tvp.pl

Najpiękniejsze utwory polskiego kina. Tak powstał „Walc Barbary” z „Nocy i dni”

Na zdjęciu Jadwiga Barańska, czyli serialowa Barbara (fot. TVP)
podpis źródła zdjęcia

Produkcja „Noce i dnie” w reżyserii Jerzego Antczaka jest jednym z największych arcydzieł w historii polskiego kina. Swoją pozycję zawdzięcza nie tylko kapitalnym kreacjom Jerzego Bińczyckiego i Jadwigi Barańskiej, ale również wybitnemu utworowi muzycznemu, który napisał legendarny Waldemar Kazanecki.

Niezapomniany „Walc Barbary” jest jednym z najsłynniejszych motywów muzycznych w historii polskiego kina. To przy nim dzieje się m.in. znana scena, w której Jerzy Tolibowski (Karol Strasburger) wchodzi do stawu w pięknym, białym garniturze, aby zebrać nenufary dla Barbary (Jadwiga Barańska). Towarzyszą mu wesołe i chóralne okrzyki: „niech żyje pan Tolibowski!”, przy wtórze których klęka z bukietem przed swoją niedoszłą wybranką.
Motyw rozbrzmiewa już na początku, w pierwszym odcinku, wprowadzając widza w prawdziwy zachwyt. Towarzyszy on również wielu innym scenom – wspomnieniom bohaterki, która nie może zapomnieć o swojej dawnej miłości, mimo iż wówczas jest już żoną dobrego i wrażliwego Bogumiła (rewelacyjny Jerzy Bińczycki). Piękny utwór doskonale komponuje się z rozdzierającymi kobietę emocjami – smutkiem oraz poczuciem bycia porzuconą i uwięzioną w związku z kochającym ją nad życie człowiekiem.
Jadwiga Barańska i Jerzy Bińczycki (fot. TVP)
Jadwiga Barańska i Jerzy Bińczycki (fot. TVP)

Trzydzieści minut... i piwo

Mało kto wie, że utwór, którego autorem jest Waldemar Kazanecki, powstał w trzydzieści minut. Tyle wystarczyło znanemu kompozytorowi, aby napisać zachwycającą, niezapomnianą melodię, do dziś licznie wykorzystywaną przez młode pary na weselach i ślubach. Muzyk był wówczas na spotkaniu z Jerzym Antczakiem i pił właśnie trzecie piwo, kiedy doznał przebłysku.

Zanim przejdę do narodzin Walca Barbary, które trwały może pół godziny, plus kilka piwek, muszę rzucić kilka kolorów na styl naszej współpracy. Jak się dogadywaliśmy? Spojrzał na mnie: Czego byś chciał w tym walcu? Zasromałem się: Czy ja wiem? Coś jakby Fale Amuru albo Sopki Mandżurii. Zapadła cisza. Po wychyleniu "hejnałem" drugiego piwka zasiadł do fortepianu i zaczął coś malować dźwiękami. Ciągle był niezadowolony. Przechodził od tonacji do tonacji. Motyw stawał się coraz bardziej śpiewny. Wstrzymywałem oddech, aby nie wyrwać go z nastroju. Nagle przerwał. Otworzył trzecie piwko, ale upił tylko trochę i postawił obok fortepianu. Położył ręce na klawiaturze. Zapachniało czymś niezwykłym! Kiedy oderwał palce od klawiatury, skrzywił się. Sięgnął po piwko. Wykończył je do dna i tym swoim nieśmiałym, delikatnym półszeptem powiedział. „Potraktuj to jako „rybkę”. „Nie, Waldusiu, to nie jest «rybka». To w całości wejdzie do filmu! – opowiadał w wywiadzie dla TVP.pl Jerzy Antczak.

Tym samym Kazanecki uratował równocześnie przyszłe arcydzieło, które… wcale miało nie powstać, ponieważ Jerzy Kawalerowicz, reżyser „Faraona” i ówczesny kierownik Zespołu „Kadr”, był przeciwny adaptowaniu powieści Marii Dąbrowskiej. „To najnudniejsza książka świata. Nieprzekładalna na język filmowy. Tam się nic nie dzieje” – mówił Antczakowi, kiedy ów złożył swoją propozycję. 

Mimo to dał szansę reżyserowi i powiedział, że decyzję podejmie po napisaniu konspektu. Ten zupełnie decydenta nie przekonał, więc reżyser napisał jeszcze scenariusz, ale zanim przedstawił efekt swojej pracy Kawalerowiczowi, uciekł się do „podstępu” i pokazał „jego drużynie” oraz jemu samemu motyw muzyczny.

Upojony szczęściem poprosiłem Kawalerowicza i jego drużynę o wysłuchanie Walca. Kawalerowicz i pozostali byli oczarowani melodią. Zwłaszcza Jerzy Laskowski, niezwykle muzykalny i podobnie jak ja, wyrażający swoje uczucia spontanicznie. Niemal krzyczał z zachwytu. W pewnej chwili weszła do pokoju starsza pani. Nie wiem, czy była to sekretarka, czy może księgowa. Po długiej chwili wykrztusiła: „Przepraszam, co to za melodie?” Spojrzała na mnie. „Jest zachwycająca. Czy to jest motyw do Nocy i dni?. Ponieważ jestem do bólu przesądny, niegrzecznie milczałem. Starsza pani jeszcze chwile postała, a widząc, że nie doczeka się odpowiedzi, szepnęła. „Przepraszam, ale musiałam się podzielić wrażeniem”. Wyszła, zamykając za sobą cichutko drzwi. Kilka dni potem Kawalerowicz i jego drużyna uznali, że scenariusz jest filmowy i postawią go na komisji scenariuszowej. Rozanielony krzyknąłem: „Koniecznie z tym Walcem”  – kontynuuje opowieść autor słynnej produkcji.

Myśleli, że się wyłoży. „Będzie z nim spokój do końca życia”

Łatwo się domyślić, że wszyscy zakochali się w pięknej kompozycji, ale nie był to jeszcze koniec walki o pieniądze na produkcję. Nadal pozostawała przeprawa z komisją scenariuszową, której przewodził m.in Aleksander Ścibor-Rylski – zdecydowanie się z Antczakiem nie lubiący. 


Znany scenarzysta rzeczywiście oponował, ale przekonał się, kiedy Kawalerowicz powiedział mu: „Olek, pozwól Antczakowi się rozłożyć. Niech zrobi ten film. Co cię to kosztuje? I już do końca życia będziecie mieli go z głowy” (cyt. za: Jerzy Antczak, „Noce i dnie mojego życia”). 


Nikt z obecnych na posiedzeniu (może jedynie oprócz samego Antczaka) nie miał świadomości, że właśnie dzieje się rzecz historyczna i że pozytywna decyzja przypieczętuje powstanie filmu i serialu, które po wielu latach bezapelacyjnie zwyciężą w konkursie Diamentowych Lwów na polski film i serial wszechczasów.


Zobacz: „Noce i dnie” w TVP VOD

Rafał Sroczyński
Więcej na ten temat