Ostatnim władcą Rzeczpospolitej Obojga Narodów był Stanisław Poniatowski. Przyszło mu panować w okresie dla Polski być może najtrudniejszym w jej dziejach. Słaba Rzeczypospolita stała się przedmiotem ostatecznej rozgrywki sąsiednich mocarstw. Bezsilna i nierządna, ale nominalnie samodzielna, odpowiadała odtąd polityce rosyjskiej. Wyznaczając na tron Poniatowskiego, Petersburg zamierzał utrzymać państwo polskie jako swój kraj wasalny. Nowy król godził się na protektorat Rosji nie tylko dlatego, że zawdzięczał jej koronę, ale też rozumiał położenie Rzeczypospolitej, a po cichu liczył, że z czasem będzie można kraj zmodernizować. I rzeczywiście kraj zaczął się zmieniać. Przede wszystkim poprzez rozwój nowoczesnego szkolnictwa i stopniową zmianę mentalności szlachty. Jednak jako polityk król Stanisław August okazał się grabarzem państwa, w którym panował, a jego zachowanie w czasie zawierania traktatów rozbiorowych było haniebne. Podpisał akt abdykacji na rzecz władców Cesarstwa Rosyjskiego w całym majestacie prawa tak, że legalności władzy Romanowów w Polsce nie podważało później żadne państwo europejskie. Od dwustu lat Stanisław August znajduje jednak gorących obrońców twierdzących, że ostatni władca Rzeczypospolitej Obojga Narodów był tragicznym bohaterem swoich czasów. Nie brak równie zdecydowanych przeciwników nazywających go najzwyczajniej zdrajcą. Znamiennym symbolem tych sporów jest to, że jego symboliczny grób znajduje się nie na Wawelu, lecz w podziemiach warszawskiej katedry. Powiedzmy wprost: na Wawel widocznie nie zasłużył.