Gwiazdy

„Dopiero się rozkręcam!” Danuta z „Sanatorium miłości” o marzeniach i nowym rozdziale w życiu

Danuta z programu „Sanatorium miłości”.
Danuta oglądała „Sanatorium miłości” od pierwszej edycji, aż w końcu sama zdecydowała się wysłać zgłoszenie. Udział w programie odmienił jej życie! Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/TVP
podpis źródła zdjęcia

Danuta dała się poznać w „Sanatorium miłości” jako kobieta, która zaraża wszystkich swoją pogodą ducha, pasjonuje się fotografią, marzy o aktorstwie i pokazuje, że na zmiany nigdy nie jest za późno. A jaką jest osobą, kiedy gasną światła kamer? W szczerej rozmowie opowiada o życiowych zakrętach, sile, która przychodzi z doświadczeniem, i o tym, jak „telewizyjna przygoda” może zmienić wszystko.

Oglądaj „Sanatorium miłości” w TVP VOD

Marta Manowska opowiedziała nam o uczestnikach 7. edycji „Sanatorium miłości”. Fot. TVP

Marta Manowska o uczestnikach „Sanatorium miłości”: „To jest taka energia…”

Aktualności

Agnieszka Żurek: Porozmawiajmy o fotografii, bo to nie tylko Twoja praca, ale też pasja. Jakie historie najbardziej lubisz zamykać w kadrach?


Kiedy prowadziłam zakład fotograficzny, fotografowałam właściwie wszystko. Najwięcej radości dawała mi praca w atelier – komunie, chrzty, śluby w kościele i urzędzie, sesje plenerowe, portrety dzieci. A dziś? Głównie rodzinne uroczystości – dzieci, wnuki, mamy.


Czyli przede wszystkim ludzie – emocje, twarze.


Zawsze ludzie.


Masz w archiwum zdjęcie, które jest dla Ciebie szczególnie ważne?


Mam ich bardzo dużo… Najbardziej cenię te, które były gdzieś prezentowane – z pracy, ze szkoły, z atelier. Fotografowałam mnóstwo dzieci, ale największą radość dawały mi zdjęcia moich własnych dzieci, zwłaszcza po ich narodzinach.


Często wracasz do tych zdjęć?


Tak, zwłaszcza do tych z czasów, gdy prowadziłam zakład. Robiliśmy wszystko na kliszach, na papierze – te zdjęcia są namacalne, można do nich wracać w każdej chwili. Dziś robi się zdjęcia telefonem, efekt widać od razu. Wtedy każde zdjęcie wymagało pracy i było w nim coś magicznego – ta niepewność, jak kto wyszedł.


Może dlatego wracają dziś do łask analogowe aparaty i polaroidy.


Właśnie! Myślałam kiedyś, żeby otworzyć taką pracownię, ale to wymaga sprzętu: powiększalników, kuwet, ciemni… Zostały mi stare aparaty. Szczególnie lubiłam zdjęcia czarno-białe, były łatwiejsze do wywoływania. Kolorowe wymagały ustawiania filtrów. Czarno-biała fotografia jest bardzo wdzięczna. A jeszcze gdyby robić zdjęcia na błonie i dodać retusz…


Mówisz o takim klasycznym retuszu, nie cyfrowym?


Tak, zupełnie innym. Miałam specjalny pulpit retuszerski, błony i aparat Globica — wkładało się do niego kasetki z błonami. Pamiętam, że w rogu miały specjalne wycięcie, żeby nie pomylić strony. Przy zdjęciach legitymacyjnych musiałam wszystko dokładnie oznaczać: pierwsze, drugie, trzecie ujęcie – żeby nie naświetlić tego samego fragmentu. Potem wywoływałam błonę, siadałam do retuszu, włączałam podświetlenie, brałam cieniutki ołówek i bardzo delikatnie wygładzałam niedoskonałości. Wszystko musiało być precyzyjne, żeby twarz wyglądała pięknie.


Wszystkie zdjęcia retuszowałaś?


Tak. Retuszowałam zdjęcia legitymacyjne, ślubne, portretowe, okolicznościowe… Można powiedzieć, że to była wyższa szkoła jazdy, ale naprawdę to opanowałam. W szkole mieliśmy warsztaty, później pracowałam w spółdzielni i studiowałam. Moja kierowniczka była bardzo wymagająca – dużo mnie nauczyła. Współpracowałam też z wieloma prywatnymi zakładami, którym robiłam retusze.


Mówisz o swojej pracy z ogromną pasją. Ale wiem, że Twoje życie prywatne nie było łatwe – samotnie wychowywałaś dzieci, przeszłaś trudne rozstanie. Jak sobie radziłaś?


To był trudny czas. Zrezygnowałam z pracy, urodziłam dzieci i przez sześć lat byłam w domu. Co dwa lata kolejne dziecko. W międzyczasie planowałam założenie zakładu fotograficznego. Kiedy go otworzyłam i zaczęłam znów wychodzić do ludzi, poczułam, że się otwieram. Inaczej spojrzałam na życie i postanowiłam, że dam radę. Miałam też trudne doświadczenia z dzieciństwa – mój ojciec był alkoholikiem. Już jako młoda dziewczyna postanowiłam, że jeśli spotka mnie coś podobnego, to się nie poddam. Było ciężko, ale poradziłam sobie. Wsparcie dawały mi mama, kuzynka, przyjaciółka.

Udział w „Sanatorium miłości” rozbudził w Danucie apetyt na więcej. Zwłaszcza, jeśli chodzi o spełnienie jej marzenia związanego z aktorstwem. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/TVP
Udział w „Sanatorium miłości” rozbudził w Danucie apetyt na więcej. Zwłaszcza, jeśli chodzi o spełnienie jej marzenia związanego z aktorstwem. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/TVP
Urszula z Poznania postanowiła wreszcie pomyśleć o sobie, więc zgłosiła się do „Sanatorium miłości”. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa

Urszula z „Sanatorium miłości”: Można mieć motyle w brzuchu nawet po sześćdziesiątce

Gwiazdy

Wierzysz, że przeciwności nas hartują?


Zdecydowanie tak. Uczą życia. Przeszłam sporo i dziś patrzę na świat inaczej. Wiem, że można sobie poradzić – trzeba tylko chcieć. Jestem przekonana, że kobieta nie powinna bać się wyzwań. Nawet jeśli oznacza to samotne macierzyństwo – lepsze to niż życie w toksycznym związku. Słyszałam, że masz w sobie duszę ryzykantki.


Marzył Ci się skok na bungee. A co jeszcze chciałabyś zrobić?


Podróże! Bardzo mnie ciągną. Ostatnio mówiłam dziennikarce z „Super Expressu”, że marzą mi się skutery wodne. A ona zapytała: „a może tor wyścigowy?”. I wiesz co? Spodobał mi się ten pomysł! Ale jeśli mówimy o szalonych marzeniach… Chciałabym zagrać jakąś rolę. W filmie albo w telewizji. Zawsze marzyłam o aktorstwie – ta potrzeba siedzi we mnie od lat.


Czy udział w „Sanatorium miłości” rozbudził ten apetyt?


Oj tak, bardzo! Teraz dopiero poczułam, że chcę działać, próbować nowych rzeczy. Myślę nawet o castingu. Czuję, że coś jeszcze mnie czeka.


Jaka jest Twoja wymarzona rola?


Nie mam jednej konkretnej. Mogłabym zagrać wszystko, coś pogodnego, coś nietypowego… Może coś wesołego. Ale tak naprawdę – czekam na propozycję!


Czy wiek ma znaczenie w spełnianiu marzeń?


Dla mnie to tylko cyferki. Marzenia można realizować przez całe życie. Jeśli mamy chęć, siłę i pasję – róbmy to! Nigdy nie jest za późno, nawet na aktorstwo. Lepiej późno niż wcale.


Często mówi się, że po sześćdziesiątce zaczyna się nowy rozdział. Jak to wygląda u Ciebie?


U mnie? Ja przyspieszam! Teraz dopiero otworzyłam się na życie. Chcę spełniać marzenia, które do tej pory odkładałam, choćby te aktorskie. Nie zwalniam, a wręcz przeciwnie! Chcę działać i więcej podróżować.


Z jakim nastawieniem szłaś do „Sanatorium miłości”? Szukałaś miłości, przygody… czy jednego i drugiego?


Wszystkiego naraz. Chciałam przeżyć coś nowego, poznać ludzi, bo bardzo lubię nowe znajomości. Może zaprzyjaźnić się z kimś, może przeżyć przygodę… A jeśli przy okazji trafiłaby się miłość – tym lepiej.


Czyli pełen pakiet emocji.


Dokładnie tak. Chciałam wszystkiego po trochę. Samo to, że dostałam się do programu, było ogromnym przeżyciem. A potem było tylko piękniej. To naprawdę była przygoda życia.

Danuta ma za sobą ciężkie chwile. Teraz pragnie podróżować, spełniać marzenia i cieszyć się z każdego dnia. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/TVP
Danuta ma za sobą ciężkie chwile. Teraz pragnie podróżować, spełniać marzenia i cieszyć się z każdego dnia. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/TVP
Stanisław z Raszyna jest jednym z sześciu mężczyzn, którzy poszukują drugiej połówki w programie „Sanatorium miłości”. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/ TVP

Stanisław z Raszyna: Nie poszedłem do „Sanatorium miłości” szukać kucharki czy sprzątaczki

Gwiazdy

Jak to się właściwie stało, że się zgłosiłaś?


Oglądałam „Sanatorium miłości” od pierwszej edycji. Najpierw nie byłam w odpowiednim wieku, potem ciągle coś wypadało – wnuczka się urodziła, były obowiązki. W końcu, w Dzień Matki, siedziałam z córką i powiedziałam: „Może się zgłoszę?”. A ona: „Tak! Otwieraj komputer!”. Pomogła mi też nagrać filmik do rekrutacji. Później był casting, rozmowa z psychologiem, badania… Byłam w szoku, że dostałam się za pierwszym razem! Ale też ogromnie szczęśliwa.


A czy coś Cię w programie zaskoczyło?


Tak – lokalizacja! Wcześniejsze edycje były w górach, a tu… Mikołajki. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero na końcu. A ja uwielbiam wodę, więc kiedy przyjechałam i zobaczyłam jeziora, promenady, to się zakochałam. Zaskoczyły mnie też konkurencje. Było dużo tańca, zajęć na wodzie, skutery, statki, nawet motolotnia! A ja lubię takie wyzwania, więc byłam zachwycona.


Utrzymujesz kontakt z innymi osobami po programie?


Tak, mamy kontakt. Może nie ze wszystkimi mężczyznami, ale z dziewczynami regularnie rozmawiamy. Z Ulą, z którą dzieliłam pokój, często dzwonimy do siebie. Z Elą byłam już na dwóch wspólnych wyjazdach, a na trzecim razem wystąpiłyśmy w „Familiadzie”! Odwiedziłam też Małgosię w Warszawie, byłyśmy tam razem z Anią. Te relacje naprawdę się utrzymują, i to jest piękne.


Czyli można powiedzieć, że zyskałaś nie tylko telewizyjną przygodę, ale i prawdziwe przyjaźnie.


Tak! Spotykamy się, rozmawiamy, dzwonimy do siebie. Te relacje naprawdę przetrwały.


To piękne, bo choć mówi się o programie jako o szansie na miłość, równie ważne są wartościowe znajomości.


Dokładnie tak.


Ale muszę też zapytać o romantyczne relacje, bo to „Sanatorium miłości”! A Ty mówiłaś wcześniej, że to mężczyzna powinien zrobić pierwszy krok. Skąd to przekonanie?


To jeszcze podejście z dawnych czasów. Kiedy byłam młodą dziewczyną, to chłopak musiał podejść pierwszy. Ja byłam bardzo nieśmiała, skromna. Nawet mój mąż pierwszy mnie poderwał – sama nigdy bym do niego nie zagadała.


A po programie coś się zmieniło? Zmieniłaś swoje zasady?


Trochę tak. Stałam się bardziej otwarta, inaczej na to patrzę. Myślę, że jeśli ktoś naprawdę by mi się spodobał… to może i zrobiłabym ten pierwszy krok.


To bardzo budujące.


Naprawdę. Zobaczymy, co jeszcze przede mną, ale na razie nic nie zdradzam! (śmiech)


Oczywiście, wszystko w swoim czasie. Ale mimo wszystko widać, że dużo pozytywnego wyniosłaś z tego doświadczenia.


Bardzo dużo. Jestem szczęśliwa. Nie przypuszczałam, że w tym wieku – po wszystkim, co przeszłam – jeszcze coś takiego mnie spotka. Zawsze marzyłam o aktorstwie, ale życie miało inne plany. A tu nagle okazuje się, że choć w małym stopniu mogę to marzenie zrealizować. To dla mnie ogromnie pozytywne zaskoczenie. Że telewizja stworzyła program, który daje takie możliwości. I że ja mogłam być jego częścią. Jako młoda dziewczyna nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego mnie spotka. I powiem jedno – naprawdę warto.


Gdyby była taka możliwość, wystąpiłabyś w programie jeszcze raz?


Oczywiście! Gdyby tylko się dało! Ale trzeba dać też szansę innym. Gdyby pojawiła się możliwość udziału w kolejnej edycji – próbowałabym bez wahania.

Według Danuty wiek nie ma znaczenia, jeśli chodzi zarówno o spełnienie marzeń, jak i odnalezienie wielkiej miłości. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/TVP
Według Danuty wiek nie ma znaczenia, jeśli chodzi zarówno o spełnienie marzeń, jak i odnalezienie wielkiej miłości. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/TVP
Małgorzata to jedna z uczestniczek siódmej edycji programu „Sanatorium miłości”, emitowanego w każdą niedzielę o godz. 21:20 w TVP1. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa

Małgorzata z programu „Sanatorium miłości”: Nie szukam perfekcji

Gwiazdy

Wydajesz się osobą, która nie boi się próbować nowych rzeczy. Skąd w Tobie ta siła, żeby wychodzić ze swojej strefy komfortu?


Może nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale w życiu wielu rzeczy się bałam. Kiedyś byłam bardzo zamknięta. Z czasem zaczęłam się otwierać, poznawać ludzi, nabierać odwagi. To właśnie ludzie mnie otworzyli – przyjaciele, znajomi… Pamiętam, jak koleżanka zobaczyła ogłoszenie o castingu do „Sanatorium miłości” i powiedziała: „Ty się musisz zgłosić! Jesteś stworzona do tego programu!”. No to się zgłosiłam. A ona tylko powiedziała: „Wiedziałam, że się dostaniesz”. I miała rację.


Czyli nawet jeśli coś Cię kiedyś przerażało, ciekawość była silniejsza niż strach?


Zdecydowanie tak. Nawet gdybym się bała, i tak bym to zrobiła. A do programu szłam bez lęku – oglądałam wszystkie edycje, wiedziałam, czego się spodziewać. Pomyślałam: nowi ludzie, znajomości, może miłość… Przygoda życia! I tak właśnie było.


A jak reagują ludzie po emisji programu? Zaczepiają Cię?


Bardzo często! Ostatnio na ryneczku pani zapytała: „I co, znalazła pani miłość?”. Odpowiedziałam, że tak, a ona: „Poznałam panią! Kibicowałam!”. To są bardzo miłe sytuacje, czuć od ludzi ogrom pozytywnej energii.


To chyba trochę jak w aktorstwie – rozpoznawalność, kontakt z publicznością.


Tak! Coraz bardziej to odczuwam. Pamiętam, jak po nagraniach do „Familiady” poszłyśmy z Elą na Starówkę i zaczepiła nas młodzież – dzieciaki w wieku 12–17 lat. Byłam naprawdę wzruszona, że ktoś tak młody nas poznaje i reaguje z uśmiechem.


I co mówili ci chłopcy?


Mówili: „My panią widzieliśmy w telewizji!”. To było bardzo miłe. Fajnie, że nawet młodsi widzowie nas kojarzą. Zobaczymy, jak to się rozwinie.


Myślę, że będzie tylko lepiej.


Ja też tak czuję. Jeśli pierwszy odbiór był tak pozytywny, to wierzę, że to dopiero początek.


A wracając jeszcze do miłości… Myślisz, że można zakochać się w dojrzałym wieku tak samo mocno, jak w młodości?


Zdecydowanie tak. Wiek nie ma znaczenia. Ale myślę, że ta miłość jest inna – głębsza, dojrzalsza. Mamy doświadczenie, wiemy, czego chcemy, a czego nie. I to sprawia, że taka relacja może być jeszcze piękniejsza.


Z wiekiem stajemy się bardziej wymagające – ale w tym dobrym sensie. Znamy swoją wartość i nie godzimy się na bylejakość.


Tak. Patrzymy na jakość, nie ulegamy pierwszemu zauroczeniu. Młodość to często burza emocji, a teraz… jest spokój i dojrzałość. Życie nauczyło mnie wiele, ale wierzę, że w każdym wieku można stworzyć coś pięknego, jeśli spotka się właściwą osobę.


Jaki powinien być mężczyzna, który dziś skradłby Twoje serce? Co jest dla Ciebie najważniejsze?


Przede wszystkim szczerość, to dla mnie kluczowe. Poza tym: poczucie humoru, inicjatywa, otwartość na rozmowę. Marzę o relacji, w której można spokojnie rozmawiać o wszystkim, rozwiązywać problemy bez kłótni. Nie lubię się kłócić i uważam, że rozmowa to podstawa. Chciałabym też czuć zaangażowanie i miłość. Wtedy razem można przenosić góry i po prostu cieszyć się życiem. No i podróże! Nie chciałabym, żeby partner tylko siedział w domu. Marzę o wspólnych wyjazdach, takich spontanicznych. Bo fajnie coś razem przeżywać, niezależnie od wieku.


Podróże rozwijają, prawda?


Oj, bardzo. Marzę o tym, żeby teraz podróżować jeszcze więcej. Już wcześniej bywałam za granicą, jeździłam z córką, ale teraz mam też plany z koleżankami z „Sanatorium”… choć nie chcę wszystkiego zdradzać (śmiech).


To może chociaż zdradzisz kierunek?


Na razie Polska. Najbliższy przystanek to Kraków. Potem Szczecin, Gdańsk… a może i coś dalej – kto wie?


A gdybyś miała złoty bilet – bez ograniczeń, gdzie byś pojechała?


Trudno powiedzieć. Chciałabym zobaczyć wiele miejsc. Nie mam jednej, wymarzonej destynacji. Chcę zacząć od bliższych podróży i powoli odkrywać świat. W kilku krajach już byłam, ale nadal czuję niedosyt.


I na koniec… co powiedziałabyś sobie sprzed lat? Jaką radę dałabyś młodszej sobie?


To trudne pytanie… Bo młodość to zupełnie inne spojrzenie na życie. Nie mamy jeszcze doświadczenia, wielu rzeczy nie rozumiemy. Szczerze? Pewnie coś bym zmieniła, ale nie chce się w to już zagłębiać. Dzisiaj patrzę na życie z większym dystansem, bardziej świadomie.


„Sanatorium miłości” – kiedy i gdzie śledzić nowe odcinki?


Nowe odsłony pełnego wzruszeń i romantycznych uniesień programu można oglądać w każdą niedzielę o godz. 21:20 na antenie TVP1. Odcinki dostępne są również online – w serwisie TVP VOD.

Więcej na ten temat