Byli posłowie Prawa i Sprawiedliwości, czyli Adam Hofman, Mariusz Antonii Kamiński oraz Adam Rogacki chcą zwrócić do Kancelarii Sejmu pieniądze za swoje zagraniczne podróże, chociaż wcześniej twierdzili, że ich wyjazdy odbywały się zgodnie z sejmowymi przepisami. Adam Rogacki zadeklarował zwrot 35 tys. złotych za 13 podróży, poseł Kamiński 24,5 tys. zł. za 10 podróży, a Adam Hofman ponad 16 tys. zł. za 7 wyjazdów. – My się z niczego nie wycofujemy, uważamy, że działaliśmy zgodnie z procedurami, ale skoro Kancelaria stoi na takim stanowisku, ponieważ wszyscy posłowie są równi i tak samo traktowani, to nie ma innego wyjścia i trzeba te pieniądze zwrócić. Ale podkreślam, ja w tej sprawie zdania nie zmieniam – powiedział Adam Hofman. Były poseł PiS odwoływał się do przypadku posła Zbigniewa Girzyńskiego, który zwrócił się do Kancelarii Sejmu o wykładnię, kiedy w mediach zaczęły pojawiać się coraz większe wątpliwości w sprawie poselskich podróży. W środę otrzymał odpowiedź, że jego interpretacja mogła stanowić uchybienie przepisom uchwały Prezydium Sejmu i związku z tym pieniądze powinny zostać zwrócone. Poseł dokonał przelewu niezwłocznie. Sprawę rozliczeń poselskich podróży wciąż bada prokuratura. Usunięcie posłów Hofmana, Rogackiego i Kamińskiego z PiS, którzy także nazywani są „madrycką trójką”, było konsekwencją sprawy służbowego wyjazdu posłów na posiedzenie Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy - rozpoczętego 30 października. Posłowie pobrali z sejmowej kasy pieniądze (tzw. kilometrówkę) na podróż samochodami, ale do stolicy Hiszpanii ostatecznie udali się tanimi liniami lotniczymi. Media donosiły też, że w wyjeździe posłom towarzyszyły żony i że z ich udziałem doszło do incydentu na pokładzie samolotu, którym posłowie wracali z Hiszpanii. Adam Hofman przekonywał wcześniej w programie „Dziś wieczorem” TVP Info, że jego podróże były zgodne z przepisami i Kancelaria Sejmu na tym nie traci. Jego zdaniem on i jego koledzy padli ofiarą kampanii wymierzonej w PiS przez Radosława Sikorskiego. – Tak było przez wiele lat. Wszyscy w ten sposób funkcjonowali. I nagle przychodzi kampania wyborcza, mamy marszałka, który ma się oczyścić z zarzutów ws. Ukrainy i afery taśmowej. W kampanii wyborczej marszałek miał postawione ultimatum. PO wygra wybory albo on odejdzie – wyjaśniał były rzecznik PiS.