Louis de Funes powszechnie uznawany jest za jednego z największych komików w historii ludzkości, a komedie z udziałem Francuza bawiły i nadal bawią miliardy ludzi na całym świecie. „Gdybyście wiedzieli, ile ja pootwierałem i pozamykałem drzwi, zanim do tego doszedłem” – żartował ze swojej sławy aktor, który odszedł 27 stycznia 1983 roku.
,,Jezus był wpływowym towarzyszem mojego dzieciństwa, jest wpływowym towarzyszem mojego życia zawodowego i mego życia w ogóle. Na obrazkach mego katechizmu był zawsze kimś bardzo delikatnym, jasnowłosym i czuło się, że każdy poryw wiatru może Go unieść… Choć był On synem cieśli. Uwierz mi, że był facetem, który miał metr dziewięćdziesiąt, niezwykłą siłę i że miał takie bicepsy! Kiedy wyrzucał kupców za drzwi świątyni, brał ich po trzech… i hop! Mówił donośnym głosem, czynił cuda… Przewodził ludziom i mnie również, widzę Go śmiejącego się

Louis de Funes o sobie. „Jestem zwykłym człowiekiem”
Louis de Funes, mimo olbrzymiej sławy, był osobą bardzo nieśmiałą i skromną. Zdobyta popularność zupełnie nie zmieniła jego natury – prostej, dość cichej i bardzo rodzinnej.,,Jestem zwykłym człowiekiem, takim samym jak wszyscy inni, i miałem w życiu nie więcej i nie mniej szczęścia niż inni. Kiedy szczęście się do mnie uśmiechnęło, udało mi się je złapać i zatrzymać. Nadal jest ze mną i jestem szczęśliwy
Louis de Funes. Początek drogi do nieśmiertelnej sławy
Louis de Funes przebył wcześniej jednak długą drogę do nieśmiertelnej sławy, którą – mimo iż od jego śmierci minęło już 40 lat – otoczony jest do dziś. Można jednak z całą pewnością powiedzieć, iż predysponowany do aktorstwa był od początku. Jako dziecko był małomówny, zamknięty w sobie i żył w świecie swoich marzeń, ale wśród kolegów z klasy zyskał nadzwyczajną popularność, ponieważ znakomicie parodiował nauczycieli. Przejmował komiczne postawy lub błędy wymowy swoich nauczycieli. Co oczywiście tylko rozśmieszało uczniów – wyjaśniała Sophie Adriansen, która napisała biografię aktora pt. „Patrz na mnie. Ty!”.„Nigdy nie mogłem go nazwać tatą, mówiłem na niego Louis”
W międzyczasie, w 1936 roku, de Funes poznał swoją pierwszą żonę, byłą mistrzynię tenisa, Germaine Louise Élodie Carroyer. Pobrali się ledwie po kilku miesiącach znajomości, a owocem ich związku był syn Daniel. Małżeństwo przetrwało ledwie do 1939 roku, ale para rozwód uzyskała dopiero trzy lata później. Komik, ze względu na częstą nieobecność w domu i wyjazdy związane z pracą na scenie, nie był dobrym ojcem. Nigdy nie mogłem go nazwać tatą, mówiłem na niego Louis – wspominał po latach mężczyzna, który zmarł w 2017 roku i podkreślał, że jego kontakt z biologicznym ojcem był zawsze bardzo mały i niezbyt serdeczny.Na deskach realizował się przez wiele lat, a w kinie – zanim przyszła olbrzymia sława – pojawiał się jedynie epizodycznie. W 1946 roku, kiedy miał już u boku ukochaną Jeanne Augustine Barthélemy, dostał swój pierwszy epizod w filmie „Kuszenie Barbizona”. Zagrał rolę portiera lokalu „Le Paradis”, w trwającej niespełna czterdzieści trzy sekundy scenie. Otwierał podczas niej drzwi postaci granej przez Pierre’a Larquey’ego i wypowiadał dwie krótkie kwestie.
To ta historia zainspirowała „Żandarma z Saint Tropez”
Miał ponad 50 lat i kilka większych filmowych ról na koncie, kiedy dzięki roli porywczego funkcjonariusza Francuskiej Żandarmerii Narodowej Ludovica Cruchota w komedii „Żandarm z Saint-Tropez” zdobył ogólnoświatową rozpoznawalność i popularność. Kreacja zwariowanego i impulsywnego sierżanta była rewelacyjna i absolutnie przełomowa w jego karierze. To właśnie za nią miliardy ludzi kochają de Funesa do dziś, choć… początkowo autorzy serii nie wierzyli w komercyjny sukces przedsięwzięcia.
Szalona zakonnica, czyli jak de Funes wymyślił siostrę Klotydę
To był jednak dopiero początek kłopotów reżysera – Balducci umyślił sobie, iż w pierwszoplanowej roli Ludvica Cruchota obsadzi mało znanego wówczas Louisa de Funes. Producent nie chciał na to wyrazić zgody, podobnie jak reszta kompletowanej ekipy filmowej. Twierdzono, że oparcie produkcji o niedoświadczonego w kinie komika jest pomysłem bardzo ryzykownym. Twórca jednak uparł się i ostatecznie zgodzono się – pod warunkiem, że będzie to obraz niskobudżetowy oraz niszowy.Jednocześnie mało brakowało, aby nie powstała słynna muzyka. We Francji w momencie kręcenia zdjęć były wakacje i większość muzyków nie chciała się podjąć zadania. Finalnie, rzutem na taśmę, Balducci dosłownie ubłagał Raymonda Lefebvre’a o udźwiękowienie. Kompozytor słynny przebój „Douliou-Douliou Saint-Tropez” wymyślił i napisał niemal na poczekaniu. Nie spodziewał się, że wesoła piosenka stanie się przebojem, którego popularność nie przeminęła do dziś.
Sukces „Żandarma z Saint-Tropez”
Mający minimalny budżet „Żandarm…” odniósł oszałamiający sukces, który przerósł najśmielsze oczekiwania wszystkich. Zarówno we Francji, jak i na całym świecie komedie obejrzało miliony, a później dziesiątki milionów widzów.
Bohaterowie produkcji stali się nieśmiertelnymi ikonami popkultury oraz dziedzictwem narodowym Francji. Mają swoje pomniki i ulice m.in. w Lyonie i Paryżu, ale największym kultem są oczywiście otoczeni w Saint-Tropez, które do dziś przyciąga turystów dzięki słynnej produkcji. Nie może dziwić, że włodarze miasta wykorzystują ich wizerunki na muralach, budynkach, a oprócz tego stworzyli muzeum, które poświęcono legendarnej komedii.
„Nie żałuję, że moja kariera rozwijała się tak powoli”
Louis de Funes dzięki „Żandarmowi…” z miejsca stał się olbrzymią gwiazdą kina. Żywiołowy Francuz został zauważony i doceniony m.in. w USA. W Stanach Zjednoczonych dziwiono się, że jego gwiazda rozbłysła dopiero w zaawansowanym wieku.,,Nie żałuję, że moja kariera rozwijała się tak powoli. Pozwoliło mi to gruntownie poznać mój zawód. Kiedy byłem jeszcze nieznany, próbowałem kolorować za pomocą szczegółów, min, gestów niewielkie rólki, które mi powierzano. Dzięki temu zdobyłem pewien warsztat komediowy, bez którego nie zdołałbym zrobić takiej kariery. Dlatego też, gdybym miał zaczynać od nowa, zrobiłbym to samo
Louis de Funes prywatnie. Jaki był słynny komik?
Prywatne oblicze aktora przedstawił światu jego syn Olivier w książce „Mój ojciec, Louis”. Mężczyzna w biografii wielokrotnie podkreślał, że jego ojciec… był bardzo podobny do prezentowanych przez siebie postaci. Tak w życiu, jak i na scenie de Funes był np. osobą bardzo niecierpliwą i miał swoje nietypowe manie. Nie mógł nigdy wysiedzieć w restauracji, gdyż przyrządzanie i podawanie dań trwało jego zdaniem nazbyt długo. Nosił też przy sobie zestaw kluczy i kluczyków, gdyż wszystkie szafy, szafki i szuflady były u nas zamykane na klucz. To było męczące dziwactwo – pisał Olivier
,,Mój ojciec był człowiekiem bardzo dowcipnym i pełnym temperamentu. (…) w jego żyłach płynęła hiszpańska krew. Zdarzało się jednak, że przez wiele godzin zamykał się w sobie i nic nie mówił. Jego nastrój zmieniał się niekiedy z minuty na minutę. Wiem, że jego filmowi współpracownicy z trudem znosili te humory
Nadto aktor był straszliwym… dusigroszem. Tolerancja, szczerość i rodzina – oto wartości wyznawane przez Louisa de Funèsa. Ojciec był też, niestety, skąpcem. Gdy dawał mi pieniądze na kurtkę, musiałem rozliczać się z nim co do franka. Niekiedy zmuszony byłem oddawać w sklepie zakupione obuwie, gdyż… uważał je za zbyt drogie – możemy przeczytać we wspomnianej wyżej książce. Koledzy i rodzina żartowali, że to dlatego tak wiarygodnie wypadł w słynnej komedii „Skąpiec”, która dostępna jest w TVP VOD.
Później zagrał też w „Kapuśniaczku”, słynnym filmie o dwóch kuriozalnie wojujących ze sobą tetrykach i kosmicie przylatującym na ziemię po zupę od jednego z nich. Historia o przybyszu z obcej planety, zwanym „Gagatkiem”, i występ aktora jest całą kwintesencją i podsumowaniem bogatej kariery Francuza, który w USA nazywany jest „francuskim Charlie Chaplinem”, a na świecie uznawany jest za jednego z najlepszych komików wszech czasów.
RS
Źródła:
De Funes, Oliver. Mój ojciec, Louis, wyd. 1997