Marlon Brando przez wielu krytyków i widzów uznawany jest za jednego z najwybitniejszych aktorów wszech czasów. Legendarny artysta ma w dorobku wiele wspaniałych kreacji, za które zdobył olbrzymią liczbę nagród. Odnajdywał się znakomicie w każdej roli. Wielka sława, nadzwyczajna uroda i bogactwo niestety nie szły w parze ze szczęściem w prawdziwym życiu.
Marlon Brando na świat przyszedł 3 kwietnia 1924 r. w niezbyt zamożnej rodzinie Marlona Brando seniora i Dorothy Pennebaker. Wychowywał się na pięknej farmie w pobliżu miasta Omaha, w stanie Nebraska, którą wspominał z rozrzewnieniem nawet po latach, w wydanej w 1994 r. autobiografii „Songs My Mother Taught Me”.
,,Pamiętam słodki aromat świeżo skoszonego siana, zapach palonych liści i zapach rosy z liści, kiedy je przecierałem. Pamiętam zapach konwalii w ogrodzie, w którym często spałem w gorące popołudnia w Omaha, i myślę, że ten zapach już zawsze będzie ze mną. Nie sądzę też, żebym kiedykolwiek zapomniał zapach bzu lub dzikiej róży, czy niemal szykowny wygląd drzew w naszej okolicy

,,Nie mogę też zapomnieć dymiącego zapachu tostów i pieczonego bekonu z kaszą i jajkami, który unosił się po klatce schodowej naszego domu w niedzielne poranki. Mieliśmy staromodny żeliwny piec opalany drewnem, który zawsze mnie zawstydzał. To był wspaniały piec, ale wtedy się go wstydziłem, bo czułem, że jesteśmy biedni. Jeśli kiedykolwiek zaprosiłem przyjaciół i przechodziliśmy przez kuchnię, próbowałem czymś zająć, aby ich wzrok zatrzymał się na mnie i aby nie zauważyli pieca
Marlon Brando o swoim dzieciństwie. „Mało mam dobrych wspomnień”
Zarówno ojciec, jak i matka przyszłego gwiazdora byli uzależnieni od alkoholu. Młody Marlon często był świadkiem bijatyk między rodzicami w domu. On również był ofiarą ich przemocy. „Jeśli mam do odegrania jakąś scenę i muszę się złościć, przypominam sobie, jak ojciec mnie bił” – mówił aktor po wielu latach.
Gwiazdor wspominał, że miał siniaki na całym ciele i obrywał za wszystko. Nie musiało być konkretnego powodu. Brando opowiadał, że Marlon senior wyżywał się na nim również psychicznie.
,,Byłem jego imiennikiem, ale nic, co zrobiłem, nigdy go nie zadowoliło ani nawet nie zainteresowało. Lubił mi mówić, że nie umiem nic zrobić dobrze. Miał zwyczaj powtarzać mi, że nigdy do niczego nie dojdę (…). Nigdy nie powiedział mi dobrego słowa, nie przytulił i nie spojrzał na mnie życzliwie. Kochałem go i nienawidziłem jednocześnie
– opisuje artysta.
Matka nie broniła dzieci. Przede wszystkim dlatego, że większość czasu spędzała przy kieliszku w barach, w których znajdowały ją dzieci. W okresie wczesnego dzieciństwa miał jednak Marlon osobę, która go kochała. Była to 18-letnia niania o imieniu Ermi. „Jej uśmiech będę pamiętał zawsze (…) W ciągu dnia bawiliśmy się bez przerwy. W nocy spaliśmy razem i (…) było to cudowne przeżycie” – wyjawił Brando.

Mając około 7 lat, zakochał się w niej. Młoda dziewczyna wkrótce wyszła za mąż i odeszła z pracy. Obiecywała, że nie wyjeżdża na zawsze, ale Marlon wiedział, iż jest inaczej. „Tej nocy, gdy uświadomiłem sobie, że Ermi odeszła na zawsze... Poczułem, że moje marzenia umierają. Od jej zniknięcia minęły tygodnie. Czekałem i czekałem na nią. Ale w końcu zrozumiałem, że nie wróci. Poczułem się opuszczony. Moja matka dawno temu porzuciła mnie dla swojej butelki; teraz Ermi też nie było... Od tego dnia oddaliłem się od świata” – wspominał.
W filmie „Ostatnie tango w Paryżu” z 1972 r. bohater kreowany przez aktora podsumowuje swoje dzieciństwo.
,,Mój ojciec był pijakiem, brutalem, barowym awanturnikiem i silnym facetem. Twardym gościem. Mama miała poetycką duszę, ale też piła. Pamiętam, że raz aresztowano ją nagą. Mieszkaliśmy w małej rolniczej osadzie. Wracałem ze szkoły, a jej nie było w domu, bo gdzieś sobie poszła albo siedziała w areszcie. Mało tych dobrych wspomnień

Marlon Brando rozrabiaka. Motorem między uczniami
To wszystko odbijało się na jego zachowaniu. W szkole Marlon Brando miał nie najlepszą opinię, a dla opiekunów był prawdziwym utrapieniem. Wiele lat później wyznał, że upatruje przyczyny swojej młodzieńczej nienawiści do nauczycieli w despotycznym ojcu. Musiał podporządkowywać się w domu, więc nie znosił władzy i pokazywał to w miejscu, w którym mógł to zrobić bez większych obaw.
W pewnym momencie, mając 16 lat, jednak przesadził, kiedy do budynku wjechał motorem i przejechał korytarzami pomiędzy uczniami. Ojciec w porozumieniu ze szkołą wysłał go za karę do akademii wojskowej. Tym samym – niezamierzenie – zmienił życie swojego syna na zawsze i na lepsze.

Nastolatek odżył, choć nie lubił musztry i swoich przełożonych. To tam po raz pierwszy odkrył swoje sceniczne powołanie na deskach żołnierskiego teatru. Dowódcy odkryli w nim również sportowy talent. Grał świetnie w futbol i zaczął marzyć o karierze zawodniczej. Na drodze do marzeń stanęła poważna kontuzja kolana. Ten sam uraz sprawił, że został odrzucony na komisji, kiedy chciał zaciągnąć się na front II wojny światowej.
„W ośrodku wprowadzającym lekarz zapytał mnie, czy mam jakieś problemy fizyczne. «Czasami trochę boli mnie kolano» – powiedziałem. Doznałem kontuzji podczas meczu piłkarskiego w Shattuck, kiedy ktoś zaatakował mnie od tyłu i złamał (…) chrząstkę półksiężycowatą. Lekarz chwycił moją nogę i pociągnął ją w bok, przez co moje kolano zaczęło się kręcić trochę jak kula w stawie. «Przykro mi, synu, ale masz chore kolano» – powiedział. «Masz 4-F»” – wspominał w swojej autobiografii Brando.
Tego dnia ponownie został upokorzony przez Marlona seniora. „Czy jest coś jeszcze, w czym mógłbyś zawieść?” – usłyszał wówczas od ojca przyszły aktor. Wkrótce… zdjął i zakopał klapę, którą wcześniej w nocy ukradł z dzwonnicy. Następnie powołał komisję studencką w celu wyjaśnienia całego zajścia i wyleciał za to z akademii. Tuż po przymusowym opuszczeniu placówki zdecydował, że nie wróci do domu. Wyjechał do Nowego Jorku, w którym mieszkały jego starsze siostry.
Marlon Brando i zepsuta kanalizacja w domu Tennessee Williamsa
W mieście, które nigdy nie śpi, Brando najął się do pracy jako operator windy w domu towarowym Best & Company. Nie wytrzymał w zawodzie długo i przeniósł się do pracy w barze, w którym pracował jako kelner. Następnie został kucharzem i sprzedawcą kanapek na ulicy oraz budowlańcem zarabiającym 35 dolarów tygodniowo. Układał płytki i rury. To właśnie to ostatnie zajęcie pomogło mu zostać aktorem, kiedy pewnego dnia w domu Tennessee Williamsa, autora sztuki „Tramwaj zwany pożądaniem”, zepsuła się kanalizacja.
Marlon od 1944 r. studiował aktorstwo na warsztatach u Stelli Adler i miał już na koncie kilka małych ról na Broadwayu. Kiedyś, gdy miał iść na zdjęcia próbne do roli Stanleya, został poproszony o pomoc w usunięciu usterki. Na wejściu Brando zauważył, że nie działają światła, i naprawił bezpieczniki. Następnie przepchał zatkaną muszlę klozetową. Kilka minut po brudnej robocie dał wyjątkowy występ na oczach dramaturga, który później stwierdził, że nigdy nie widział równie wspaniałego aktorskiego popisu. To zdecydowało, że Williams namówił Elię Kazana, reżysera adaptacji „Tramwaju…”, aby obsadził nieznanego artystę.

Wkrótce, w 1947 r., Brando zachwycił widzów i krytyków rolą Stanleya na deskach nowojorskiego teatru. Aktor swoją postać i styl bycia Kowalskiego oparł luźno na zachowaniu zawodowego boksera Rocky’ego Graziano, który imponował mu od czasów szkolnych. Wbrew pozorom aktor nie miał w sobie nic ze Stanleya. „Ja byłem z natury wrażliwy, a on był szorstkim i nieomylnym człowiekiem ze zwierzęcym instynktem i intuicją. (…) Był kompendium mojej wyobraźni, opartej na liniach sztuki. Stworzyłem go na podstawie słów Williamsa” – podkreślał Marlon.
Marlon Brando i jego wielki przebłysk
W 1951 r. Kazan nakręcił kinową wersję „Tramwaju…” z Vivien Leigh i Marlonem Brando w rolach głównych. Film odniósł oszałamiający sukces i zdobył cztery Oscary, a młody aktor – nominowany do prestiżowej statuetki – swoją kreacją przyćmił samą Leigh, niekwestionowaną legendę Hollywood. Po latach krytycy zauważyli, że odkrycie talentu artysty było kolejnym wielkim przebłyskiem geniuszu Kazana, uważanego za jedną z największych postaci w historii kina.

Tak we wcześniejszej sztuce, jak i w późniejszym filmie Brando zagrał wspaniale i wyglądał zjawiskowo w obcisłej koszulce uwydatniającej jego wypracowane na siłowni i podczas treningów bokserskich, dobrze zarysowane mięśnie. Widać je również w najsłynniejszej scenie produkcji, w której aktor w przemoczonym T-shircie krzyczy pod schodami „Stello! Hej, Stello”. Te trzy wykrzyczane przez niego słowa przeszły do historii kina. W 2005 r. umieszczono je na 45. miejscu listy stu najlepszych filmowych kwestii wszech czasów.
Trudno się dziwić – Marlon zaprezentował wówczas pełnię swoich umiejętności. Jego Stanley jest autentyczny, do bólu prawdziwy i poruszający. Tą kreacją zmienił dotychczas mocno teatralny świat dużego ekranu. „Jeśli chodzi o aktorstwo: czas dzieli się na epokę przed Marlonem Brando i tę po nim. Są to dwa zupełnie różne światy” – napisał w 2002 r. Rick Lyman z „The New York Times”.

Marlon Brando w oczach przyjaciół i wrogów
Mimo trudnego dzieciństwa gwiazdor był człowiekiem bardzo pogodnym. „Miał wspaniałe poczucie humoru. To był jeden z najzabawniejszych ludzi, jakich poznałam w życiu. Parodiował ludzi, zwierzęta, owoce… i przedmioty nieożywione” – opowiada w dokumencie „Marlon Brando. Aktor zwany pożądaniem” Ellen Adler, córka Stelli.
Lubił robić kawały znajomym i przyjaciołom, a także… wrogom. Mało kto wie, że nie znosił (z wzajemnością) Franka Sinatry, który przegrał z nim walkę o rolę w filmie „Na nabrzeżach” (za nią Brando dostał pierwszego w karierze Oscara). Później artyści zagrali razem w „Faceci i laleczki”, a legendarny aktor zemścił się za obrzucanie go błotem (również wzajemne) w prasie za pomocą… sernika.

Panowie razem odgrywali scenę w kawiarni, podczas której piosenkarz jadł ciasto. Brando celowo zepsuł ją dziewięć razy, aby Sinatra musiał zjeść olbrzymią ilość sernika. Frank rzucił w końcu talerzem i krzyknął: „Ten przeklęty nowojorski aktor! Ile jeszcze mam zjeść?!”. Marlon jedynie się zaśmiał.
Także po premierze produkcji, która okazała się komercyjnym niewypałem, nie szczędzili sobie uszczypliwości. „Frank to taki typ faceta, że kiedy umrze, pójdzie do nieba i będzie chciał ukarać Boga za to, że stał się łysy” – powiedział Brando. Sinatra odgryzł się, nazywając swojego filmowego partnera „najbardziej przereklamowanym aktorem świata”, który „mamrocze”, zamiast mówić.
Marlon Brando i miłość do jedzenia. Co uwielbiał jeść słynny aktor?
Wielka sława i uznanie, które przyszło wraz z kolejnymi rolami – w tym wspaniałą kreacją Johnny’ego w dramacie „Dziki”, Terry’ego w „Na nabrzeżach” czy Marka Antoniusza w „Juliuszu Cezarze” – wcale nie przyniosły mu szczęścia. Aktor czuł się przytłoczony popularnością, która nie pozwalała mu normalnie funkcjonować. W przejściu kryzysu psychicznego pomagał mu psychiatra z Węgier.

Mimo to z biegiem lat problemy aktora się pogłębiały. To sprawiło, że zaczął kompulsywnie się objadać i niekiedy samowolnie przerywał pracę na planie, aby udać się na hamburgera, frytki czy hot doga. Nabytą w ten sposób nadwagę można było dostrzec w kultowym „Czasie apokalipsy”. Przy pracach nad tym filmem, aby ukryć nadmiarowe kilogramy artysty, większość scen z pułkownikiem Kurtzem nagrano w cieniu.
Filmowcy wspominali później, że kiedy nie było w pobliżu fast foodu, mógł wpaść w szał. Nawet nad ranem potrafił zjeść kilkanaście hot dogów. Pochłaniał także nałogowo słodycze, najbardziej ceniąc naleśniki z syropem klonowym, ciasto czekoladowe i lody waniliowe.

Marlon Brando i Vito Corleone. „Tak zostałem ojcem chrzestnym”
W ciągu całej kariery Brando – mający dość zadziorny charakter – zdobył zarówno wielu przyjaciół, jak i wrogów. Jednym z jego największych przeciwników był Burt Reynolds. Panowie szczerze się nienawidzili, ale Francis Ford Coppola nie miał pojęcia o ich konflikcie. Zamierzał zatrudnić ich obu do „Ojca chrzestnego” w pierwszoplanowych rolach Vito i Michaela Corleone.
Brando miał wówczas zadzwonić do reżysera i przekazać, że zrezygnuje z udziału w produkcji, jeżeli będzie musiał występować obok Reynoldsa. Co ciekawe, żadnego z nich nie widziało w finansowanej przez siebie produkcji studio Paramount Pictures. Marlon miał opinię problematycznego i zbyt samodzielnego aktora, Burta nie darzyła sympatią reszta obsady.
Także sam aktor nie był przekonany do roli Vita – scenariusz wysłany mu przez reżysera wyrzucił do kosza. Uznał, że jako Irlandczyk z pochodzenia nie nadaje się, aby zagrać szefa włoskiej mafii. Namówiła go do tego jego asystentka Alice Marchak. Nagabywany przez nią Brando zdecydował się sprawdzić, czy mu się uda stworzyć wiarygodną postać.
„Wróciłem do domu i zrobiłem kilka prób, aby zaspokoić swoją ciekawość, czy potrafię zagrać Włocha. Zrobiłem makijaż, w policzki wepchnąłem chusteczki higieniczne i opracowałem charakterystykę najpierw przed lustrem, a potem przyjrzałem się sobie na monitorze telewizora. Okazało się, że mogę stworzyć charakterystykę, która będzie wspierać historię. Ludzie w Paramount obejrzeli mój materiał i spodobał im się. Tak zostałem ojcem chrzestnym” – wspominał Brando.
Film okazał się wielkim hitem, a rola Vita przyniosła Marlonowi Oscara, którego nie odebrał. Zaprotestował w ten sposób przeciw łamaniu praw Indian. Nagroda zniknęła w dziwnych okolicznościach i odnalazła się dopiero po kilku dekadach. Handlował nią jeden z domów aukcyjnych w Londynie. W jaki sposób tam trafiła? To pozostaje tajemnicą do dziś.

Wielki dramat Marlona Brando
Pod koniec życia aktor przeżył dwa wielkie dramaty – jego syn zastrzelił partnera swojej siostry, a dziewczyna po procesie, w którym skazano jej brata na 10 lat więzienia, odebrała sobie życie.
Brando załamał się wówczas psychicznie, ale mimo to dał jeszcze później ostatni wybitny występ w „Wyspie doktora Moreau”.
Kilka lat później, 1 lipca 2004 roku wielki aktor zmarł na nieleczoną i trwającą latami bulimię oraz niewydolność serca.

RS
Źródła:
Marlon Brando, Robert Lindsey. Songs My Mother Taught Me, wyd. 1994
Film dokumentalny Marlon Brando. Aktor zwany pożądaniem