W tym roku minęła 75. rocznica urodzin Zbigniewa Wodeckiego. Z tej okazji na sopockim molo przygotowano niezwykły koncert „Wodecki Twist – Piosenki o miłości”. Jego organizatorką była córka legendarnego gwiazdora polskiej estrady. – Tata lubił bezpośredni kontakt z ludźmi. To taki prezent dla niego – mówi Kasia Wodecka w rozmowie z TVP.pl. Koncert można zobaczyć w TVP VOD.
Longina Stempurska: Jaka była ulubiona piosenka Twojego taty?
Kasia Wodecka: Na pewno „Panny mego dziadka”. Pochodzi z płyty, którą tata nagrał dwukrotnie. Po raz pierwszy w 1976 roku. A potem z zespołem Mitch & Mitch, który odkrył tę muzykę na nowo.
A Twoja?
– Trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ uwielbiam zarówno te stare, bardzo znane utwory, np. „Lubię wracać tam, gdzie byłem”, jak i te mniej popularne. Ogromnie podoba mi się utwór „Kochaj mnie”. Jest przepiękny. Śpiewano go już na festiwalach Wodecki Twist, w różnych interpretacjach. A taki mój ukochany to „Słoneczko”, czyli „Opowiadaj mi tak”. Tata śpiewał tę piosenkę przepięknie. Ale w wykonaniu Kuby Badacha czy Ani Rusowicz również brzmi cudownie.
Twój tata, Zbigniew Wodecki, lubił śpiewać o miłości – „Oczarowanie”, „Dobrze, że jesteś”, „Nad wszystko uśmiech twój” i „Izolda”. Te m.in. piosenki zaśpiewali artyści w Sopocie na molo z okazji rocznicy jego urodzin.
– Urodziny taty przypadają 6 maja, aby je uczcić, zagraliśmy 3 maja piękny koncert w bardziej nastrojowej atmosferze, to wydarzenie niecodzienne, na molo w Sopocie, mieście z którym mamy wiele wspomnień, to tu tata skomponował utwór „Z tobą chcę oglądać świat”. Pomyślałam sobie, że fajnie jest zorganizować koncert kameralny, nieco bardziej urodzinowy. Tak jak tata lubił, czyli bez wielkiej pompy. Ale za to w przecudownym nastroju i w pięknym miejscu, jakim jest molo w Sopocie.
W otwartej przestrzeni na molo gramy z powietrzem, morzem, chmurami, z taką lekkością. To się bardzo kojarzy z tatą, z jego podejściem i dystansem do świata. Niby wychodził na scenę na galowo, w smokingu, a tak naprawdę cały czas uśmiechał się i miał kontakt z ludźmi, był na luzie.

Do Twojego taty pasowały i kameralne, i duże sceny.
– Tak, niezwykle. Festiwal Wodecki Twist, który zagramy po raz ósmy w Krakowie, będzie jak zawsze ogromną galą. Produkujemy go z Telewizją Polską, a odbędzie się 15 czerwca.
Wracając do urodzinowego koncertu, „Wodecki Twist – Piosenki o miłości” w Sopocie wspaniale nam wyszedł. Ale jak mogło być inaczej, przecież to piosenki o miłości. Wykonali je Ania Karwan, Kuba Badach oraz finaliści ubiegłorocznej edycji „The Voice of Poland” – Ada Ropela i Kacper Andrzejewski. To młode głosy. A my promujemy twórczość młodych ludzi, bo też taka jest idea Wodecki Twist Festiwal.
Małe sceny niczego nie ujmują artyście.
– Dla taty były prawdziwsze. Tata jeździł na koncerty w całym kraju, lubił domy kultury, amfiteatry, zwykłe sale. Tata bardzo lubił bezpośredni kontakt z ludźmi. Organizując koncert na sopockim molo o to chodziło, o tę bezpośredniość. To taki prezent dla taty.
Koncert na deptaku musiał być niebywałą atrakcją dla turystów.
– Tak było. Wydaje mi się, że na molo zmieściło się ok. 800 osób. Na plaży nie było już ograniczeń – każdy mógł się zatrzymać, rozsiąść i posłuchać piosenek taty.
Piękna koncepcja koncertu. Dobrze, że pogoda jej nie zepsuła.
– Mamy taką opowieść festiwalową, że jeszcze nigdy podczas koncertu plenerowego nie spadł deszcz. A niejednokrotnie się zdarzało, tak jak i teraz w Sopocie, że następnego dnia już od rana padało. My jako ekipa festiwalowa zawsze wiemy, że będzie ładna pogoda i że się uda. Gdyby się nie udało, to musiałabym się poważnie zastanowić, co ten ojciec chciał mi przez to powiedzieć…
Nad wszystkim czuwa.
– Chyba tak.

Irena Santor, świętująca swoje 90. urodziny, koncertuje razem z młodymi artystami. Ideą jest przekazanie jej piosenek młodemu pokoleniu. Żeby jej hity wciąż żyły. Ty to robisz w imieniu taty.
– Organizując Wodecki Twist Festiwal, próbujemy dotrzeć do różnych stylów muzycznych, do różnych pokoleń, ponieważ te kompozycje, które tata tworzył, są wbrew pozorom trudne. Mimo że wydaje się wszystkim, że znamy je na pamięć, to są naprawdę niełatwe do wykonania. Chcemy zapoznawać ludzi z piękną, niepowtarzalną muzyką, ale też z niebanalnym tekstem. Nie chcę krytykować współczesnych muzyków, ale powiedzmy sobie szczerze, coraz trudniej jest o wybitny, ponadczasowy przebój, prawda? A jak by nie było, tata tych przebojów napisał bez liku. I nigdy nie mówił nikomu „nie”. Gdy ktoś go pytał, obojętnie czy z obszaru jazzu, hip-hopu, czy rocka, żeby coś zaśpiewał, zawsze był na tak, zawsze był otwarty na muzykę, na ludzi. Gdy zespół Mitch & Mitch wrócił do płyty po 40 latach, też się przecież zgodził.
Utwory taty były, są i będą. Ja nie jestem im do niczego potrzebna, ale doglądam spuścizny po tacie. Prowadzę rodzinną fundację i razem z rodziną postanowiliśmy, że nie będziemy chować dorobku taty do szuflady. Nie pozwalamy jego muzyce żyć jedynie w starszych radiostacjach, które, notabene, uwielbiam, lecz chcemy, by młodzi ludzie zapoznawali się z jego twórczością. I tak było dwa lata temu na Męskim Graniu. Nagle 20-latkowie zainteresowali się muzyką Zbigniewa Wodeckiego. Aranżacje zostały zmienione, ale wspaniale to wyszło. To taka kolejna cegiełka w kulturze muzycznej.
Piosenki Twojego taty nie tylko wpadały w ucho, miały melodię, ale też piękne słowa, a co za nimi szło – przekaz. Były o czymś.
– U taty to było niezwykle istotne i w każdym jego utworze zresztą słychać, że ten tekst jest wartościowy, jest o czymś, jest w nim historia. Tata pracował z takimi autorami jak: Jonasz Kofta, Janusz Terakowski, Andrzej Kuryło, Jacek Cygan, Zbigniew Książek, Wojciech Młynarski. Same znakomite nazwiska, nie celebryci. To poeci po prostu. Dla taty teksty były bardzo ważne. Przecież on się niejednokrotnie mylił na scenie. Mylił słowa. Ale ponieważ piosenki były opowieścią, znajdował inne wyrazy, które też do niej pasowały.

Jakim ojcem był Zbigniew Wodecki?
– Wesołym, bezpośrednim, fajnym kumplem. Zaczął karierę bardzo, bardzo wcześnie. Zdobywał pierwsze nagrody i tworzył pierwsze wielkie kompozycje, więc nie było go za wiele w domu, kiedy byliśmy mali. Gdy wracał z koncertów, cała nasza uwaga była w stu procentach skoncentrowana na niego. Był dla nas bardzo ważny, ale nigdy nie narzucał swojego zdania. Był jednak bardziej przyjacielem niż ojcem. Spotykając się z Alicją Majewską, dzwonił do Beaty Rybotyckiej, żeby jej powiedzieć, co jedzą z Alicją, a potem dzwonił do mnie, żeby powiedzieć, co słychać u Beaty. On nas wszystkich spajał, łączył. I dlatego jesteśmy wielką muzyczną rodziną. Większość osób pracujących przy festiwalu jest z nami od początku, od ośmiu lat.
Czuliście z siostrą i bratem wobec ojca respekt?
– Tak, ale związany z jego wielką twórczością. Taką niedoścignioną dla nas. Wręcz postanowiliśmy nie zostawać muzykami, żeby nie próbować z nim konkurować. Chociaż jesteśmy po szkołach muzycznych, nie weszliśmy na tę ścieżkę.
Nie dało się nie mieć respektu wobec taty, bo on ze swoją charyzmą był inny. Świecił wręcz. Był bardzo wyrazisty, miał ciekawą osobowość. Gdy mówił, wszyscy go słuchali. Miał w sobie pewnego rodzaju magnetyzm. I za tym również idzie respekt.
Potrafił anegdotycznie podchodzić do tematu. Był z tego bardzo znany w środowisku branżowym.
Miał też dystans do siebie, potrafił z siebie żartować. Twierdził, że jako rodowity krakus jest sknerusem, i zamiast brać taksówkę na dworzec, szedł pieszo. To go kosztowało jednak więcej, bo co i rusz musiał kogoś wspierać drobnymi.
– Tak naprawdę każdy spacer był dla niego przyjemnością, ponieważ zawsze go ktoś zaczepiał i prosił o autograf. On zawsze mówił: „Dzień bez autografu dniem straconym”. Na tych wszystkich swoich spacerach czuł się jak w swoim królestwie.

Ale tak naprawdę sknerusem nie był.
– Nie był. Tata troszczył się o wielu ludzi. Wiadomo, że życie różnie może się układać. Znany był w Krakowie z tego, że dbał nawet o – nazwę ich czule – lokalnych „pijaczków”. Nie dawał im jednak pieniędzy, lecz zamawiał obiady. W Krakowie, do pewnego baru, każdy z jego „znajomych” mógł przyjść i zjeść zupę na konto Zbyszka.
Wydaje mi się, że Twój tata był pracoholikiem. Dbał o siebie?
– Dbał. Był silnym, zdrowym człowiekiem. Myśmy go stracili przez trudną operację. Nie dlatego, że był schorowany. Grał na trąbce, miał problemy z oddychaniem i koniecznie musiał mieć wszczepione bajpasy. Ale poza tym wszystkie parametry były jak u niejednego 40-latka. Dlatego strata taty była dla nas szokiem.
Nie był pracoholikiem. To była raczej potrzeba sceny, potrzeba śpiewania, kontaktu z ludźmi. Tata nie wstydził się sukcesu, popularności. On to bardzo lubił.
Bał się śmierci?
– Potwornie się bał. Bardzo często z niej żartował, bo jak zwykle próbował nadać temu dystans.
Dla ludzi pozostanie nieśmiertelny dzięki swojej twórczości. Ty dbasz o to ze swoją rodziną.
– Sopocki koncert z piosenkami o miłości to zapowiedź ósmej edycji Wodecki Twist Festiwal. Odbędzie się 13–15 czerwca w Krakowie w Centrum Kongresowym ICE. Produkujemy go również z Telewizją Polską. Wystąpią m.in. Kayah, Igor Herbut, Ania Rusowicz, Alicja Majewska, Andrzej Lampert, Dawid Tyszkowski, Wiktor Waligóra, Matt Dusk. To będzie piękna, wielka gala.

Gdzie obejrzeć?
Koncert „Wodecki Twist – Piosenki o miłości” można obejrzeć w serwisie TVP VOD.
Na sopockim molo największe hity z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego wykonali Anna Karwan, Kuba Badach oraz finaliści ubiegłej edycji „The Voice of Poland”, czyli Ada Ropela i Kacper Andrzejewski. Wokalistom towarzyszył zespół pod kierunkiem Rafała Stępnia.
Sopocki koncert to zapowiedź ósmej edycji Wodecki Twist Festiwal, który odbędzie się w dniach 13-15 czerwca w Krakowie i który również będzie można obejrzeć w TVP.