„Straż nocna” jest prawdopodobnie najsłynniejszym i najbardziej cenionym obrazem Rembrandta. Monumentalny portret do dziś jednak nie odkrył przed nami wszystkich zagadek. Kilka lat temu pojawiła się nawet hipoteza, że malarz zaszyfrował na nim wiadomość o morderstwie.
Arcydzieło Rembrandta, powszechnie znane jako „Straż nocna”, w rzeczywistości ma inną nazwę. Tak naprawdę obraz nosi tytuł „Kompania Strzelecka Fransa Banninga Cocqa i Willema van Ruytenburcha” i przedstawia jej 18 członków. Zgrupowanie obywatelskiej straży kupieckiej było oczywiście bardziej liczne, ale na malunku Holender zamieścił jedynie osoby, które zapłaciły za zamieszczenie swoich wizerunków na kolosalnym – mierzącym 363 centymetry wysokości i 437 centymetrów szerokości – portrecie.
Miał on kosztować zleceniodawców ok. 4 tys. guldenów. Aby ożywić swoje dzieło, Rembrandt dodał 16 innych postaci, w tym bębniarza (został wynajęty i jako jedyny namalowany za darmo) oraz psa. Ten ostatni zniknął z obrazu, kiedy ten został przycięty po bokach i na dole. Legenda podaje, że malunek ucięto, ponieważ nie mieścił się w drzwiach sali Rady Małych Wojen, do której został przeniesiony w 1715 roku. Niestety struktura i kompozycja zostały wtedy poważnie naruszone – postaci kapitana i porucznika znalazły się w centrum (pierwotnie znajdowali się po prawej stronie). Ścięcie portretu u dolnej postawy spowodowało, że zdają się oni wypadać z obrazu.

„Kompania…” była w XVII wieku poddawana licznym renowacjom ze względu na przypadkowe zniszczenia. Nieudane prace konserwatorskie poprawił Jan van Dyk, który, co ciekawe, stwierdził, że rzeczona scena dzieje się w świetle dziennym.
,,Obraz ten jest godny podziwu ze względu na jego wielką siłę i pracę pędzla; jest silne światło słoneczne, farba bardzo grubo naniesiona, i jest godne podziwu, że mimo tak mocnej pracy pędzla, mogła mieć miejsce tak wielka wytworność; na hafcie na mundurze porucznika farby jest tak wiele, że można zetrzeć na niej gałki muszkatołowe, a amsterdamski herb, trzymany przez lwa, [jest] tak schludny i delikatny, jak gdyby został pomalowany z wielką dokładnością. Twarz bębniarza widziana z bliska jest wyjątkowo ładnie wykonana. Należy żałować, że ten kawałek został tak bardzo zredukowany, żeby można było go umieścić pomiędzy dwoma drzwiami
– napisał w 1758 roku renowator dzieł sztuki.
Możliwe więc, że już dawniej wiedziano, iż akcja wcale nie rozgrywa się w nocy – przy okazji warto zauważyć, że przydomek „Straż nocna” został nadany dziełu dopiero w 1797 roku w liście Lambertusa Claessensa do Rady Narodowej Republiki Batawskiej, przesłanym wraz z akwafortą malunku, po tym jak pociemniało ono w wyniku starzenia się płótna. Kiedy w latach 40. zdjęto warstwę werniksu, okazało się, że akcja obrazu toczy się w ciągu dnia.
„Straż nocna”. Kto znajduje się na obrazie?
Tytułową kompanią, którą przedstawił Rembrandt, dowodzili wówczas Banning Cocq i Willem van Ruytenburch. To właśnie oni znajdują się na środku obrazu. Ten pierwszy przedstawiony jest w całości w dostojnej czerni oraz przepasany czerwoną szarfą symbolizującej dowodzenie. W prawej dłoni trzyma laskę. Lewą ręką wykonuje gest oznaczający komendę o wymarszu w odpowiednim kierunku.


Tuż za nimi podążają ich podkomendni, którzy właśnie wyszli z koszar i mają przy sobie różne rodzaje broni (muszkiety, lance, halabardy, miecze i sztylety). Niektórzy z mężczyzn mają na głowach kapelusze, inni fantastyczne, nieużywane już wówczas przez strażników, hełmy. Kilku z nich posiada tarcze, a kolejni ubrani są w swoiste kolczugi. Każda z przedstawionych postaci wykonuje jakąś czynność – rozmawiają, patrzą w różne strony, powiewają sztandarem, ładują broń. Z prawej strony przygrywa dobosz na bębnie, żołnierz przedstawiony obok kapitana przegania ciekawskiego chłopca, próbującego dotknąć broni, a strażnik w hełmie z liśćmi dębu oddaje strzał w powietrze – co ciekawe jego strój pochodzi z innej epoki. Najprawdopodobniej ów żołnierz jest wymyśloną postacią. Jego twarzy nie widać, dzięki czemu zyskuje anonimowość, która według Instytutu Rembrandta pozwala widzieć go jako uosobienie muszkieterów w ogóle. Nazwiska wszystkich strażników w 1652 roku zostały dodane przez nieznanego artystę na tarczę usytuowaną na obrazie po prawej stronie.

Tajemnicą, której nie udało się do dziś rozwiązać, jest obecność młodej kobiety tuż obok dowódców. Ta postać przypomina nieco Saskię, młodą żonę artysty, która zmarła na gruźlicę w 1642 roku, najprawdopodobniej na krótko przez ukończeniem arcydzieła. Ma na sobie bardzo jasną suknię, a przy jej boku wisi martwy kurczak, przywiązany do góry nogami, z bardzo uwydatnionymi pazurami. Te zdaniem Instytutu Rembrandta są bezpośrednią aluzją do herbu kompanii, w którym znajdował się pazur. Tuż pod jej stopą widnieje podpis artysty. Na obrazie widać także samego Rembrandta. Mały autoportret jest ledwie widoczny nad ramieniem jednego z żołnierzy: malarz ubrany jest w brązowy beret i jednym okiem obserwuje rozgrywającą się akcję.

Trudno nie dostrzec mistrzostwa Rembrandta w posługiwaniu się światłocieniem. To właśnie nasycenie barw podkreśla ruchy wszystkich postaci i wydobywa ich sylwetki – z jasnych promieni, światła, punktów i cieni wyłaniają się bohaterowie obrazu, a cała kompozycja została przedstawiona harmonijnie i w niebywałym porządku. Ten artysta osiągnął poprzez odpowiednie rozmieszczenie poszczególnych elementów i właściwe poprowadzenie linii kompozycyjnych. To wszystko zostało podkreślone idealnie wplecionymi plamami światła. Tym właśnie cechują się wielkie arcydzieła baroku, namalowane zgodnie z ustalonym wzorem podstawowym, na który naniesiono dynamiczne zmiany.
Kim byli strażnicy?
Straż obywatelska, w której służyli m.in. członkowie przedstawionej kompanii, istniała w Niderlandach od XVI wieku i złożona była w większości z ochotników. Milicja ta podejmowała działania w czasie wojny lub zamieszek, gwarantując bezpieczeństwo obywatelom – w tym przypadku zamieszkałym w Amsterdamie.
Miała własne koszary, w których jej członkowie mogli rozwijać swoje umiejętności strzeleckie i ćwiczyć fizycznie oraz spotykać się przy okazji różnych ceremonii. Towarzyszyli oni często paradom i innym uroczystościom państwowym. Każda z kompanii liczyła około 120 osób, dowodzonych przez kapitana i jego zastępcę w randze porucznika.

W tej konkretnej jednostce – zdaniem reżysera Petera Greenawaya – doszło, na krótko przed ukończeniem portretu, do zabójstwa jednego z dowódców. Holender w dokumencie „Rembrandt: oskarżam!” przedstawił hipotezę, jakoby stało się to podczas ćwiczeń i z pozoru miało wyglądać na wypadek. Autor produkcji utrzymuje, że malarz zawarł na swoim portrecie konkretne wskazówki świadczące o morderstwie spowodowanym profrancuskim nastawieniem rzekomo zastrzelonego dowódcy.
Reżyser twierdzi, że odkrycie tej strasznej tajemnicy zrujnowało karierę malarza, a członkowie kompanii doprowadzili do tego, że zmarł w zapomnieniu i biedzie. Historycy odrzucają jednak tę teorię.
RS