Kultura

Włoch, który stał się klasycznym twórcą amerykańskiego kina. 35. rocznica śmierci Sergia Leone

Na zdjęciu Sergio Leone trzyma na ramieniu przewieszoną brązową marynarkę. Mężczyzna jest ubrany w beżowy sweter i nosi okulary korekcyjne.
30 kwietnia mija 35 lat od śmierci Sergia Leone. Fot. Jean Jacques Bernier/ GettyImages
podpis źródła zdjęcia

Twórca kultowych spaghetti westernów udowodnił, że filmy o Dzikim Zachodzie potrafi kręcić również Włoch. Później stworzył jedną z najsłynniejszych produkcji gangsterskich w historii kina. 30 kwietnia mija 35 lat od śmierci Sergia Leone – artysta opuścił filmowy świat zbyt wcześnie.

Od początku swojej kariery podążał za trendami amerykańskiego kina. Jednak jego filmy nie naśladowały jedynie produkcji zza Atlantyku, a stawały się dopełnieniem typowo amerykańskich gatunków, takich jak choćby western. Filmografia Leone nie była bogata, lecz jego wpływ na kino jest nieoceniony.

Dzieciństwo i młodość Sergia Leone wśród filmowców

Urodził się 3 stycznia 1929 r. w rodzinie artystów filmowych. Jego ojciec Vincenzo Leone (działający pod pseudonimem Roberto Roberti) był znanym reżyserem kina niemego. Za to matka Edvige Valcarenghi (występująca pod nazwiskiem Bice Valerian) była aktorką. Sergio urodził się w Neapolu, ale większość młodzieńczych lat spędził w Rzymie. To tam w szkole poznał Ennia Morricone – późniejszego kompozytora i swojego stałego współpracownika.

Sergio nie planował od początku związać się z kinem. Chciał zostać prawnikiem i nawet dostał się na studia. Jednak po kilku semestrach zrezygnował z kariery prawniczej. Wtedy postanowił wejść do świata filmu. Zanim został cenionym reżyserem, pracował na planie jako asystent.

Sergio Leone na planie jednego ze swoich filmów. Fot. EastNews
Sergio Leone na planie jednego ze swoich filmów. Fot. EastNews

Od statysty i pomocnika po reżysera wielkich widowisk

Pod koniec lat 40. niespełna dwudziestoletni Sergio Leone zaczął pracować przy produkcjach filmowych. Pomagał na planie najsłynniejszego obrazu włoskiego neorealizmu „Złodzieje rowerów” z 1948 r. w reżyserii Vittoria De Sici. Leone pojawił się wtedy nawet na ekranie w niewielkiej roli. Zagrał niemieckiego seminarzystę.

W latach 50. pracował na wielu planach filmowych. Głównie pomagał przy produkcjach słynnego studia w Rzymie – Cinecittà. Na przełomie lat 50. i 60. asystował przy projektach opartych na mitologicznych opowieściach oraz biblijnych przypowieściach. Brał udział w realizacji takich filmowych widowisk jak „Aphrodite, Goddess of Love” z 1958 r., „Pod znakiem Rzymu” z 1959 r., wielki przebój „Ben-Hur” z 1959 r. oraz „Ostatnie dni Sodomy i Gomory” z 1962 r.

Pod koniec lat 50. Sergio Leone przypadkowo zadebiutował jako reżyser w pełnometrażowej produkcji. Już na początku zdjęć do obrazu „Ostatnie dni Pompei” z 1959 r. reżyser Mario Bonnard zachorował i nie mógł dalej pracować. Zastąpił go wtedy Leone. W tym debiucie trudno dopatrzyć się podobieństw do jego kolejnych projektów, choć niektórzy twierdzą, że sceny przemocy w „Ostatnich dniach Pompei” w pewien sposób do nich nawiązują. Potem Leone wyreżyserował „Kolosa z Rodos” w 1961 r., ale sam stwierdził, że ten film nakręcił z pobudek finansowych, a nie twórczych. W 1960 r. poślubił Carlę Ranalli i za zarobione pieniądze chciał opłacić swój miesiąc miodowy.

Eli Wallach i Clint Eastwood na planie filmu „Dobry, zły i brzydki” z 1966 r. Fot. GettyImages
Eli Wallach i Clint Eastwood na planie filmu „Dobry, zły i brzydki” z 1966 r. Fot. GettyImages

Twórca spaghetti westernów

Nazwisko włoskiego reżysera kojarzy się widzom z podgatunkiem filmów, które zostały zapoczątkowane w Stanach Zjednoczonych. Kiedy westerny stały się dla Leone zbyt pozytywne i dobrze ułożone, postanowił nakręcić brutalny obraz o niesympatycznych rewolwerowcach z Dzikiego Zachodu. W 1964 r. wyprodukował „Za garść dolarów”, które określono jako nieoficjalny remake „Straży przybocznej” Akiry Kurosawy z 1961 r. Sąd był jednak innego zdania i uznał włoski western za plagiat japońskiego dramatu samurajskiego. Nie przeszkodziło to jednak Sergiowi w kręceniu kolejnych produkcji, a tytuł „Za garść dolarów” pomimo wyroku ma dziś status pozycji kultowej.

Trylogia dolarowa, którą zapoczątkował wspomniany western, nie tylko wypromowała reżysera, ale również dwie inne postaci kina. Pierwszą z nich był Ennio Morricone, którego ścieżka dźwiękowa do serii rozpoczęła jego wielką karierę kompozytorską. Drugą osobą był Clint Eastwood. Wówczas aktor zdobywał popularność w produkcjach telewizyjnych, ale świat kina jeszcze go nie rozpoznał. Pierwszą szansę zagrania dużej filmowej roli otrzymał od Leone, lecz po przeczytaniu scenariusza odrzucił propozycję. Po kilku dniach zadzwonił i zgodził się na zagranie w filmie. Jego postać szorstkiego, bezimiennego rewolwerowca z cygarem w ustach stała się znakiem rozpoznawczym nie tylko Eastwooda, ale także całej serii. Reżyser nakręcił z aktorem również dwie kolejne części trylogii dolarowej – „Za kilka dolarów więcej” z 1965 r. oraz „Dobry, zły i brzydki” z 1966 r.

Sergio Leone stał się pionierem podgatunku spaghetti western. W wywiadzie Eastwood stwierdził, że produkcje o Dzikim Zachodzie nagrane przez włoskiego twórcę cechuje przesadna przemoc i strzelaniny większe niż w rzeczywistości. Jednak widzowie właśnie za to uwielbiają jego trylogię. Niedługo później Leone zrealizował jeszcze dwa spaghetti westerny – „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” z 1968 r. i „Za garść dynamitu” z 1971 r.

Kadr z filmu „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” z 1968 r. Fot. Materiały prasowe TVP
Kadr z filmu „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” z 1968 r. Fot. Materiały prasowe TVP

Gangsterski klasyk Sergia Leone

Przez trzynaście lat włoski twórca był nieobecny w kinie. W tym czasie pracował nad swoim kolejnym dziełem. Miała to być kryminalna historia o żydowskich gangsterach na podstawie powieści „The Hoods” Harry’ego Graya. Akcja filmu rozgrywała się w czasach prohibicji. Leone stworzył wielki obraz trwający prawie cztery godziny i opowiadający o kilkudziesięciu latach z życia bohaterów. W tej wersji „Dawno temu w Ameryce” zostało pokazane na Festiwalu Filmowym w Cannes w 1984 r., gdzie zachwyciło publiczność.

Wydawało się, że reżyser powraca w wielkim stylu. Jednak szansę na sukces w Stanach Zjednoczonych zaprzepaścił tamtejszy producent. Postanowił on wypuścić na amerykański rynek wersję trwającą niecałe sto czterdzieści minut. Tym samym pozbawił produkcję retrospektyw i nadał jej chronologiczną narrację. Jeden z odtwórców głównych ról James Woods przyznał, że twórca był zrozpaczony po przemontowaniu swojego filmu. Później jednak „Dawno temu w Ameryce” zaczęto pokazywać w USA w pierwotnej wersji i wówczas widzowie, a także krytycy zachwycili się obrazem.

Sergio Leone na planie filmu „Dawno temu w Ameryce” z 1984 r. Fot. Vittoriano Rastelli/ GettyImages
Sergio Leone na planie filmu „Dawno temu w Ameryce” z 1984 r. Fot. Vittoriano Rastelli/ GettyImages

Zapowiedź śmierci Sergia Leone

Po ekranowej gangsterskiej opowieści reżyser przystąpił do pracy nad kolejnym filmem. Przy tej produkcji planował współpracę z ZSRR. Jego projekt miał być opowieścią miłosną rozgrywającą się w 1942 r. podczas obrony Leningradu. Chciał też w nim poruszyć wątek konfliktu między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Sam twierdził, że nie chce umieszczać w swojej opowieści wątków politycznych, co wydawało się trudne przy próbie podejmowania takiego tematu. Niestety do realizacji filmu nie doszło.

Sergio Leone zmarł 30 kwietnia 1989 r. w wieku sześćdziesięciu lat na rozległy zawał serca. W przygotowywanym przez niego obrazie miał się właśnie pojawić wątek mężczyzny, który był tak zaangażowany w historię, że umarł z tego powodu. Podobnie było z samym reżyserem. Poświęcił swoje życie robieniu filmów.

MJ
Więcej na ten temat