Głos powojennego pokolenia, nieszczęśliwy romantyk i polski Ernest Hemingway o wyglądzie Jamesa Deana. Marek Hłasko to jeden z najpopularniejszych polskich pisarzy, który swoją twórczością wyrażał najtrudniejsze ludzkie emocje – rozczarowanie światem, bezsilność, niepokój. Losy jego bohaterów to w istocie kronika jego życia, które trwało zbyt krótko.
Marek Hłasko nie byłby pisarzem, gdyby nie był czytelnikiem. W młodości, choć nie lubił się uczyć, za co w wieku 16 lat został usunięty z liceum, dużo czytał. Uwielbiał prozę Ernesta Hemingwaya, Williama Faulknera czy Fiodora Dostojewskiego. Sam też podejmował próby literackie m.in. prowadził pamiętnik, w którym przelewał swoje doświadczenia na papier.
„Jeśli to raj, to mało przyjemnie”
Codzienność była dla niego największym źródłem inspiracji. Z prozaicznych zadań potrafił stworzyć wciągającą historię. Jego pierwsza powieść pt. „Następny do raju” z 1957 r. to w istocie zapis jego wspomnień z okresu, gdy pracował jako… kierowca ciężarówki w Bazie Transportowej w Bystrzycy Kłodzkiej. I jak można się domyślić – nie stworzył najlepszej reklamy tego fachu. Główny bohater, bezimienny Warszawiak, to człowiek nieszczęśliwy i pozbawiony nadziei na lepsze jutro. Na podstawie tego utworu nakręcono film pt. „Baza ludzi umarłych”, w którym zagrali m.in. Leon Niemczyk i Tadeusz Łomnicki.
Zanim jednak Hłasko zaczął pisać powieści, zasłynął jako twórca opowiadań. Zadebiutował „Bazą Sokołowską” w 1951 r., gdzie ukazał tragizm losu robotników, którzy pokornie i ciężko pracują w imię odnowy kraju. Po latach przyznał, że nigdy nie lubił tego dzieła, a nawet się go wstydził. W przedmowie do książki „Następny do raju” nazwał je „hańbą swojego życia”.

„Robotnicy” i Nagroda Pracy
Kolejne utwory pisarza miały już inny wydźwięk. „Złota jesień”, „Szkoła” i „Noc nad piękną rzeką” – to były opowiadania, z którymi łatwo identyfikowała się młodzież. Największe uznanie przynieśli mu jednak „Robotnicy” (1955), którymi rozprawił się z debiutancką „Bazą Sokołowską”.
W „Robotnikach” poznajemy historię mężczyzn, którzy pracują przy budowie mostu i skarżą się na związany z tym trud. Nie ma w nich wdzięczności ani charakterystycznej dla literatury socrealizmu radości z przysłużenia się ojczyźnie, a zamiast tego – rozgoryczenie i żal. Opowiadanie doczekało się Nagrody Pracy w 1955 r.
Świat pozbawiony złudzeń, czyli „Pierwszy krok w chmurach”
Prawdziwy przełom nastąpił w 1956 r., gdy Hłasko opublikował zbiór opowiadań „Pierwszy krok w chmurach”. Umieścił w nim zarówno utwory z poprzednich lat, jak i premierowe tytuły. Wszystkie z nich, za wyjątkiem niechlubnej „Bazy Sokołowskiej”, polemizują z ideą socrealizmu.
Ich bohaterowie przeżywają osobiste dramaty różnej natury. Są pesymistami, a ich ponury nastrój potęguje deszczowa aura za oknem, która pojawia się niemal w każdym opowiadaniu. Wreszcie – są ludźmi, którzy nie lubią swojej pracy i nie wierzą w jej wzniosłą wartość. Zmęczenie, wypalenie zawodowe i rozczarowanie życiem to najczęstsze emocje, jakie im towarzyszą.
Zbiór „Pierwszy krok w chmurach” został ciepło przyjęty przez czytelników, którzy odnaleźli w nim analogię do własnego życia. Recenzenci również byli przychylni i nagrodzili Hłaskę nagrodą Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Zupełnie inne spojrzenie na twórczość pisarza przyjęła komunistyczna władza, która twierdziła, że Hłasko buntuje nią społeczeństwo. Poskutkowało to wzmożoną cenzurą na jego dzieła.
Życie na emigracji
W 1958 r. Hłasce zaproponowano wyjazd do Paryża w ramach stypendium za Nagrodę Wydawców. Pisarz był początkowo rozdarty, z uwagi na szczególną więź, jaka łączyła go z Agnieszką Osiecką, ale ostatecznie przyjął ofertę. Tam nawiązał współpracę z paryską „Kulturą” – emigracyjnym pismem Jerzego Giedroycia, dzięki któremu mógł wydawać w Polsce swoje ocenzurowane opowiadania, m.in. „Cmentarze”.
To był gwóźdź do trumny. Władze w Polsce podjęły bowiem decyzję, że Hłasko nie może już wrócić do ojczyzny. Skazany na tułaczkę pisarz, z bezsilności zaczął popadać w coraz większe załamanie i uzależnienie od alkoholu.
Pozostał jednak płodnym twórcą. Na emigracji ukazały się jedne z jego najbardziej poczytnych dzieł: autobiograficzni „Piękni dwudziestoletni”, „Wszyscy byli odwróceni” czy „Nawrócony w Jaffie”. Wtedy Hłasko zwrócił na siebie uwagę Romana Polańskiego, który zaproponował mu współpracę scenariuszową przy jego nowym filmie. Niestety twórcy nie znaleźli wspólnego języka, a ich wspólne plany zakończyły się fiaskiem.

„Jeśli Krzysio umrze to ja też”
Nie zraziło go to do Hollywood, do którego wciąż powracał. Spotykał się tam m.in. z Krzysztofem Komedą, którego poznał za pośrednictwem Romana Polańskiego. Ich znajomość miała jednak tragiczny finał. Podczas jednego ze wspólnych spacerów w Beverly Hills, poprzedzonego zakrapianą imprezą, doszło do nieszczęśliwego wypadku.
Hłasko nieumyślnie zepchnął Komedę ze skarpy, w wyniku czego kompozytor doznał poważnego urazu głowy. Po pewnym czasie stwierdzono u niego krwiaka mózgu. W kolejnych miesiącach skarżył się na silne ataki migreny. 23 kwietnia 1969 r. zmarł w szpitalu.
Hłasko nigdy nie potrafił sobie wybaczyć, że przez niego zginął przyjaciel. Któregoś dnia przy szpitalnym łóżku, na którym leżał pogrążony w śpiączce Komeda, miał powiedzieć: „Jeśli Krzysio umrze to ja też”.
55. rocznica śmierci Marka Hłaski
Mówi się, że to wyrzuty sumienia go zabiły. Hłasko odszedł niespełna dwa miesiące po śmierci Komedy, dokładnie 14 czerwca 1969 r. w wyniku zapaści przez połączenie leków nasennych z alkoholem. Wcześniej jednak nic nie wskazywało na kłopoty pisarza. W tym samym roku nawiązał obiecującą współpracę z niemieckim reżyserem Hansem J. Boberminem, dla którego miał pisać scenariusze do jego filmów. Pierwszym z nich miało być „Życie bez Esther”, którego akcja toczy się w Izrealu. W tym celu Hłasko zaplanował podróż na Wschód. Zmarł dzień przed wylotem.
Środowisko literackie długo nie mogło pogodzić ze śmiercią zaledwie 35-letniego pisarza. Mówiono, że choć odnosił sukcesy, na emigracji czuł się bardzo samotny. Brakowało mu przyjaźni i prawdziwej miłości. Być może stąd ten napis na nagrobku, który zasugerowała matka Hłaski, a który został wyryty na pomniku przez samego Jana Himilsbacha: „Żył krótko, a wszyscy byli odwróceni”.
