Marzyła o balecie, jednak los miał wobec niej zupełnie inne plany. Audrey Hepburn możemy śmiało nazwać „królową srebrnego ekranu” i pełną wdzięku damą, która zamiast eleganckich, kobiecych szpilek nosiła dziewczęce baleriny. Nie marzyła o sławie, a im częściej próbowała się przed nią bronić, tym bardziej wpadała w jej sidła. Co dziś wiemy o życiu słynnej aktorki, która 4 maja skończyłaby 95 lat?
Laureatka Oscara, ikona mody i znakomita aktorka. Audrey Hepburn to postać, która zmieniła oblicze kina i przy okazji wyznaczyła nowy kanon piękna. Kariery nie planowała – od zawsze pragnęła spokojnego, rodzinnego życia, z dala od miasta i oślepiającego blasku fleszy. Hollywood jednak zachwyciło się nią na tyle, że nie było w stanie z niej zrezygnować. W przeciwieństwie do Audrey, która dla sielskiego raju była gotowa rzucić wszystko.
W cieniu wojny. Dzieciństwo Audrey Hepburn
Nie miała łatwego dzieciństwa. Było naznaczone bólem, głodem i strachem. Złe wspomnienia położyły się cieniem na całe jej późniejsze życie i pomimo że na filmach Audrey Hepburn była zawsze pogodna i uśmiechnięta, nosiła w sobie traumę. Stale powracały do niej obrazy wojny i śmierci, przed oczami miała także ojca, który porzucił ją i jej rodzinę, by zostać nazistowskim szpiegiem.
Co łączyło Audrey Hepburn z Colette?
Audrey nabrała optymizmu dopiero po wojnie, gdy występowała już jako tancerka, marząc o karierze primabaleriny. Wtedy zaczęła dostawać też pierwsze propozycje filmowe. W 1948 r. zadebiutowała w komedii „Holenderski w 7 lekcjach” w reżyserii Charlesa Huguenota van der Lindena, wcielając się w rolę stewardessy.
Decydujący okazał się jednak występ w „Monte Carlo Baby” w 1951 r., gdzie dostrzegła ją Colette, francuska pisarka, która wymarzyła sobie zobaczyć Audrey w broadwayowskiej sztuce opartej na jej powieści „Gigi”. Hepburn przyjęła tę propozycję, a jej występ wywołał pozytywne reakcje krytyków, którzy zgodnie przyznali, że pomimo niewielkiego doświadczenia Audrey doskonale odnajduje się na scenie, jest elastyczna i ma wyczucie tego, co może zaproponować jako aktorka.

„Rzymskie wakacje” i debiut na wielkim ekranie
Audrey nie widziała siebie na Broadwayu – wolała grać w filmach. Okazja nadarzyła się dosyć szybko. Jeszcze zanim wystąpiła w adaptacji „Gigi”, skontaktował się z nią Robert Lennard, informując początkującą aktorkę o nowym, tajemniczym projekcie, który ma być realizowany w Rzymie.
Okazało się, że Audrey zrobiła piorunujące wrażenie na Williamie Wylerze. Kiedy reżyser po raz pierwszy zobaczył ją na ekranie, wiedział, że to ona musi być gwiazdą jego nowego filmu – lekkiej, sentymentalnej komedii „Rzymskie wakacje”, która przeszła do historii jako jeden z największych romansów wszech czasów.
Za rolę zbuntowanej księżniczki Anny Hepburn dostała Oscara. Nie było to zaskoczeniem dla samego Wylera, który już wcześniej docenił talent młodej aktorki, wypowiadając się o niej w następujący sposób:
,,Miała wszystko, czego szukałem – urok, niewinność i talent. Była bardzo zabawna. To było absolutnie urocze.

Gwiazda Broadwayu
Na początku 1954 r. Audrey Hepburn powróciła na Broadway, by zagrać w spektaklu „Ondyna” autorstwa Jeana Giraudoux. Jej kreacja została doceniona za wielowymiarowość, umiejętność przełożenia skomplikowanych uczuć na język teatru, niebywałą precyzję w odtwarzaniu charakteru postaci, a jednocześnie zdolność do nasycenia jej indywidualnym pierwiastkiem.
Audrey otrzymała za rolę w „Ondynie” Tony Award. Wyróżnienie to zbiegło się w czasie z odebraniem przez Hepburn Oscara za rolę w filmie „Rzymskie wakacje”. Wcześniej dokonały tego tylko dwie aktorki: Ellen Burstyn oraz Shirley Booth.

Wyuczony talent?
Wiele osób współpracujących z Audrey było zdania, że mało która aktorka tak rzetelnie przygotowuje się do swoich ról jak ona. Była największą „prymuską” kina, mimo że nie zawsze przychodziło jej to z łatwością. Sporym wyzwaniem okazała się dla niej rola w filmie „Śniadanie u Tiffany’ego” z 1961 r., która koniec końców okazała się jej największym aktorskim sukcesem.

Dotychczasowe kreacje Hepburn były podobne do niej – skromne, delikatne i wrażliwe. Holly, czyli główna bohaterka opowiadania Trumana Capote’a, na którego podstawie nakręcono „Śniadanie u Tiffany’ego”, była inna. Cechowała ją pewność siebie, świadomość własnej seksualności i uwodzicielski charakter. Być może dlatego Audrey początkowo chciała odrzucić tę rolę, nie jest wykluczone, że czuła się w skórze Holly obco i niekomfortowo. Miała w sobie jednak na tyle motywacji, że podjęła się tego zadania.
Audrey Hepburn była muzą Givenchy'ego
Hepburn dokonała z postacią Holly czegoś niebywałego. Krytycy przyznali, że dzięki niej ta literacka bohaterka nabrała zupełnie nowego wyrazu. Ogromne emocje wzbudziła także stylizacja Audrey, zaprojektowana przez Givenchy’ego – minimalistyczna, czarna sukienka, która swoją urzekającą prostotą zrewolucjonizowała świat mody.
Do historii przeszło także wykonanie piosenki „Moon River”, którym Audrey Hepburn poruszyła serca milionów widzów na całym świecie, a jej nazwisko zaczęło być kojarzone z klasą, elegancją i czarem.

Musicalowy epizod w „My Fair Lady”
Po sukcesie „Śniadania u Tiffany’ego” Audrey coraz rzadziej przyjmowała aktorskie angaże, niemniej jednak to nie był jeszcze czas jej pożegnania z ekranem. Warta przypomnienia jest jej kreacja Elizy Doolittle w filmowej adaptacji musicalu „My Fair Lady”, za którą została nominowana do Złotego Globu. Audrey nie była jednak pierwszym wyborem do tej roli. Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej widziała na jej miejscu Julie Andrews (sceniczną odtwórczynię Elizy z 1956 r.).
Domniemywano, że to był jedyny powód, dla którego Hepburn nie dostała za ten film Oscara. Wciąż wytykano jej to, że wygryzła starszą koleżankę. Tymczasem w „My Fair Lady” Audrey pokazała swój wypracowany przez lata, imponujący kunszt aktorski, nie idąc w tanie naśladownictwo, lecz interpretując postać Elizy Doolittle na nowo.

Nieść pomoc innym
Kiedy w latach 80. Audrey wycofała się z życia aktorskiego, postanowiła poświęcić się działalności humanitarnej. Stała się ambasadorem dobrej woli. Była na misjach w Kenii, Sudanie, Bangladeszu i nie tylko. Chętnie opowiadała o swoich doświadczeniach w wywiadach, by uwrażliwić społeczeństwo na krzywdy Trzeciego Świata, choć sama wystrzegała się używania tego określenia, twierdząc, że jest uwłaczające i dyskryminujące.
Za swoją pasję pomagania i niespotykane oddanie Audrey została odznaczona między innymi Medalem Wolności, który w 1992 r. otrzymała z rąk prezydenta George’a H.W. Busha.

Nieśmiertelny urok
W tym samym roku Audrey usłyszała druzgocącą diagnozę – nowotwór jelita grubego. 63-letnia aktorka poddała się chemioterapii, lecz lekarze dawali jej niewielkie szanse na zwalczenie choroby. Krótko po wykryciu nowotworu jej stan zaczął się gwałtownie pogarszać.
Audrey Hepburn zmarła 20 stycznia 1993 r. i chociaż od tamtej pory minęło już 31 lat, niektórzy uważają, że piękno tej niezwykłej aktorki nie przemija, a kolejne pokolenia stale odkrywają ją dla siebie na nowo.