tvp.pl

Tak powstali „Czterej pancerni i pies”. Wiedzieliście, że są oparci na prawdziwej historii?

Załoga czołgu Rudy 102 (fot. Witold Rozmysłowicz/PAP)
podpis źródła zdjęcia

Kochany przez Polaków serial „Czterej pancerni i pies” już w latach 60. zdobył sławę, która utrzymywała się przez następne dekady i o której dzisiejsze filmy mogą jedynie pomarzyć. To jedna z najpopularniejszych produkcji w historii Telewizji Polskiej. Tymczasem jej początku należy szukać w niewielkim opowiadaniu i prawdziwej historii.

Filmowe przygody załogi czołgu Rudy 102, która przeszła szlak bojowy od Sielc nad Oką do Berlina, przez wiele lat bawiły i wzruszały Polaków. Produkcja powstała na bazie książki Janusza Przymanowskiego „Czterej pancerni i pies” wydanej w 1964 roku, ale początków scenariusza należy poszukiwać znacznie wcześniej.
,,

W latach sześćdziesiątych dostałem do realizacji tekst nikomu nieznanego majora Przymanowskiego, który wygrał wewnętrzny konkurs na scenariusz telewizyjny. Nosił tytuł „Piętnaście sekund”. Opowiadał o czterech czołgistach biorących udział w bitwie pod Studziankami. Taki był zaczątek „Czterech pancernych i psa". Zostają trafieni, ale mają sprawne działo, więc kiedy nadarza się okazja, strzelają do niemieckiego czołgu, niszcząc go. Sami giną w piętnaście sekund później. Przez ten czas każdy z nich przebiega swoje życie. Wygłaszają o nim monologi. Nawet nie najgorsze. Czołgiści byli różni: zesłaniec, Żyd, szlachcic i chłop. Grali ich Józef Duriasz, Wojciech Siemon, Jerzy Karaszkiewicz i Stefan Środka


– opowiadał wiele lat później reżyser Stefan Szlachtycz („Bufety na Woronicza”, „Duży Format”, 2010).
Na zdjęciu Janusz Przymanowski (fot. PAP/CAF/ Zbigniew Matuszewski)
Na zdjęciu Janusz Przymanowski (fot. PAP/CAF/ Zbigniew Matuszewski)
Rzeczone opowiadanie było początkiem książki, do której Przymanowski zbierał materiały poprzez przeszukiwanie notatek i relacji wojennych. Pisarz, w czasie wojny walczący w 1. Armii Wojska Polskiego, opowiadał później, że miał do dyspozycji ponad 300 biografii spisanych na dwóch tysiącach stron, kiedy robił reportaż o bitwie pod Studziankami. Żołnierze, o których miał pisać, pochodzili z 1. Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte.
Prawdziwa 1. Warszawska Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)
Prawdziwa 1. Warszawska Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Bitwa, która stała się początkiem „ Czterech pancernych (…)”

Bitwa, która była początkiem opowiadania „Studzianki” i pośrednio serialu, miała miejsce w dniach 9-16 sierpnia 1944 roku. Polacy zmierzyli się w niej ze znacznie liczniejszymi siłami Niemiec – po stronie „berlingowców” walczyło 86 czołgów i 2200 żołnierzy. Przeciwnik był mocniejszy i posiadał 230 jednostek pancernych, a wokół nich operowało ponad 40 tys. żołnierzy, w tym spadochroniarze z elitarnej dywizji pancerno-spadochronowej „Hermann Goering”.
Mający mniejsze wsparcie Polacy, po niezwykle dramatycznych walkach, zmusili pododdziały 19. Panzer-Division do ucieczki – i to mimo tego, iż dla wielu z nich bitwa była pierwszym lub jednym z pierwszych poważniejszych bojów, co później zarzucano dowództwu. Niewyszkoleni żołnierze popełniali poważne błędy, ale nie da się ukryć, iż nadrobili je męstwem i odwagą.
To na podstawie doświadczeń tych żołnierzy powstał serial (fot. wikimedia/ domena publiczna)
To na podstawie doświadczeń tych żołnierzy powstał serial (fot. wikimedia/ domena publiczna)
To właśnie ich losy wykorzystał Przymanowski i na podstawie ich relacji zbudował bohaterów książki oraz samą powieść. – Mając wspaniałe tworzywo – setki autentycznych przygód pancerniackich – niczego nie zmyślałem, ale mogłem dowolnie wybierać i przekształcać. […] Od planu pierwszych rozdziałów do kropki na końcu gotowego maszynopisu pierwszego tomu upłynęło pięć miesięcy – mówił po wielu latach.

Skąd wziął się Szarik?

Najprawdopodobniej w jednej z relacji autor znalazł informację o psie, który i w książce, i w produkcji wystąpił pod imieniem Szarik. Zwierzę zostało… ukradzione przez jednego z żołnierzy załogi czołgu o numerze 102, którym dowodził porucznik Wacław Feryniec. Dowodzeni przez niego pancerni oraz on sam wyróżnili się pod Studziankami brawurowym rajdem do odciętych batalionów radzieckich, dzięki któremu ocalili rosyjskie jednostki. Podczas natarcia Feryniec został poważnie ranny – przestrzelono mu obie nogi.

Jednak zanim znaleźli się na polu bitwy, miało miejsce inne wydarzenie. Doszło do niego wiosną 1944 roku na Ukrainie.
,,

Biwakując w kiwierskim lesie, Feryniec i jego żołnierze często zachodzili w odwiedziny do miejscowego leśniczego. Tam zauważyli, że jego suka ma trzy szczeniaki. Jeden z nich był wyjątkowo mały i wyglądał jak kulka. Piesek spodobał się Gruszczyńskiemu (radiotelegrafista czołgu nr 102), który przy którejś z kolejnych wizyt zwyczajnie go ukradł. Leśniczy z początku się awanturował, ale w końcu żona go udobruchała i machnął ręką. I tak Kulka, czyli Szarik, został załogantem stodwójki i jeździł pod jej pancerzem


(cyt. za: Przeżyłem wojnę… Ostatni żołnierze walczącej Polski, Piotr Korczyński). 

Interesujące jest to, że porucznik Feryniec… nie lubił serialu w reżyserii Konrada Nałęckiego. Nie podobały mu się przesadnie kolorowe i wesołe odcinki pancernych, ponieważ przeżył na wojnie horror, do którego nigdy nie chciał wracać i o którym wcale nie lubił rozmawiać.

Na zdjęciach kazano im się pobić

Produkcję, podobnie jak miliony dzieci, kochał jednak jego syn, który nie miał pojęcia, że oparta jest ona na życiu ojca. Zdjęcia do niej rozpoczęto w styczniu 1965 roku na podstawie książki wydanej już w 1964 roku. Została ona opublikowana przez MON, ponieważ wyróżniono ją w konkursie na powieść dla młodzieży związaną z historią Ludowego Wojska Polskiego. 



Realizacją produkcji zajął się Konrad Nałęcki. Na pierwszoplanową postać Janka Kosa zdecydował się wybrać wówczas studenta IV roku PWST – 26-letniego Janusza Gajosa. To była dla niego pierwsza duża rola w Telewizji Polskiej. Aktor po przeczytaniu książki miał pewne wahania, ponieważ domyślał się, że zdobędzie dużą popularność, przez którą – jak intuicyjnie przeczuwał, wspominając los Stanisława Mikulskiego – może zostać podobnie zaszufladkowany. Na jego serialowego kompana wybrano m.in. młodszego o rok Włodzimierza Pressa (Grigorij), z którym Janusz Gajos… pobił się na zdjęciach próbnych przed otrzymaniem roli. Rzecz jasna, jedynie na niby. Takie zadanie zlecił im po prostu reżyser prowadzący nabór do roli. 


Zaangażowano również nieco starszego, ale nieznanego jeszcze szerszej publiczności 29-letniego Romana Wilhelmiego (Olgierd). Podobno jako jedyny naprawdę przeczuwał on sławę, która nadejdzie po emisji. Zatrudniono przy okazji artystów bardziej doświadczonych – 37-letniego Franciszka Pieczkę (Gustlik) i 35-letniego Wiesława Gołasa (Tomasz Czereśniak). Rolę Franciszka Wichury dostał z kolei, najstarszy z nich wszystkich, 39-letni Witold Pyrkosz. 


Nie mogło również oczywiście zabraknąć ról żeńskich, w których wystąpiły wschodząca wówczas gwiazda kina, czyli 24-letnia Pola Raksa (Marusia) i młodziutka, 18-letnia Małgorzata Niemirska (Lidka).

Pierwsze zdjęcia i praca na planie

Pierwsze klapsy padły pod Kłodzkiem w miejscowości Międzygórze. To wspomniane okolice były Syberią, na której w pierwszym odcinku znalazł się Janek Kos poszukujący swojego ojca. Na plan wszedł razem ze słynnym już przed wojną Zdzisławem Karczewskim oraz z prawdziwym Japończykiem, który wystąpił w roli spadochroniarza. Ten został zabity już w pierwszym odcinku. Rolę powierzono mieszkającemu w Warszawie studentowi nazywającemu się Jiro Hasegawa. Azjata wystąpił wyłącznie w tej produkcji, ale w Polsce został do końca życia. 

Później dołączył Włodzimierz Press, biorąc udział w scenie „czyja wojna”, a w dalszej części odcinka widzimy już resztę zespołu. Pracę na planie wszyscy artyści po latach wspominali z sentymentem, mimo iż podczas kręcenia serialu „dostawali nieźle w kość”. Tylko Janusz Gajos i Wiesław Gołas mieli bowiem już wcześniej doświadczenia związane z wojskiem. Doświadczenia Gołasa były nawet prawdziwie wojenne i dramatyczne – znany później z ogromnego poczucia humoru, aktor jako młody chłopak walczył w podziemiu i należał do Szarych Szeregów pod pseudonimem „Wilk”, a po złapaniu przez Gestapo został osadzony w więzieniu.



Pozostali z różnych powodów uniknęli służby wojskowej i dla nich zetknięcie z musztrą oraz bronią i poligonem było czymś nowym. Wszystkich, z wyjątkiem Franciszka Pieczki, który mieszkał w prywatnym lokalu jednego z majorów, zakwaterowano w wojskowym hotelu. Na śniadania chodzili z kolei z prawdziwymi oficerami LWP do kasyna. Później każdego dnia jechali na – jak wspominali – kilkugodzinną gimnastykę na planie, przedzieloną obiadem w kuchni polowej.

Niebezpieczeństwa na planie…

Na planie „Czterech pancernych (…)” wcale nie używano ostrej amunicji – inaczej niż w wielu ówcześnie kręconych produkcjach wojennych – ale kilkukrotnie zdarzyły się bardzo niebezpieczne sytuacje. Najwięcej strachu napędził wszystkim moment, w którym Janusz Gajos został przejechany przez samochód ciężarowy. Aktor dostał wolne po nakręceniu scen w jednym z odcinków i położył się na ziemi, aby chwilę się zdrzemnąć, pod pałatką. Zbudził się już prawie pod przednim kołem auta, którego kierowca nie zauważył, że ktoś leży na trawie. Życie uratował cudem, i to w ostatniej chwili, robiąc niezwykły przewrót. 



Zrobiło się poważne zamieszanie, a Włodzimierz Press z wozu operatorów zorganizował coś na kształt karetki i zabrał przyjaciela. Przejechany aktor nie wiedział, co się z nim dzieje i koniecznie chciał sprawdzić, czy ma czucie w nogach. Na szczęście okazało się, że tak. Wtedy wstał na jedną nogę, a koledzy zaczęli się śmiać. „Jak Ci nie wyjdzie w zawodzie, to zaangażujesz się do cyrku, żeby słonie po tobie chodziły” – powiedział mu Włodzimierz Press. Finał był jednak nie do końca zabawny – Gajos spędził dwa miesiące w szpitalu z pękniętą miednicą. 

Kolejny wypadek dotyczył również Janka Kosa. Kręcono wówczas pod namiotem sceny wybuchu z Fiedią (Józef Nalberczak), a pocisk odbił się od dachu i poparzył aktorowi rękę. Zabandażowano mu jednak dłoń i namówiono, aby pracował dalej. Innym razem z kolei prawie potrącił Witolda Pyrkosza – był wówczas świeżo po zdanym egzaminie na prawo jazdy i uczył się jeździć czołgiem. Starszy kolega dla żartu wybiegł mu przed lufę, a Janusz Gajos spanikował i nie zaczął nawet hamować. Zdrowie, a może i życie, uratował Pyrkoszowi znajdujący się na planie instruktor wojskowy. 


Bywało również oczywiście i zabawnie – jak chociażby wtedy, kiedy ucharakteryzowany już na brudnego, ubłoconego żołnierza, Włodzimierz Press poszedł na śniadanie przed wyjazdem na plan. Koledzy pękali ze śmiechu, kiedy został wówczas zrugany przez prawdziwego oficera za nieporządny wygląd przy stole.

…i poza planem

Mniej zabawnie było już po pierwszym odcinku, który pokazano 25 września 1966 roku, oraz po zakończeniu pierwszego sezonu. Na aktorów spadła dosłownie przerażająca popularność, przez którą nie mogli swobodnie poruszać się po swoich miastach i całym kraju.



Najgorzej miał Janusz Gajos, który nie miał jeszcze wówczas auta i do pracy w teatrze musiał dojeżdżać tramwajem. Nie umiał, jak sam powtarzał później, poradzić sobie z sytuacją. Miał nawet problem… z włosami, które ktoś pociągnął, aby sprawdzić, czy są prawdziwe. Franciszek Pieczka z kolei pierwszą popularność odczuł w kawiarni. Podszedł do niego wówczas mały chłopiec i podał mu paczuszkę. Po rozsupłaniu okazało się, że jest w niej gwóźdź. Dziecko kazało zrobić sobie obrączkę, wierząc, że aktor ma naprawdę taką siłę jak Gustlik.


Po latach aktorzy wspominali również sytuację, która miała miejsce w Łodzi. Podczas jednej z imprez zorganizowano przejazd pancernych przez miasto. Miały być dzieci i ich rodzice, a załodze zlecono przejechanie ulicą i pomachanie do nich. Rzecz okazała się niemożliwa, bo na chodnikach i przed nimi zebrało się prawie całe miasto. Aktorów przewieziono wtedy na plac przy budynku straży pożarnej. Ludzie napierali na zamkniętą na potężny łańcuch żelazną bramę. Pękła i wówczas wielbiciele wdarli się do środka, a artyści uciekli, pędząc przed siebie. Atrakcje w końcu zorganizowano przy pomocy kilku wozów strażackich, w których oddzielnie przewieziono artystów. 


Pytani o to, jak dziś odbierają kultowy serial, odpowiadają różnie. Franciszek Pieczka, Wiesław Gołas i Witold Pyrkosz byli aktorami charakterystycznym i im występ nie zaszkodził, a nawet i pomógł w karierze. Inaczej było z Januszem Gajosem, który – jak przewidywał na początku – wpadł w pułapkę i przez wiele lat nie mógł wyjść z roli Janka Kosa. Podobny los spotkał Polę Raksę. Z kolei Włodzimierz Press skupił się na karierze teatralnej, którą kontynuuje do dziś.

Rafał Sroczyński
Więcej na ten temat