„Boska” i odrzucona. Może dlatego tak wiarygodnie wcielała się w dramatyczne postaci na scenie, bo poza nią sama przeżywała dramaty. Wolała być Marią, musiała być Callas. Mawiała, że to, co wykonuje na scenie, jest jej autobiografią, której nigdy nie spisała.
Maria Callas urodziła się w Nowym Jorku 2 grudnia 1923 roku. Dorastając, miała bardzo trudny związek ze swoją dominującą, surową matką. Zaczęła brać lekcje gry na pianinie, gdy miała 10 lat, po tym, jak jej matka zdecydowała, że Maria zostanie wielką piosenkarką. Podczas wojny i po separacji rodziców mieszkała w Atenach i rozpoczęła naukę w Narodowym Konserwatorium Grecji.
,,Los doprowadził mnie do tej kariery. Niestety nie ma sposobu na uniknięcie twojego przeznaczenia. Gdybym mogła, oddałabym wszystko, aby mieć rodzinę i dzieci
przyznała w wywiadzie Callas
„Gdybyś mógł zobaczyć moje uczucia, które żywię do Ciebie, czułbyś się jak najbogatszy mężczyzna na świecie” - pisała do niego w jednym z listów. Zapytana o ich relację, powiedziała: – On potrzebuje mojej przyjaźni, zawsze powiem mu prawdę.
„Callas była masywna, miała nadwagę - idealny obraz śpiewaczki operowej w tamtym czasie. W 1954 roku nagle schudła 30 kilogramów, obiecująca piosenkarka, stała się czarującą, wartą uwagi mediów, temperamentną gwiazdą opery. Media mniej interesowały jej udane występy w Nowym Jorku, Londynie i Paryżu, bardziej żyły kłótniami z zarządem, wyrzuceniem z Metropolitan Opera w Nowym Jorku i romansem z greckim magnatem, Arystotelesem Onasisem” - czytamy w notatce na łamach V&A Museum.
Kiedyś, podobnie jak dziś, media z uwagą śledziły jej zmagania z wagą. Posądzano ją o to, że specjalnie zaraziła się tasiemcem. Callas całe życie walczyła ze swoim demonami z dzieciństwa. Zawsze czuła się jak brzydkie kaczątko.

– Zapisywanie tych przepisów było przyjemną sprawą, ponieważ rzadko pozwalała sobie na skosztowanie któregoś z dań - wspomina. Notatki wysyłano do jej kucharza, a dania serwowano na przyjęciach, raczyła nimi gości, rzadko siebie. – Niczym nie różniła się od wielu kobiet, które przez całe życie walczą ze swoją wagą - dodał Tosi.
Ciekawą refleksją na jej temat podzielił się na łamach „The Guardian” Terrence McNally, amerykański dramaturg, twórca sztuki poświęconej śpiewaczce „Master Class”.
,,W latach 50. miłośnicy opery rzucali w Marię Callas warzywami. Teraz rzucają same superlatywy. Zabawne, jak ludzie przepisują historię. Odważnym jest ten, który dziś śmie krytykować Marię Callas. Była piękna na scenie. Jej aktorstwo było minimalne, ponieważ niewiele robiła, ale to, co robiła, sprawiło, że słuchaliśmy muzyki z nową jasnością, ponieważ słyszeliśmy ją przez nią i postać, którą grała. Callas sprawiła, że opera znów coś znaczyła. Jej ograniczenia bledną obok jej interpretacyjnego geniuszu. Cały świat powinien był ubóstwiać Callas za życia. Fakt, że robi to teraz, jest ironiczny. La Divina stała się uniwersalną prawdą. Callas była wojowniczką, nigdy się nie wycofywała.
mówił McNally