Kultura

Wilkowór tasmański i tygrys szablozębny. Czy uda się wskrzesić wymarłe gatunki?

Na zdjęciu figura tygrysa szablozębnego (fot. Sfocato/Shutterstock)
podpis źródła zdjęcia

Każdego roku na naszej planecie wymierają dziesiątki gatunków zwierząt i roślin. Znaczna części odchodzi z powodu działalności człowieka, a pozostałe znikają, ponieważ nie są w stanie przetrwać w starciu z drapieżnymi przeciwnikami. Niekiedy ich wymarcia nawet nie zauważamy, a innym razem pamięć i legendy o nich powtarzane są przez stulecia.

W roku 2022 utraciliśmy na świecie kolejne zwierzęta i rośliny. „Księgę umarłych” Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody uzupełnił m.in. wisłonos chiński, dawniej największa słodkowodna ryba Chin (mógł osiągnąć nawet 3 metry i 300 kg wagi). Nie był on widywany od dziewiętnastu lat, ale władze intensywnie poszukiwały ostatnich osobników. Niestety bezskutecznie i w zeszłym roku ostatecznie uznano, że żaden z wisłonosów nie przetrwał. 

Za jego zniknięcie odpowiada działalność człowieka, a konkretniej nieodpowiedzialny, nadmierny połów oraz budowa Tamy Trzech Przełomów i Tamy Gezhouba, które pozbawiły ryby dostępu do morza, uniemożliwiając jednocześnie w roku 1995 ostatnim osobnikom migrację na tarło (dzięki nim można było jeszcze odratować populację). Nie podjęto jednak odpowiednich działań.

To największa – dosłownie – strata, jaką świat odnotował w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Pozostałe uznane za wymarłe zwierzęta i rośliny były przeważnie niewielkich rozmiarów i ich zniknięcie, jak i ich istnienie nie będzie zapewne zapamiętane. W przeciwieństwie do legendarnych zwierząt, o których pamięć trwa od stuleci i które obecnie naukowcy próbują odtworzyć lub – na razie – jedynie o tym marzą.

Mamuty wrócą na świat? Trwają prace naukowców

Trwają m.in. prace nad przywróceniem do życia słynnych mamutów, które wymarły pod koniec ostatniej epoki lodowcowej, u schyłku plejstocenu. Te olbrzymie zwierzęta (niektóre mamuty stepowe mogły osiągnąć 5 metrów wysokości w kłębie i ważyć 6 ton) zamieszkiwały przede wszystkim Euroazję oraz Amerykę Północną i należały do ulubionej zwierzyny łownej człowieka. Były dla naszych przodków zarówno źródłem pożywienia, jak i dostarczały materiałów do wyrobu okryć (skóry), sprzętów domowych, narzędzi i ozdób (kości, ciosy).

Kilka wersji jest podawanych przez naukowców jako możliwe przyczyny ich zniknięcia, ale za najbardziej prawdopodobne uznaje się, iż wyginęły z powodu zmian klimatycznych, które miały miejsce około 10 tys. lat temu. Nie zdołały się do nich dostosować, a na dodatek były regularnie wybijane przez ludzi i zmagały się z licznymi chorobami. Niewielka populacja przetrwała jedynie na Wyspie Wrangla do ok. 2000 r. p.n.e. Izolacja sprawiła, iż z czasem skarłowaciały, a następnie przestały istnieć. 

Teraz naukowcy marzą, aby wskrzesić wielkie zwierzęta dzięki materiałowi pozyskanemu z doskonale zachowanych osobników znalezionych w wiecznej zmarzlinie na Syberii. Niektóre ciała odnajdywane są tam w całości, np. w 1901 r. nad brzegami rzeki Bieriozowki czy w 2007 r. nad rzeką Juribej na Półwyspie Jamalskim. Najnowsze zdobycze inżynierii genetycznej dają uczonym marzenia o możliwości odtworzenia gatunku. Projekt zakłada, iż pierwszy od tysięcy lat mamut narodzi się ze słonicy w ciągu następnych kilku lat.
Na grafice wyobrażenie mamuta (fot. aleks1949/Shutterstock)
Na grafice wyobrażenie mamuta (fot. aleks1949/Shutterstock)

Wilkowór tasmański mógł wyginąć znacznie później niż sądzono. Ten drapieżnik został wytępiony przez ludzi

Wilkowór tasmański mógł wyginąć w roku 1936, kiedy Benjamin – ostatni znany osobnik tego gatunku – zmarł w niewoli w zoo Beaumaris w Hobart w Australii. Mówi się jednak od lat, że kilka kotowatych drapieżników uciekło przez ludźmi i żyło jeszcze przez wiele lat w niedostępnych górach Tasmanii. Niekiedy pojawiają się również doniesienia o współczesnych obserwacjach, takie jak np. zdjęcia, które niestety są złej jakości, co nie pozwala na identyfikację zwierząt.

Niedawno pojawiły się głosy, że wilkowór tasmański żył znacznie dłużej niż sądzono. Badacze pod przewodnictwem naukowców z Uniwersytetu Tasmańskiego ponownie przeanalizowali zgłoszenia o zaobserwowaniu tego zwierzęcia lub jego śladów, od 1990 r. do XXI wieku. Swoje wnioski opublikowali w czasopiśmie „Science of The Total Environment”, gdzie podali informację, że najbardziej prawdopodobną datą wyginięcia wilkowora tasmańskiego to końcówka lat 90.

Formalnie jednak wilkowory tasmańskie wymarły, a jedyne, co nam pozostało po nich, to filmy ukazujące ich życie, które zostały opublikowane przez Australijskie Narodowe Archiwum Filmowe i Dźwiękowe (National Film and Sound Archive of Australia - NFSA). Kolor nadał im François-Steininger na zlecenie wspomnianej instytucji. Aby właściwie oddać odcienie, Francuz studiował pisma dawnych naukowców oraz odwiedzał muzea, gdzie można zobaczyć oryginalne skóry zwierzęcia. 



Tygrys szablozębny. Ten kot miał prawie trzydziestocentymetrowe kły

Tygrys szablozębny, który wymarł około 10 tys. lat temu, podobnie jak wspomniany wcześniej mamut, nie należał do „ułomków”. Drapieżnik mógł mieć nawet wysokość 1,2 metra i ważyć prawie 400 kilogramów, co oznacza, iż największe osobniki były znacznie większe niż dzisiejsze lwy. Takie warunki fizyczne zapewniła mu trwająca około 1,5 miliona lat ewolucja gatunku. Ponadto kenozoiczny kot miał olbrzymie, niekiedy nawet 28-centymetrowe kły szczękowe, które zawsze wystawały z jego pyska. 

To nie szło jednak w parze z siłą mięśni zgryzu, co mocno ograniczało zwierzęciu możliwości zaduszenia przeciwnika. Prehistoryczny kot walczył więc za pomocą swoich charakterystycznych zębów, kiedy już dopadł ofiarę. Rywalizował o ten pokarm ludźmi. Najczęściej polował na zwierzęta koniowate, bizony, wielbłądy, jelenie oraz mamuty, mastodonty i wielkie leniwce naziemne. Na niektórych obszarach jego pokarm stanowiły także lamy, szczerbaki oraz ostatni przedstawiciele litopternów i notoungulatów. 

Aby zdobyć pożywienie, musiał wykazać się sprytem. Nie był bowiem kotem zwinnym i szybkim, lecz bardzo dobrze zbudowanym. Miał mocny kark i silne łapy, zwłaszcza tylne, nieco krótsze od przednich. Mógł chować i wysuwać pazury. Najprawdopodobniej był zwierzęciem stadnym, na co wskazują kości wielu osobników odnajdywane w jednym miejscu, oraz… empatycznym. Ranne bądź chore tygrysy nie tylko nie były odrzucane, ale wręcz utrzymywane przy życiu przez pozostałych członków grupy.
Na zdjęciu odtworzone ciało tygrysa szablozębnego (fot. wikimedia/ Sergiodlarosa)
Na zdjęciu odtworzone ciało tygrysa szablozębnego (fot. wikimedia/ Sergiodlarosa)

Megalodon, czyli „wielki ząb”

Prehistoryczny megalodon, który zamieszkiwał morza 15,9–2,6 mln lat temu, czyli w okresach miocenu i pliocenu, był prawdziwym olbrzymem i postrachem wszystkich oceanów świata. Miał wielkie, trójkątne zęby mogące dochodzić do nawet 18 centymetrów długości. To właśnie z ich powodu otrzymał od Louisa Agassizego, szwajcarskiego przyrodnika, swoją nazwę oznaczającą po prostu „wielki ząb” lub „ostry ząb”. 

Naukowcy szacują, że potężny rekin mógł osiągać nawet 25 metrów długości. Żywił się wszystkim, pożerając m.in. delfiny, wieloryby, żółwie morskie, ryby i inne morskie stworzenia, nie wyłączając przy okazji mniejszych osobników swojego własnego gatunku. Jego dominacja sprawiła, że stworzenia, na które polował, zaczęły żyć w stadach, aby skuteczniej bronić się przed atakami przeciwnika. 

Taktyka wspólnej walki często przynosiła zamierzony skutek, co przysparzało morskiemu gigantowi wiele problemów i prawdopodobnie przyczyniła się do zmniejszenia liczebności jego populacji, której skamieniałości odnajdywane są na całej Ziemi. Kilka z nich odnaleziono m.in. w Polsce, zalanej za czasów jego występowania morską wodą. Los megalodona, podobnie jak w przypadku tygrysa szablozębnego i mamuta, przypieczętowały zmiany klimatyczne – przyzwyczajony do ciepła, nie poradził sobie z obniżeniem temperatury wody.
Na grafice wyobrażenie Megalodona (fot. Filip Fijan/Shutterstock)
Na grafice wyobrażenie Megalodona (fot. Filip Fijan/Shutterstock)

Tur, czyli pierwsza na świecie próba uratowania zwierzęcia

Tur, którego ostatnie osobniki wymarły w XVII w. w Polsce, jest już historią znacznie bliższą naszym czasom i dzięki zapiskom dobrze udokumentowaną. Przodek dzisiejszego bydła był prawdopodobnie – jak wynika z kronik – podobny do dzisiejszych, dużych wołów. Tryb życia ów roślinożerca prowadził osiadły, ale dziki. Królowie polscy – począwszy od Władysława Jagiełły – mając świadomość, że populacja zwierzęcia wymiera (występowały od X w. niemal jedynie w Polsce i na wschodzie Europy), wydawali ukazy i prawa, które pod groźbą surowej kary zabraniały nielegalnego polowania na tury. 

W drugiej połowie wieku XVI nawet osiedlono w Puszczy Jaktorowskiej leśników i ich rodziny jedynie po to, aby bronili zwierząt przed kłusownikami i opiekowali się nimi, a prowadzone od roku 1557 lustracje są ważnym źródłem historycznym potwierdzającym, że władze Mazowsza i kraju próbowały uratować zanikający gatunek za wszelką cenę. To niestety nie udało się, a ostatni tur w Polsce i jeden z ostatnich na świecie umarł w 1627 r. Naukowcy od wielu lat próbują je odtworzyć. 

Ważną informacją jest to, że pierwsza na świecie świadoma próba ocalenia gatunku z powodów środowiskowych została podjęta właśnie przez Polaków. Najistotniejszym świadectwem tego jest pismo Zygmunta III Wazy do starosty sochaczewskiego. Skazujemy i znajdujemy, aby poddani wsi pomienionej, gdzie turowie bywają i pastwiska swoje albo stanowiska mają, bydła swego nie ganiali i trawy na pożytek swój nie kosili, gdyż ta wieś nie tak dalece dla dobytków ich, jako dla turów i takiego zwierza wczasów jest posadzona i wolnościami opatrzona. Starosta ma tego przestrzegać, aby puszcza nasza, gdzie tur przebywa, od poddanych przyrzeczonych pustoszona nie była; żeby turowie, zwierz nasz, mieli swe dawne stanowiska – rozkazał król przez swoją kancelarię.
Na rysunku Heinricha Hardera wyobrażenie tura (fot. wikimedia/ domena publiczna)
Na rysunku Heinricha Hardera wyobrażenie tura (fot. wikimedia/ domena publiczna)
Drapieżniki zostały wytępione przez kolonizatorów z Europy, uznających niezwykłego kota za szkodnika. Wyniszczanie populacji wilkowora było w związku z powyższym bardzo intensywne i niestety – równie skuteczne. Od roku 2002 naukowcy pracują nad możliwością wskrzeszenia pięknego kota. Mają nadzieję, że pomoże w tym materiał genetyczny pobrany z dobrze zakonserwowanych w formalinie tkanek. Na razie jednak ich wysiłki nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, mimo iż podjęto kilka prób odtworzenia jego genomu i chromosomów. 

Badacze podkreślają, że jest to zadanie niezwykle trudne ze względu na rozczłonkowanie uniemożliwiające rekonstrukcję. Takie same problemy napotykają jednocześnie przy współczesnych gatunkach. Warto o tym pamiętać i dbać – nawet w swoim własnym zakresie – o naszych mniejszych (lub czasem większych) braci, troszcząc się o środowisko.

Rafał Sroczyński
Więcej na ten temat