Bruce'a Lee znamy przede wszystkim z filmu „Wejście smoka”, który uczynił go jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd kina. Wcześniej rozsławił swoje nazwisko jako mistrz kung-fu, z którego lekcji korzystali Steve McQueen czy Roman Polański. Nie dane mu było jednak długo świętować swojego triumfu. Zmarł 20 lipca 1973 r., mając niespełna 33 lata. W tym roku mija 50 lat od tego tragicznego dnia.
Jest 20 lipca 1973 r. Tego dnia Bruce Lee pojechał odwiedzić Betty Ting Pei – przyjaciółkę i aktorkę, która razem z nim miała zagrać w produkcji „Gra śmierci”. Tam poczuł się źle i dostał silnego ataku migreny. Wziął tabletkę, a następnie zasnął. I już się nie obudził. Został przetransportowany do szpitala Queen Elizabeth Hospital, gdzie aparat EKG nie zarejestrował już pracy jego serca. Przyczyna śmierci? Jest wiele domysłów. Jeden mówi o obrzęku mózgu spowodowanym nadmiernym nagromadzeniem płynów w czaszce, drugi o reakcji uczuleniowej na składnik leku zażytego tamtej nocy, a trzecia o… zabójstwie z rąk triady lub mnichów z klasztoru Shaolin, którzy – według opinii krążących wśród fanów Lee – mieli uśmiercić go „ciosem wibrującej pięści”.
Jak Mały Smok stał się wielki
Był chorobliwym perfekcjonistą. Może dlatego przejawiał tak dużą pasję do sztuki kung-fu, której nazwa sama w sobie jest synonimem doskonałości. Nauczył się jej od legendarnego sifu Ip Mana. Jednocześnie zafascynował się chińską filozofią, zaczął trenować boks, a nawet… taniec. Wierzył, że ta ostatnia dyscyplina ma wiele wspólnego ze sztukami walki, gdyż wspomaga koordynację i usprawnia płynność ruchów.
W 1959 r. jego rodzina podjęła decyzję, by wysłać go do San Francisco. Miał 18 lat, 100 dolarów w kieszeni i wielkie plany, których nie mógł zrealizować. Poszukując szczęścia, jeszcze w tym samym roku przeniósł się do Seattle, gdzie pracował jako kelner i studiował filozofię na Uniwersytecie Waszyngtońskim. Nie zapomniał jednak o swojej pasji. Dalej trenował, doskonaląc swoje umiejętności, a z czasem postanowił nawet otworzyć własną szkołę. Wkrótce opracował autorską sztukę walki, którą nazwał „jeet kune do”, co oznacza „drogę przechwytującej pięści”.

Na czym polega jeet kune do?
Jeet kune do odróżniała się od klasycznych sztuk walki. Nie była oparta na formułach, a na spontaniczności, a przy okazji miała stanowić drogę do samopoznania. To innowacyjne podejście uznano za kontrowersyjne, gdyż skłaniało młodych adeptów do wyrzeczenia się tradycyjnych doktryn. Lee nie widział w tym problemu. Tradycja była dla niego antytezą wolności, która uniemożliwia pełne wyrażanie siebie.
Kung-fu uczył się od niego Steve McQueen
Bruce Lee został po raz pierwszy zauważony na mistrzostwach karate w Kalifornii, gdzie zadziwił publiczność swoimi wyjątkowymi zdolnościami. Wśród niej był hollywoodzki agent, który zaproponował Bruce’owi rolę w serialu telewizyjnym „Zielony Szerszeń”. Choć zagrał tam drugoplanową rolę, a produkcja zakończyła się po pierwszym sezonie, po emisji Lee zyskał rozpoznawalność. W środowisku Hollywood wszyscy kojarzyli jego nazwisko, przypisując mu tytuł mistrza sztuk walki, i korzystali z jego lekcji. Lee szkolił m.in. takie gwiazdy jak Steve McQueen czy Roman Polański. Ten drugi rewanżował mu się nauką jazdy na nartach.

Bruce Lee przez sześć miesięcy był unieruchomiony
W 1969 r. poważna kontuzja prawie zakończyła jego karierę. Podczas treningu siłowego uszkodził sobie plecy na tyle, że przez kilka miesięcy był przykuty do łóżka. Znalazł w sobie jednak dość motywacji, by powrócić do zdrowia. Odzyskał sprawność i był gotowy na dalszy podbój Hollywood. Niestety Ameryka nie obchodziła się z nim łaskawie, a do młodego aktora przestały napływać propozycje filmowe. Wtedy Lee podjął decyzję o powrocie do Hongkongu, gdzie miał już status wielkiej gwiazdy. Tam rozpoczął pracę nad swoim pierwszym dużym filmem „Wielki szef”, w którym zaprezentował swój akrobatyczny kunszt i zyskał jeszcze większe uznanie. Produkcja zarobiła 50 milionów dolarów.
W tym samym roku do kin weszły „Wściekłe pięści”, które odniosły spory sukces komercyjny, a Bruce Lee otrzymał za nie nagrodę jury podczas Golden Horse Film Festival w 1972 r. Wkrótce potem założył własną wytwórnię filmową Concorde Film Production, której pierwszym wyprodukowanym filmem była „Droga smoka”. Zagrał tam u boku Chucka Norrisa. Scena, w której toczą walkę w rzymskim Koloseum, przeszła do historii kina akcji.

„Wejście smoka”
Ostatnim i zarazem najgłośniejszym filmem Bruce’a Lee było „Wejście smoka” z 1973 r. Praca na planie była jednak na tyle intensywna, że Lee podupadł na zdrowiu. Schudł 10 kilogramów, a przy tym miał zażywać narkotyki. We współpracy był trudny, nerwowy, ale przed kamerą – niezwykle profesjonalny. Wciąż imponował zaangażowaniem i formą, przez co oglądając go dziś na ekranie, nie sposób poznać, że w czasie kręcenia filmu działo się z nim coś złego.
Nie doczekał już premiery dzieła, które weszło do kin sześć dni po jego śmierci, dokładnie 26 lipca 1973 r. Tym samym nigdy nie przekonał się, jak wielki wpływ na popkulturę wywarło „Wejście smoka”.

Do końca wierzył, że sztuka walki to coś więcej niż dyscyplina sportu. Uważał ją za sposób na znalezienie lepszej wersji siebie, osiągnięcie wewnętrznej równowagi. „Trening jest umiejętnością dyscyplinowania twojego umysłu” – mawiał.
Bruce Lee zmarł 20 lipca 1973 r., lecz jego dokonania, występy na ekranie i nieoceniony wkład w popularyzację chińskich sztuk walki pozostaną niezapomniane.