Enigmatyczna „Melancholia I” Albrechta Dürera jest prawdopodobnie najbardziej zagadkowym miedziorytem w historii sztuki. To zadziwiające arcydzieło pełne intrygujących znaków oraz niejednoznacznej symboliki, którego do dziś nikomu nie udało się w pełni zinterpretować.
Tajemnice „Melancholii I” Albrechta Dürera pozostają nieodkryte, mimo iż od momentu powstania obrazu minęło już ponad 500 lat. Ten portret na przestrzeni wieków oparł się licznym badaniom naukowym, dziesiątkom interpretacji i kilkunastu książkom najwybitniejszych historyków sztuki, którzy próbowali rozwiązać jego sekrety.
ZOBACZ: Tajemnicza świątynia ukryta na obrazie Leonarda. „W podczerwieni wygląda zupełnie inaczej”
Mimo obszernych analiz żadnemu z nich nie udało się wypracować ostatecznej interpretacji. Możliwe – jak uważa coraz więcej znawców – że artysta w pełni świadomie zakodował je w nieodczytywalny jednoznacznie sposób, aby pozostawić widzom pole do własnych, poważnych przemyśleń o życiu i ludzkiej naturze.
,,Ten obraz, który pozostaje dla mnie i dla wszystkich jednym z najmocniejszych, najbardziej tajemniczych, najbogatszych w sugestie, czasem aż do dyskomfortu, należy zinterpretować inaczej niż przez literaturę. To kluczowe. Musiałem sobie powiedzieć: mój mały przyjacielu, żadnych literackich wybryków, zachowasz je na inny dział swojej działalności. Poprzez badania naukowe, badanie kontekstu towarzyszącego pracy, która cię fascynuje, nie rozwiążesz całej zagadki, ale wejdziesz do środka. Innymi słowy, istnieje naukowe poszukiwanie dat, chronologii, tła, gęstości intelektualnej, jeśli mogę tak powiedzieć, wokół interesujących cię dzieł, które ich nie burzą, ale wzbogacają i pozwalają lepiej krążyć wewnątrz obrazu, pozwalając go uzasadnić i wyjaśnić
– mówił w jednym z wywiadów André Chastel.
Trzy intrygujące ryciny Dürera
Ten miedzioryt jest jednocześnie jednym z wzorcowych dzieł Dürera, obok rycin „Św. Hieronim w swojej pracowni” oraz „Rycerz, śmierć i diabeł”. Eksperci podejrzewają, iż malarz z rozmysłem powiązał je wszystkie tematycznie. To oznaczałoby, że w połączeniu stanowią całość przekazu artysty o charakterze: intelektualnym („Melancholia I”), moralnym („Rycerz, śmierć i diabeł”) i duchowym („Św. Hieronim w swojej pracowni”).

Taką wersję uprawdopodabnia również zbliżony czas ich powstania, ale nie wszystkich znawców wspomniana opinia o wzajemnej łączności obrazów przekonuje. Badacze jej niepodzielający zauważają, że brakuje dostatecznych dowodów potwierdzających prawdziwość wskazanej hipotezy.

,,Klucze oznaczają władzę, sakiewka oznacza bogactwo
– napisał malarz w jednym ze swoich pism.
ZOBACZ: Enigmatyczna kula i gwiazdozbiór Oriona. Niezwykła zagadka obrazu „Salvator Mundi” Leonarda
Niewielką pomocą w zrozumieniu „Melancholii I” jest również wiadomość, iż na krótko przed jej powstaniem zmarła matka artysty, z którą był silnie związany. Bardzo mocno przeżył jej śmierć.
,,Moja pobożna matka cierpiała na dżumę i wiele innych poważnych chorób, cierpiała wielkie ubóstwo, znosiła szyderstwa, pogardę, pogardliwe słowa i inne nieszczęścia, ale nigdy nie była mściwa. A po śmierci wyglądała o wiele piękniej niż za życia
Tajemnicza postać „wśród wszystkich symboli świata”
Trudno powiedzieć jednak, czy to właśnie dlatego anioł lub uskrzydlona postać kobieca, która znajduje się w centrum uwagi na obrazie, jest smutna i pogrążona w nostalgicznym zamyśleniu. Malarz umiejscowił ją na płycie w pozycji siedzącej z zamkniętą, ledwie dostrzegalną książką na kolanach.
ZOBACZ: Prawdziwy kod Leonarda da Vinci. Ekspert opowiedział TVP o przesłaniu geniusza
Pisarz Waldemar Łysiak zauważył, że na malunku znajduje się ona
,,wśród wszystkich symboli tego świata – ma obok siebie klepsydrę, wagę, drabinę, książkę, kamień młyński i dzwon, graniastosłup i kulę, strug, młotek, obcęgi i nóż, głupie bydlę i tablicę matematyczną, klucze i mieszek. Nie jest już zasępiona. Pogodzoną, rozumiejącą twarz zdobi łagodny, odrobinę cierpki wyraz ust, a w prawej dłoni trzyma ów, tak często portretowany przez artystów (Blake’a i innych), symbol Genesis – narzędzie, którym Bóg zakreślił świat, czyli cyrkiel. Trzyma go z wyraźnie uchwytną niechęcią, jakby lekceważąc, nieomal pogardliwie. Dwa ostrza, które wytyczyły świat, rozpierają się bezwładnie między kolanami, martwe niczym dwoje napiętnowanych winowajców.
Te znajdujące się dookoła przedmioty i cała sytuacja zdają się jednak na postaci – intensywnie wpatrującej się w dal, trzymającej w dłoni odwrócony kompas wskazujący 51,4 stopnia – wcale nie robić wrażenia. Nie zwraca ona na nie nawet najmniejszej uwagi. Myślami błąka się gdzieś daleko, prawdopodobnie będąc personifikacją uczucia melancholii. Twarz ma stosunkowo ciemną, zaś na włosach nosi wieniec z roślin, w który wpleciono pietruszkę i rukiew wodną lub lubczyk.

Torebka, drabina i Putto
Torebka i zestaw kluczy zwisają z paska długiej sukni noszonej przez istotę. Nad jej głową Dürer narysował dzwonek, klepsydrę oraz zegar słoneczny. Tuż za plecami ma ona z kolei budynek bez wyraźnej funkcji architektonicznej, o który opiera się drabina z siedmioma szczeblami. Nie widać ani jej końca, ani początku.

Możliwe, iż jej znaczenie jest powiązane z siedmioma sztukami wyzwolonymi związanymi z hermetyzmem. Taką wersję wspiera również charakter grawerunku, na którym ledwie można dostrzec obecność tygla alchemicznego tuż obok wielościanu. Niewykluczone jest również, iż artysta inspirował się biblijną drabiną Jakubową.
ZOBACZ: Kod zapisany w obrazach. Enigmatyczna postać na portrecie Leonarda da Vinci
Nieopodal na kamieniu młyńskim siedzi słynny aniołek Putto i, co niezwykłe w sztuce renesansu, jest on ubrany. W dłoniach trzyma rylec lub tabliczkę, na której bazgrze, dzięki czemu stanowi on jedyny ruchomy element obrazu. Niektórzy uważają, iż wspólnie z większym aniołem przedstawiają starożytną filozofię rota fortunae, która podkreślała kapryśność losu. Te dwie istoty, dalekie od podobieństwa, są sobie przeciwstawne – jedna jest bezczynna, a druga działająca.
ZOBACZ: Najbardziej intrygujący i ostatni obraz Leonarda. „Zostawił nam wieczny znak zapytania”
Tuż nad bardzo kręconymi włosami Putta zwisa waga. Historycy sztuki – ze względu na pozostałe rzeczy przedstawione na miedziorycie – odnoszą ją do sądu o charakterze apokaliptycznym lub ostatecznym. Na ziemi dookoła obu postaci porozrzucane są różnorakie narzędzia: młotek i olbrzymie gwoździe, piła, strugarka, obcęgi, liniał, przyrząd do formowania, a także luneta.

Trudno powiedzieć, jaka jest ich rola. Możliwe, iż są one symbolem stworzenia świata, ale z całą pewnością nie da się rozstrzygnąć wspomnianej kwestii. Rzeczona scena rozgrywa się na tle krajobrazu z jeziorem i malowniczym miasteczkiem. Tłem jest również niebo z promieniami rozbłyskującymi z centralnie zamieszczonego na miedziorycie obiektu. Pod tęczą fruwa nietoperz trzymający napis „MELENCOLIA I”. Za nim w oddali znajduje się obiekt mogący być kometą lub Saturnem.
„Czarne Słońce Melancholii” czy „Mroczny Satelita”?
Arcydzieło Dürera prawdopodobnie zainspirowało Gérarda de Nerval do napisania sonetu „El Desdichado” (pol. Nieszczęsny).
,,Jam jest ów Ciemny, Wdowiec, Niepocieszony,/ Książę Akwitanii ze zburzoną Wieżą:/ Moja jedyna gwiazda zgasła,/ a moja wysadzana gwiazdami lutnia/ Niesie czarne Słońce Melancholii
– napisał na początku utworu Francuz.
Eksperci badają również, czy owo ciało niebieskie z ryciny Niemca może być związane z pojęciem „ciemnego satelity”, jakie można znaleźć np. w poezji Johna Burgoyne’a. Gdyby tak rzeczywiście było, mogłoby się okazać, iż Anglik uważał, że miedzioryt ma mocne znaczenie apokaliptyczne.
,,Mroczny Satelita, którego blask w rycinie Dürera zdaje się wnosić swój udział w zwycięstwie latającej istoty, a którego promienie rozlewają się na cały ludzki świat (symbolizowany tutaj w tle), reprezentowałby przelotny triumf zaciemnienia i ciemności, który rozproszy się tylko wtedy, gdy boskie elementy na pierwszym planie «obudzą się» we właściwym czasie
Magiczny kwadrat i zagadkowe liczby
Tym jednak, co rodzi najwięcej pytań, są znajdujące się na rycinie rzeczy związane z alchemią, geometrią i numerologią, a szczególnie kwadrat z liczbami umiejscowiony pod dzwonkiem. To niezwykłe, ale artysta poszeregował je w taki sposób, iż zliczenie każdego z rzędów w pionie, poziomie i po skosie da wynik 34.
ZOBACZ: Święty Jan czy Maria Magdalena? „Ostatnia Wieczerza" skrywa więcej sekretów
Również liczenie czterech kwadratów w każdym z rogów przyniesie identyczny rezultat. Taki wynik można wyciągnąć też z mnożenia ich przez siebie oraz pozostałych kombinacji. Łącznie jest ich dokładnie 86.

Możliwe, że Niemiec zawarł tam datę śmierci swojej matki – 17 maja 1514 roku. Na rycinie liczby 15 i 14 znajdują się obok siebie na samym dole. Tuż obok nich są również cyfry 1 i 7. Jedynie cyfra 5 jest oddalona o kilka pól od pozostałych.
ZOBACZ: Fascynujący „Portret małżonków Arnolfinich”. Ten obraz naszpikowano ukrytymi symbolami
Ponadto wspomniany kwadrat, zgodnie z zasadą magicznych czworoboków, jest asocjacyjny, co oznacza, że dowolna liczba dodana do jej symetrycznego przeciwieństwa równa się 17 (przykładowo 15 plus 2 czy 9 plus 8). Łatwo zauważyć, że 17 otrzymamy także wtedy, kiedy podzielimy 34 przez 2.
Enigmatyczna bryła. To kamień filozoficzny?
Także bryła dominująca w lewej części obrazu jest czymś niezwykłym. To prawdopodobnie jakiegoś rodzaju romboedr, na którym malarz naszkicował dziwny kształt przypominający czaszkę lub twarz. Figura kojarzy się również z półforemnymi wielościanami Archimedesa, które artysta studiował, badając proporcje i zagadnienia perspektywy.

Teorii i mitów, jakie się wokół niej narodziły, jest dziesiątki – począwszy od opinii, iż jest ona wyobrażeniem legendarnego kamienia filozoficznego, którego poszukiwania od starożytności rozpalały wyobraźnię uczonych, po hipotezę, iż dzięki jej proporcjom Niemiec celowo ukazał zasadę złotego podziału.
ZOBACZ: „Primavera”, czyli „Wiosna”. Botticelli był malarzem kobiecego wdzięku
Naukowcy i badacze od lat próbują zrozumieć, czym jest wspomniany kształt, ale – jak dotąd – nikomu nie udało się rozwikłać tej zagadki. Dziś nazywany jest on „wielościanem Dürera” lub „bryłą Dürera” ze względu na brak możliwości znalezienia lepszego określenia. Aż do 1999 roku nie powiodła się również żadna z prób budowy wielościanu.
Tajemna arytmozofia i symbolika dziewiątki
Wielościan taki stworzono dopiero dzięki opisowi Petera Schreibera. W swoim opracowaniu matematycznym zauważył on, że można go wykonać z sześcianu, który najpierw należy rozciągnąć w celu uzyskania sześciu ścian w kształcie rombów o kącie 72 stopni. Następnie należy obciąć go u góry i u podstawy, tak by uzyskać trójkątne ściany, których wierzchołki znajdą się na pozostałych wierzchołkach sześcianu.
Zauważamy wówczas, że miara kątów w stopniach w zapisie dziesiętnym zawsze będzie sumowała się do liczby 9. To tzw. „suma arytmozofii”, która jest zapomnianą już dziś nauką tajemną, określaną mianem mistyki cyfr. Można również zauważyć, że dziewiątka w wielu starożytnych wierzeniach pełniła ważną rolę.

W Starym Testamencie jest ona dla Izraelitów symbolem przeczucia, odrodzenia, duchowości i podróży. Z kolei u antycznych Greków uchodziła za cyfrę szczęśliwą i rytualną. To m.in. dlatego misteria eleuzyńskie, organizowane ku czci Demeter, trwały dziewięć dni, a w orszaku Apollina znajduje się dziewięć muz.
ZOBACZ: Tajemniczy napis, mapa i rzecz z innego wymiaru. Nierozwiązana zagadka „Ambasadorów”
Także w chrześcijaństwie ma ona swoje znaczenie. Tyle dni trwa nowenna, a ponadto w niektórych pismach znajdziemy informacje, że dziewięć jest chórów anielskich, a grzesznicy wchodzą do piekła przez dziewięć bram: trzy spiżowe, trzy kamienne i trzy żelazne. Tymczasem w islamie dziewięć otworów, jakie ma ciało ludzkie, jest uważane za symbol kontaktu człowieka ze światem zewnętrznym; muzułmański sznur modlitewny subha ma 99 paciorków, a Allah występuje w Koranie pod 99 imionami.
„Tajemna perspektywa sztuki”
Trudną do udowodnienia, ale interesującą interpretację wielościanu przedstawił niedawno artysta plastyk Frank Morzuch, który badał rysunek przygotowawczy do ryciny znajdujący się w Saksońskiej Bibliotece Państwowej i Uniwersyteckiej w Dreźnie. Tam bryła pokazana jest na platformie o ściętych rogach.
ZOBACZ: Cień „Ostatniej Wieczerzy” na jednym z najsłynniejszych obrazów van Gogha
Ekspert zauważył, że wydłużenie krawędzi bryły do rozmiarów płyty, na której stoi, daje możliwość narysowania legendarnego w numerologii kwadratu Saturna i kwadratu planetarnego Jowisza. Łączą się one wzajemnie, a przy okazji przenikają przez nie stopnie drabiny.

Możliwe więc, czego jeszcze nie potwierdzono, iż rycina jest mistrzowską lekcją zaszyfrowanej, świętej geometrii, której – jak wiadomo z pozostawionych przez Dürera pism i listów – malarz się uczył w Bolonii.
,,Jeszcze dziesięć dni i skończę. Potem chciałbym pojechać konno do Bolonii, aby poznać sztukę z tajemnej perspektywy, której ktoś musi mnie nauczyć
– pisał w korespondencji z przyjacielem, Willibaldem Pirckheimerem, kiedy przebywał w Wenecji.
ZOBACZ: Zagadka z portretu Leonarda da Vinci. Niezwykła historia apokryficznego archanioła
Niemiec często odnosił się do geometrii w swoich traktatach.
,,Zdrowy rozsądek nie brzydzi się niczym bardziej niż obrazem wykonanym bez wiedzy technicznej, choć z dużą starannością i starannością. Jedynym powodem, dla którego malarze tego rodzaju nie są świadomi własnego błędu, jest to, że nie nauczyli się geometrii, bez której nikt nie może być ani stać się artystą absolutnym; ale winę za to należy zrzucić na ich mistrzów, którzy sami nie znają tej sztuki
– zauważał w „Sztuce mierzenia”.
ZOBACZ: Michał Anioł i Leonardo na jednym arcydziele. Tajemnicze przesłanie obrazu Raffaella
Dodawał jednocześnie, iż
,,geometria jest właściwą podstawą wszelkiego malarstwa
,,ktokolwiek (…) udowodni swój punkt widzenia i geometrycznie zademonstruje najwyższą prawdę, powinien zyskać wiarę całego świata, bo w matematyce jesteśmy wszyscy uwięzieni
Trudno nie zauważyć jednocześnie, że na bryle jest jeszcze inny kształt – przypominający ludzką czaszkę lub twarz. Możliwe, że jest to portret samego autora lub symbol skończoności życia. Niektórzy widzą tam również… małpę.
ZOBACZ: Nie tylko enigmatyczny uśmiech. „Mona Lisa” skrywa wiele sekretów
Obok wielościanu leży z kolei chart, który w alchemii symbolizuje transmutowany metal nieszlachetny. Możliwe więc, że pies reprezentuje znany od starożytności antymon, który – jak wierzono – można zamienić w złoto lub w srebro dzięki użyciu kamienia filozoficznego.
Interpretacje „Melancholii I” Dürera
Liczba interpretacji, które powstały w związku z ryciną, jest imponująca. Najprawdopodobniej żadne z arcydzieł nie jest portretem tak licznie i różnorodnie omawianym przez znawców sztuki. Na uwagę zasługuje przynajmniej kilka z nich, a największym uznaniem cieszy się opinia Erwina Panofskiego, który podkreślał, że miedzioryt jest duchowym autoportretem artysty.
To wszystko, co się na nim znajduje, byłoby więc odbiciem przemyśleń malarza na temat świata, życia i filozofii humanistycznej, której był wyznawcą. Takiej interpretacji nie podziela Patrick Doorly. Sugeruje on, iż „Melancholia I” jest ilustracją niepowodzeń w zobrazowaniu piękna, jakie opisał Platon w dialogu „Hippiasz Major”.
Jeszcze inaczej widział rzecz Louis Barmont. Ten z kolei uważał, że Niemiec należał do renesansowych organizacji zrzeszających chrześcijańskich ezoteryków i na rycinie pokazał związaną z owymi stowarzyszeniami symbolikę. Taką wersję częściowo poparł Pierre Piobb podkreślający, że być może obraz ma związek z wysoką magią.
Tymczasem Karel Vereycken wdział w portrecie polemikę Dürera z coraz bardziej kierującym się wówczas w stronę pogaństwa neoplatonizmem. Trudno rozstrzygnąć, czy którykolwiek z historyków sztuki ma rację. Malarz nie zostawił nam bowiem żadnych wskazówek, które mogą nam pomóc odczytać jego dzieło. Nigdy więc prawdopodobnie z całą pewnością nie dowiemy się, jakie jest naprawdę przesłanie jego obrazu.
RS