy mi mówią, Janek przestań pić i rzuć palenie. Basica straszy, że jak nie przestanę, to odejdzie, lekarz straszy, jak nie przestanę, to szybko zejdę. Wszyscy dookoła nic tylko straszą, a człowiek, jak ma silną wolę, to i tak zapali i się napije


– mówił w jednej z rozmów.

„To były dwie różne osobowości”

Największym przyjacielem Himilsbacha i jednocześnie jego kompanem od kieliszka był wybitny aktor Zdzisław Maklakiewicz. Talent popularnego „Maklaka” porównywano do największych światowych gwiazd; nazywano go nawet polskim Humphreyem Bogartem i niewiele było w tym przesady. Wystarczy wspomnieć słynną scenę tańca w „Polskich drogach”. Zniszczony już wówczas przez alkoholizm Maklakiewicz zagrał w taki sposób, że koledzy z planu i Janusz Morgenstern dosłownie zaniemówili z wrażenia.

,,

To dwie osobowości były. Jak dwa okręgi, które mają wspólny fragment pola. Tym łączącym ich kawałkiem były dla nich fantazje artystyczne, umiejętność improwizacji, poczucie humoru – to swoje ironiczne spojrzenie i na siebie, i na świat to mieli wspólne. Różniło ich to, że obracali się w innych środowiskach chociażby, a więc i ich zainteresowania były inne. Janek sięgał po poezję, a Zdzisio Maklakiewicz grał na fortepianie


– opowiadał w rozmowie z redakcją portalu TVP.pl Kazimierz Kaczor.

Na zdjęciu Barbara Kwiatkowska-Lass i Jan Himilsbach (fot. reprodukcja/ PAP/ CAF).
Na zdjęciu Barbara Kwiatkowska-Lass i Jan Himilsbach (fot. reprodukcja/ PAP/ CAF).

Tragiczna śmierć przyjaciela była dla Himilsbacha prawdziwym ciosem, po którym długo nie potrafił się podnieść. Trzy dni po pogrzebie Maklakiewicza zadzwonił do domu kolegi. Odebrała jego matka. W słuchawce usłyszała:


– Jest Zdzisiek?


– Ależ panie Janku, przecież umarł! Był pan przecież na pogrzebie.


– Wiem (…), ale nie mogę się z tym pogodzić.

„Mówiłem jak w życiu, poruszałem się jak w życiu”

Największą sławę aktor zyskał dzięki występowi w „Rejsie” Marka Piwowskiego. Sceny Sidorskiego z inżynierem Mamoniem (czyli Maklakiewiczem) przeszły do historii kina, a jego kreację uznano za wybitną. W 1971 r. został za nią, ex aequo z Danielem Olbrychskim, laureatem Złotej Maski czytelników „Expressu Wieczornego”. Na pytanie o to, jak udało mu się stworzyć tak autentyczną postać, odpowiedział prosto. „Mówiłem jak w życiu, poruszałem się jak w życiu” – powiedział w 1971 r. w rozmowie z magazynem „Film”.

,,

Himilsbach w każdym filmie był właściwie taki sam. Nie tyle grał, co po prostu był. Był sobą. Ten ekranowy Himilsbach niewiele się przecież różnił od tego, którego w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych można było w Warszawie spotkać albo gdzieś na Krakowskim Przedmieściu, albo w »Harendzie«, »mecie« studentów pobliskiego uniwersytetu, gdzie artysta godzinami przesiadywał i urządzał pijackie happeningi, dokąd często sprowadzał cygańską orkiestrę i gdzie zawsze otaczało go stadko młodych fanów i starych deliryków


– wspominał Lech Krupiewski, również w „Filmie”, w 1992 r.

Kamienna rzeźba upamiętniająca Jana Himilsbacha (fot. Przemysław Piątkowski/ PAP)
Kamienna rzeźba upamiętniająca Jana Himilsbacha (fot. Przemysław Piątkowski/ PAP)

W sumie król naturszczyków zagrał w ponad 70 filmach. Większą część z nich omówiono w programie „Niedziela z: Janem Himilsbachem”, dostępnym w TVP VOD. O koledze opowiadał również Andrzej Dobosz w ramach cyklu „Rozmowy z Andrzejem Doboszem” w Telewizji Polskiej. Występy pozwalały aktorowi – razem z pracującą żoną – utrzymywać rodzinę na dobrym poziomie życia. Nadto Himilsbach nieustannie pracował jako kamieniarz na Powązkach. Bardziej z pasji aniżeli chęci zarobku. Zmarł 11 listopada 1988 r. w wieku 57 lat.


RS


Źródła:


Polskie Radio/ Film


Więcej na ten temat