Mają niezwykłą urodę, pachną historią i opowiadają legendy, które dodają im zagadkowej aury. Najbardziej znane zamki, będące prawdziwym skarbem Polski, od lat przyciągają do naszego kraju pasjonatów historii i poszukiwaczy tajemnic oraz miliony turystów. Trudno się temu dziwić – wystarczy posłuchać niezwykłych opowieści i przyjrzeć się zdjęciom.
Zamek w Malborku
Do takich zalicza się z pewnością zamek w Malborku, który został zbudowany na brzegu rzeki Nogat w 1280 r. – zaraz po upadku Prus Wschodnich – na polecenie władz Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, czyli po prostu Krzyżaków. Miał on być jedynie siedzibą lokalnego komtura, ale już w 1309 r. wielki mistrz Siegfried von Feuchtwangen uczynił z Malborka stolicę swojego państwa.
Twierdzę zaczęto rozbudowywać i do dziś pozostała największą, zbudowaną z cegły fortecą Europy. Z założenia miała być warownią nie do zdobycia i rzeczywiście wszelkie próby jej oblężenia były nieudane – po bitwie pod Grunwaldem próbował ją przejąć w roku 1410 Władysław Jagiełło. Możliwe, iż zrobiłby to, ale popełnił błąd, a poza tym… miał pecha. Najpierw wstrzymał szturm, który zbliżył wojska polskie do wyrwy w murze (obrońcy nie zdążyli jej zamurować po uderzeniu kuli armatniej). Następnie Polacy przekupili jednego z braci. Ten miał dać znak, kiedy w refektarzu letnim znajdą się najważniejsi dostojnicy. To wtedy do pomieszczenia miał wpaść wystrzelony 80-kilogramowy pocisk, wycelowany w filar podtrzymujący konstrukcję. Wszystko poszło prawie zgodnie z planem, ale kula minęła kolumnę o sześć centymetrów i utkwiła w murze. Jej fragment znajduje się tam do dziś.

To, co nie udało się Jagielle, powiodło się jego następcom. Na drodze układów Polska kupiła zamek w Malborku podczas wojny trzynastoletniej dzięki Andrzejowi Tęczyńskiemu herbu Topór. Kazimierz Jagiellończyk w 1457 r. nabył fortecę za kwotę 190 tysięcy florenów (ok. 660 kg złota) od czeskiego dowódcy najemników Ulryka Czerwonki – posiadał on zamek w zastawie w zamian za zaległy żołd, z którego wypłatą zalegał zakon. Od tamtej pory należy on do Polski.
Legend związanych z pomorską warownią jest wiele. Ta najpopularniejsza mówi, iż między twierdzą a żuławskim miasteczkiem Nowy Staw znajduje się podziemny korytarz. Tajemne przejście wychodziło z piwnicy zamkowej i biegło pod korytem rzeki Nogat oraz wzdłuż niego. Tunel miał być również skarbcem, w którym złota i najróżniejszych przedmiotów strzegły upiory. Jeden z pielgrzymów, na krótko po powrocie z Jerozolimy, odważył się wejść do podziemi. Nie uszedł daleko – drogę zagrodzili mu bowiem rycerze trzymający w dłoniach własne, odcięte głowy oraz inne straszydła, które strzegły żelaznych drzwi. Mężczyzna uciekł zdjęty strachem, a wejście zostało zasypane i od tamtej pory nikt już go nie odnalazł.
Zamek w Mosznej
Tajemniczy jest również zamek w Mosznej, który ma 99 wież oraz wieżyczek i 365 pomieszczeń. Ta pierwsza liczba – jak podaje legenda – wynika stąd, iż hrabia Tiele-Winckler, jego pierwszy właściciel, chciał uniknąć opłacenia całego garnizonu wojska, którego musiałby dokonać przy 100 wieżach. Inna z opowieści mówi z kolei, iż każda z wieżyczek reprezentuje jeden majątek rodu Tiele-Winckler.
Fundamenty budowli, która znajduje się w małej miejscowości Moszna, położonej 30 km od Opola, pamiętają drugą połowę XVIII w. To dość młody – w porównaniu do Malborka – budynek, który na dodatek był odrestaurowywany po wielkim pożarze, jaki miał miejsce na przełomie XIX i XX w. Możliwe jednak, iż w jego miejscu istniała dawniej średniowieczna, drewniana budowla. W roku 1929 jej ślady zostały odkryte w ogrodzie pałacowym.

Znalezione wówczas fragmenty piwnic dla niektórych były powodem do wysunięcia hipotezy, że łączyła się ona podziemiami z zamkiem templariuszy w Chrzelicach. Ruiny budowli można tam znaleźć do dziś. Także w Mosznej, która – jak podają legendy – do nich należała, mieli oni zbudować swoją warownię. Trudno ową opowieść dziś zweryfikować, ponieważ – w przeciwieństwie do obiektu w Chrzelicah – nie zachowały się żadne dokumenty potwierdzające, iż zakon rzeczywiście nabył okoliczne ziemie.
Natomiast z pewnością kupił je Hubert von Tiele-Winckler w 1866 r. Następnie jego syn, Franciszek, w zaledwie trzy lata postawił okazały pałac. To było dość szybkie tempo, co u mieszkańców wzbudziło wiele podejrzeń. Mawiali oni, iż arystokrata podpisał cyrograf, do czego on sam – prawdopodobnie przekornie – się przyznał. Legenda związana jest również z niedziałającą w budynku windą – miała ona zatrzymać się w momencie śmierci hrabiego i już nigdy nie ruszyć. Co ciekawe, do dziś nie udało się jej uruchomić. Tak jak każdy szanujący się zamek również Moszna ma swoją białą damę. Ma być nią zakochana w Franciszku angielska guwernantka, która rzuciła się z wieży z powodu nieodwzajemnionej miłości. Niekiedy błąka się ona po korytarzach, a innym razem straszy pod postacią kościotrupa w jednej z baszt.
Zamek Czocha
Także zamek Czocha ma niezwykle interesującą historię. Jest to również jedna z najbardziej tajemniczych budowli w Polsce. Różne podania mówią o kontrowersyjnych projektach nazistów, jakie realizowano w warowni. Przekazy podają, że w podziemiach, na które składają się kilometry korytarzy i lochów, Niemcy ukryli skarby zrabowane Polakom podczas okupacji. Niedawne badania wykazały, że budynek nadal nie został w pełni odkryty i posiada nieznane dotąd pomieszczenia. Laserowe skanowanie dowiodło m.in., że istnieje przejście przez Studnię Niewiernych Żon do historycznych piwnic. Komnaty, które prawdopodobnie znajdują się pod zamkiem, kryją się pod dużą warstwą ziemi i jeżeli mają ponownie ujrzeć światło dzienne, muszą zostać odkopane ręcznie. Nie wiadomo więc, czy kiedykolwiek warownia zostanie zbadana do końca.
Liczący ponad 4 tys. metrów kwadratowych podziemny kompleks powstał w czasach, kiedy właścicielem zamku był niemiecki przemysłowiec Ernst Gütschow. Ekscentryczny i bajecznie bogaty baron całkowicie przebudował posiadłość za zawrotną wówczas kwotę 4 milionów marek. Gütschow wraz z architektem celowo zaprojektowali budowlę na kształt zamku z legend i mitów. Nie musieli się liczyć z kosztami, więc realizowali każdy pomysł, który przyjęli za interesujący. Tworzyli z rozmysłem dziwne klatki schodowe, skrytki i sekretne przejścia. Trudno powiedzieć, czy ich decyzje były oznaką szaleństwa, czy chcieli tylko spełnić swoje wizje.

Twierdza ma być również jednym z najbardziej nawiedzonych miejsc w Polsce, a w mrocznych murach i w pobliskiej okolicy można podobno spotkać duchy jej dawnych mieszkańców. To m.in. zjawy niewiernych żon wepchnięte do studni przez zdradzonych mężów. Opowieści o Ulryce i Gertrudzie, które straciły życie za zdradę bliskich, to jedynie legendy. Pracownicy zamku przekonują jednak, że w murach naprawdę mieszkają istoty z zaświatów. Niejednokrotnie byli świadkami niewyjaśnionych sytuacji. Zatrudnieni na zapleczu restauracyjnym mówią o przesuwających się przedmiotach i duchu starej kucharki nawiedzającym zamkowe mury. Staromodnie ubrana kobieta ma się przy tym przerażająco śmiać.
Kelnerki z kolei opowiadają o zakapturzonej postaci zbłąkanego mędrca. Kiedyś na oczach personelu duch otworzył drzwi, aż pracownikom zjeżyły się włosy na głowie. Podobnie jak recepcjonistce, która usłyszała wyjący alarm o godz. 2:00 w nocy. Było zupełnie ciemno, nie działał prąd. Kiedy zerknęła w stronę sali rycerskiej, zobaczyła wisielca, po czym uciekła z budynku. Do zamku wróciła z ochroniarzami, ale zjawy już nie było. Podobno między korytarzami zamku nocą przemykają cienie, a obrazy same spadają ze ścian. Gwoździe, na których je zamocowano, niekiedy wyglądają na wygięte. Wszyscy pracownicy są zgodni co do tego, że w starych murach naprawdę straszy.
Zamek Książ
Trzecim co wielkości zamkiem w Polsce (po Zamku Królewskim na Wawelu i zamku w Malborku) jest zamek Książ. Legendy podają, iż pierwszą warownię w jego miejscu wzniesiono już w połowie X w. Miał zrobić to rycerz o imieniu Funkenstein. Ten w roku 933 ponoć podarował księciu, a później królowi Niemiec, Henrykowi I Ptasznikowi, worek wykopanego w lesie węgla. Król w zamian nadał mu godność szlachecką wraz z przydomkiem „Tego Który Przynosi Kamienie Dające Iskry”. Nakazał również Funkensteinowi wzniesienie grodu obronnego w miejscu, gdzie się spotkali. Twierdza miała strzec złóż „czarnego skarbu”.
Nie da się oszacować, ile prawdy jest w tej opowieści, ale wiemy, iż jest to jeden z najstarszych zabytków w naszym kraju, a jego historia oficjalnie zaczyna się w 1288 r. Historycy uważają, że to wtedy książę Bolesław I Surowy zaczął wznosić warownię zwaną początkowo Książęcą Górą. Twierdza była położona w lesie, a z jej murów rozciągały się malownicze widoki. Miejsce wyglądało na dogodne również z militarnego punktu widzenia. Trudno więc się dziwić, że arystokrata najprawdopodobniej przeprowadził się tam i od 25 lutego 1293 r. zaczął tytułować się „Bolko dei gratia dux Slesie et dominus de Wrstenberc”. Możliwe, iż w rzeczonym miejscu istniała wcześniej inna budowla, która została zniszczona razem z drewnianym grodem w roku 1263 przez Przemysła Ottokara II.

Na przestrzeni wieków zamek Książ wielokrotnie zmieniał swoich właścicieli i przechodził z rąk do rąk, a jego historia jest wyjątkowo burzliwa. Być może z tego właśnie powodu stał się on bohaterem niezliczonych legend. Tradycyjnie ma również swoje białe damy. Najsłynniejszą z nich ma być księżna Daisy, żona ostatniego pana na Książu Jana Henryka XV von Hochberga. Małżeństwo z arystokratą nie było dla niej udane, a księżna czuła się wyobcowana w rezydencji. Nie podobał jej się również przepych i chłodny sposób bycia, czym obnosili się Hochenbergowie. Historię swojego życia opisała w pamiętnikach, które później wydano jako książkę „Taniec na wulkanie”. Legenda mówi, iż przyczyną jej nieszczęść był siedmiometrowy łańcuch z pereł, który istniał naprawdę i miał być przeklęty.
Nie wiadomo też, co się z nim stało – możliwe, iż został zrabowany przez Armię Czerwoną lub UB po II wojnie światowej. Ta ostatnia przyczyniła się do kolejnych zagadkowych historii związanych z zamkiem Książ, a konkretniej z projektem „Riese”. Naziści w jego ramach wydrążyli pod budowlą długie na wiele kilometrów korytarze pod ziemią. Historycy do dziś próbują ustalić, jaki miało to cel. Niektórzy uważają, iż warownia szykowana była na siedzibę Hitlera, a tunele przygotowywano na schrony. Inni sądzą, że w kompleksie znajdowały się laboratoria chemiczne lub biologiczne albo zakłady badawcze i produkcyjne dla obiektów pionowego startu bądź też podziemne fabryki V2. Mówi się również, iż w Książu ukrywano zrabowane przez Niemców skarby.
Zamek w Niedzicy
Także zamek Dunajec w Niedzicy ma wielowiekową historię. Twierdza po raz pierwszy wzmiankowana jest w dokumencie z roku 1325 jako własność Jana i Rykolfa Berzeviczych, panów na Brzozowicy i wnuków komesa spiskiego Rudygera z Tyrolu, który od króla Węgier Andrzeja II w roku 1209 otrzymał Niedzicę. Ten ród rezydował w murach warowni przez ponad 160 lat. Później została ona własnością komesa spiskiego Emeryka Zapolyi, żupana spiskiego i dziadka Barbary, polskiej królowej, pierwszej żony Zygmunta Starego. Następnie kilkukrotnie zmieniała właścicieli.
Na obszarze Polski zamek znalazł się po zakończeniu I wojny światowej, ale jego właścicielami wciąż była węgierska rodzina Salamonów. Ilona Betheln Salamon, jej ostatnia przedstawicielka, wyjechała na zawsze z rezydencji w 1943 r. Wcześniej rodzina spędzała tu głównie wakacje, na stałe właściciele mieszkali w Budapeszcie. Tuż po zakończeniu II wojny światowej, na mocy reformy rolnej, majątek został upaństwowiony, a losy familii okazały się dramatyczne – jej członkowie byli represjonowani i więzieni przez komunistyczne władze Węgier. Wspomniana hrabina zmarła 28 maja 1964 r. w przytułku. Trzynaście lat później jej syn przywiózł potajemnie prochy matki i pochował na rodzinnym cmentarzu w Niedzicy. Tymczasem zamek przechodził z rąk do rąk. Mieściły się w nim m.in. różnorakie instytuty naukowe, stacja sejsmologiczna i muzeum. Obecnie pełni funkcję muzealno-hotelową.

Legendy podają, iż pod koniec w zamku i jego okolicach rezydowali Inkowie. Mieli być oni potomkami Tupaca Amaru II i jego dworzan, którzy uciekli przed hiszpańskimi prześladowaniami. Na zamku – jak podaje opowieść – ukryli skarby przeznaczone na finansowanie powstania przeciw swoim wrogom. Historia związana jest z Andrzejem Beneszem, posłem na Sejm PRL, będącego potomkiem Wacława Benesza, kuzyna Sebastiana de Berzeviczego, który wyjechał w XVIII w. do Peru i ożenił się z inkaską kobietą szlacheckiego pochodzenia.
Mieli oni córkę o imieniu Umina – została ona żoną bratanka przywódcy antyhiszpańskiego powstania z lat 1780-1781. Tuż po upadku zrywu mąż Uminy uciekł wraz z Sebastianem, żoną i synem Antoniem do Wenecji, gdzie został zamordowany. Pozostali zbiedzy uciekli dalej, na Węgry i do Niedzicy. Tam Hiszpanie zabili skrytobójczo Uminę. Sebastian uratował Antonia, oddając go do adopcji Wacławowi Beneszowi, przodkowi wspomnianego już Andrzeja. Mężczyzna próbował udowodnić, iż naprawdę w jego żyłach płynie krew Inków i poszukiwał ich skarbów oraz kipu (węzeł będący formą trójwymiarowego zapisu, stosowany przez Indian prekolumbijskiej Ameryki Południowej i nazywany pismem węzełkowym – przyp. red), jakie mieli ze sobą przywieźć do zamku. Nie udało mu się jednak. Zginął w wypadku samochodowym w 1976 r.
RS