Monika Zajączkowska dała się poznać szerszej publiczności dzięki udziałowi w show „Sanatorium miłości”. Krótkowłosa blondynka od razu zdobyła sympatię i zaufanie widzów. W najnowszym wywiadzie była uczestniczka programu opowiedziała nam o swoich aktualnych zajęciach, jak również o zamiłowaniu do mody i pisania powieści. Czy Monika zaskoczy nas wkrótce nową książką?
Pani Moniko, jakiś czas temu wydała Pani książkę „Sanatorium uczuć, czyli siedem światów Igi B”. Skąd taki pomysł?
Ja tę książkę napisałam 17 lat wcześniej, leżała sobie w szufladzie (maszynopis) i oczywiście miałam ją zapisaną w pliku na komputerze w wersji elektronicznej. Tak sobie bytowała tam. Natomiast kiedy brałam udział w programie „Sanatorium miłości”, podzieliłam się informacją o napisaniu powieści z innymi uczestnikami. Rozmawiałam też o tym z Martą Manowską w wywiadzie, podczas nagrywania programu. Marta zapytała mnie o tę książkę, co jest głównym tematem itd. Jedna z pań poprosiła mnie, abym podzieliła się z nią treścią, a później poszła fama, iż jest to bardzo ciekawa powieść.
O „Sanatorium uczuć” dowiedział się także kolega z programu Andrzej Sikorski, który zapytał mnie: „Dlaczego trzymasz taką fajną powieść w szufladzie? To trzeba wydać. Skontaktuję cię z odpowiednią osobą i trzeba to opublikować”. No i tak też się stało; książka miała swoją premierę 28 października na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie w ubiegłym roku. Teraz jest w sprzedaży i można ją bez problemu nabyć.
Jak powiedziała Pani w jednym z wywiadów, książka ta opowiada „o walce z własnymi przyzwyczajeniami, z własnym wyobrażeniem o sobie, które w pewnym momencie się wali...”. Do kogo jest adresowana? Kto Pani zdaniem powinien po nią sięgnąć?
Bardzo się cieszę z tego pytania, które właśnie pani zadała. Ta książka jest skierowana do kobiet w tzw. tarapatach uczuciowych. Jest taka chwila w życiu kobiety, kiedy wali jej się świat, bo nagle się okazuje, że np. mąż ją zdradził i po prostu odchodzi. To jest książka skierowana do osób, które przeżywają tego typu sytuacje. Dlaczego? Bo życie po tym wszystkim toczy się dalej i my musimy się w nowej rzeczywistości jakoś odnaleźć; jak to się mówi teraz, jakoś „ogarnąć”. Właśnie o tym jest ta powieść, o sposobie na życie po takim kryzysie. A że ja piszę trochę humorystycznie, to moje spojrzenie na problemy związane z porzuceniem, które przeżywamy i które przeżywa główna bohaterka, jest inne. Historia Igi nie jest kalką mojego życia, niemniej jednak dotyka bardzo wiele kobiet i po prostu pokazuje, jak można sobie poradzić w sytuacji porzucenia, jakie mamy wyjścia, jak można spojrzeć na ten problem w inny sposób. Koleżanki po przeczytaniu tej powieści stwierdziły, że jest ona trochę terapeutyczna. Gdy ją przeczytały, poczuły się bardzo dobrze i o to mi właśnie chodziło – aby zapalił się w czytelniczce ten promyk nadziei, ochoty do działania, optymizmu do dalszego życia po takim trudnym doświadczeniu.

Czyli książka jest wsparciem duchowym dla wielu kobiet po trudnych doświadczeniach życiowych…
Tak, dokładnie, i ja się z tego bardzo cieszę. Pisząc ją – chyba w 2001 czy 2003 r. (już dokładnie nie pamiętam) – sama miałam bardzo trudny czas prywatnie. Któregoś dnia usiadłam zwyczajnie do komputera i zaczęłam pisać tę historię. Zatopiłam się w opowieść o perypetiach Igi tak intensywnie, że chwilami śmiałam się szczerze ubawiona. Nie miałam pojęcia, co będzie na następnej stronie, nie zrobiłam sobie żadnego konspektu, żadnego planu. Po prostu pisałam. To było dla mnie dużym zaskoczeniem i zarazem terapią. Po prostu śmiałam się, pisząc i nie mogłam się doczekać tego, co będzie dalej. Godzinami siedziałam przy komputerze, stukając w klawiaturę, aby się dowiedzieć, co będzie się działo dalej z główną bohaterką oraz pozostałymi osobami, które towarzyszą jej w tej historii.
Czy udział w programie „Sanatorium miłości” wpłynął na treści zawarte w „Sanatorium uczuć, czyli siedem światów Igi B”?
Nie, w treści nic nie zostało zmienione, absolutnie. Książka już przed udziałem w programie miała swoją ostateczną wersję, także tutaj się nic nie zmieniło. Cały czas myślałam jednak nad tytułem. Bardzo zależało mi na tym, aby oddać pełnię tego, co przeżywa główna bohaterka. Brałam pod uwagę różne tytuły, ale to, co finalnie znalazło się na okładce, czyli tytuł „Sanatorium uczuć”, odzwierciedla całkowicie historię Igi, jej wracanie do codzienności, cały ten proces. Gdyby nie ten związek, gdyby nie rozstanie, to być może dalej myślałaby, że padła ofiarą i że ona sama jest cudowna, wspaniała. Okazało się jednak, że ona też popełnia błędy i musiała nauczyć się, jak porzucić niektóre ze swoich przyzwyczajeń czy wyobrażeń na temat mężczyzn. Nagle uświadamia sobie, że nie wszyscy są tak podli jak jej były mąż i trzeba po prostu nauczyć się inaczej patrzeć na świat. Nie można nikogo na początku skreślać. Iga przeżywa swoje małe sanatorium uczuć. To jest ten tytuł, który pasuje do przeżyć bohaterki.
Jeśli już rozmawiamy o miłości, to czym jest dla Pani miłość?
Miłość dojrzała, bo nie mówimy tu o nastolatkach, to jest PEŁNE ZAUFANIE I AKCEPTACJA zarówno plusów, jak i minusów. Powinniśmy się wspierać w tych chwilach zarówno dobrych, jak i złych. Miłość to szacunek do ludzi, do świata. Osoba, która szanuje nie tylko otoczenie, ale i siebie, jest niezwykle atrakcyjna.
W mediach często pojawiały się informacje o tym, że Pani serce jest już zajęte. Jak jest naprawdę?
Chodziło zapewne o moją przyjaźń z Andrzejem Sikorskim. My się po prostu bardzo lubimy, wspieramy, ale Andrzej nie jest moim partnerem. Media troszeczkę dopowiedziały od siebie. To nie jest absolutnie związek uczuciowy, miłosny, tylko po prostu przyjaźń.
Wróćmy jeszcze pamięcią do programu „Sanatorium miłości”. Czy udział w show zmienił Pani dotychczasowe życie?
Program bardzo wpłynął na moje życie, głównie jeśli chodzi o sferę kontaktów towarzyskich. Po udziale w show wielu ludzi, których nie znam, kojarzy mnie i to jest bardzo fajne. To niesamowite uczucie, kiedy ludzie podchodzą i wypowiadają się bardzo pozytywnie o programie, mówią mi, że bardzo podobało im się to, w jaki sposób się zachowywałam. Doświadczyłam tego wielokrotnie i jest to bardzo miłe. Kontaktuję się też z innymi uczestnikami show. Cały czas wymieniamy sobie wiadomości z Zosieńką; jest bardzo miłą i sympatyczną osobą. Są też sytuacje, gdy możemy się spotkać na jakichś okazjonalnych imprezach, to jest cudowne. Ostatnio otrzymaliśmy też zaproszenie od Eli Czabator…
Z programu „Rolnik szuka żony”?
Tak, dokładnie. To przemiła i przesympatyczna dziewczyna, z którą często się kontaktuję. Opowiadamy sobie jak dwie przyjaciółki o różnych naszych sprawach. To również jest owoc wzięcia udziału w programie „Sanatorium miłości”. Po prostu same plusy…

A jak czuła się Pani w obecności kamer? Czy pojawił się jakiś stres, czy wręcz przeciwnie – płynęła Pani z prądem, według zasady, że co ma być, to będzie?
Dokładnie tak, jak Pani mówi, to drugie. Zgłosiłam się do programu, zaufałam osobom, które stały za kamerami, ponieważ są to profesjonaliści, podobnie jak pani reżyser czy prowadząca Marta Manowska. Uczestnicy byli bardzo sympatyczni, okoliczności przyrody fantastyczne, bo piękna okolica, także można się było tylko cieszyć. Byliśmy dopieszczeni jako uczestnicy z różnych stron. Nie krępowały mnie kamery, absolutnie. Całe 30 dni to była JEDNA, WIELKA, CUDOWNA PRZYGODA.
Czyli polecałaby Pani udział w programie osobom, które teraz się wahają i być może nie mają odwagi, by wziąć udział w show?
Tak, zdecydowanie. Z tego, co wiem, moi koledzy również twierdzą, że była to wspaniała przygoda życia. Andrzej też odbierał to bardzo fajnie, podobnie jak i Zosia czy nasz ulubieniec Romek. Bardzo fajny program, polecam wszystkim. Ja się tam czułam naprawdę świetnie, chociaż być może nie było mnie tak często widać na pierwszym planie (mam na myśli wersję finalną, która się ukazała w telewizji). Materiału nakręciliśmy bardzo dużo, ale nie wszystko było pokazane i ja to rozumiem, bo nie sposób wszystkiego pomieścić. Musielibyśmy mieć tych odcinków zapewne około 30.
Oglądając czwartą edycję „Sanatorium miłości”, nie sposób było nie zauważyć, że przywiązuje Pani dużą uwagę do stroju. W sieci pojawiło się również wiele pozytywnych komentarzy odnośnie Pani dobrego gustu. Czy zamiłowanie do piękna i mody towarzyszy Pani od zawsze?
Ojej, to bardzo miłe. To prawda, lubiłam się dobrze ubrać. Co prawda mój styl dopasowany jest do sytuacji, czasami ubieram się sportowo, czasami elegancko. Zwracam uwagę na to, co mam na sobie.
Moda, piękno i harmonia oraz pasja do pisania… Czyli jest Pani duszą artystyczną.
Faktycznie, mogę powiedzieć, że tak. Lubię trochę popływać w świecie kreatywności, mam mnóstwo różnych pomysłów. Swojego czasu projektowałam zresztą odzież damską. Gdy miałam zakład produkcyjny, pisałam wiersze… To prawda, tak było.
Tak było, a jak jest teraz? Czym zajmuje się Pani obecnie, na czym skupia swoją uwagę?
Piszę kolejną powieść i mam nadzieję, że za jakiś czas będzie wydana.
A czy mogłaby nam Pani zdradzić, czego możemy się spodziewać i o czym będzie kolejna książka?
W moich powieściach skupiam się na ludziach, bohaterach, z którymi każdy z nas może się utożsamić. Są tam mieszkańcy kamienicy, których dotykają różne sprawy życia codziennego. Jest też romansik, nawet niejeden. Narracja – jak zwykle w moim przypadku – jest humorystyczna i dzieją się w niej zaskakujące rzeczy. Mam nadzieję, że wkrótce skończę tę książkę. Nie narzucam sobie żadnych ram, że muszę to napisać do jakiegoś konkretnego terminu. W każdym razie jest ona w trakcie tworzenia. Mam nadzieję, że w przyszłym roku ukaże się na rynku.
Co chciałaby Pani powiedzieć dwudziestoletniej Monice, gdyby miała Pani taką możliwość?
Ojej, to zaskoczyła mnie pani teraz (śmiech). Myślę, że powiedziałabym jej, aby dała sobie czas i nie spieszyła się z decyzjami. Dawniej, w czasach, kiedy ja miałam dwadzieścia lat, pójście za mąż było takie… Trzeba było po prostu wyjść za mąż do 22. roku życia, ponieważ później było się dla wszystkich starą panną. Teraz uległo to zmianie, dziewczyny się nie spieszą ze związkami i w sumie mają więcej czasu na wybór, na przemyślenie. Nie ma takiej presji, która była kiedyś. Także myślę, że powiedziałabym „Nie spiesz się, Moniko, daj sobie czas na radowanie się młodością, baw się”.

AZG