Sztuka

Malował światy zanurzone w mroku. Kim był Zdzisław Beksiński?

Zdzisław Beksiński i Tomasz Beksiński w młodości. W tle widać drzewa.
Zdzisław Beksiński z synem Tomaszem, Sanok lata 70. Fot. TVP
podpis źródła zdjęcia

Wyobraźnia podpowiadała mu przerażające i makabryczne obrazy, a on sam był postrzegany jako zamknięty i wyjątkowo skromny człowiek. Jego cały świat mieścił się na kilkudziesięciu metrach w warszawskim bloku, w stworzonej przez siebie małej pracowni oraz w uśmiechu i oczach ukochanej żony, Zofii. Jakim człowiekiem i artystą był Zdzisław Beksiński?

Zobacz: „Beksińscy – album wideofoniczny” w TVP VOD

Zdzisław Beksiński w tym roku skończyłby 96 lat. Słynny malarz urodził się dokładnie 24 lutego 1929 r. w Sanoku, gdzie jego rodzina mieszkała od pokoleń. Tam ukończył gimnazjum i szkołę średnią, a także podejmował pierwsze artystyczne próby. Jego ojciec, Stanisław, marzył, by syn został architektem i zasugerował mu studia architektoniczne w Krakowie. Zdzisław poszedł za ojcowską radą, lecz nigdy nie zapałał pasją do projektowania. Lata nauki na Uniwersytecie Jagiellońskim wzbogaciły go jednak o coś innego – poznał tam bowiem swoją muzę i miłość swojego życia, Zofię Stankiewicz.

Zdzisław Beksiński o Zofii: „Jest niedającą się usunąć częścią mnie samego"

Zdzisław i Zofia pobrali się w 1951 r. i zamieszkali w rodzinnym domu artysty w Sanoku. Tworzyli wyjątkową parę. Ona była cicha, pokorna, oddana. On – nieco dominujący, stawiający sztukę ponad wszystko, ale przy tym dość introwertyczny. Kochali się bezgranicznie, a Zdzisław był tak zapatrzony w Zofię, że uczynił ją nawet swoją modelką. To przede wszystkim jej oblicze chciał uwiecznić na fotografiach artystycznych, które wykonywał na początku swej twórczości. Ukazywał jej twarz i ciało na różne sposoby, często nietypowe (np. fotografując nagie ciało Zofii obwiązane sznurkiem), lecz za każdym razem wydobywając z nich piękno.

Zdzisław Beksiński, fotografia bez tytułu wykonana ok. 1956–57 r. Fot. TVP
Zdzisław Beksiński, fotografia bez tytułu wykonana ok. 1956–57 r. Fot. TVP

Beksińscy doczekali się jednego syna, Tomasza (ur. 1958 r.). Zdzisław początkowo był przerażony wizją przyjścia na świat potomka. Bał się, że wtedy jego małżeństwo z Zofią się rozpadnie. Pojawienie się Tomka nie rozbudziło w nim ojcowskich uczuć. Zwykł nazywać syna „bachorem” lub „śliniącym się pulpetem”. Od początku też traktował go jak dorosłego.

,,

Ja sobie wyobrażałem, że przebrnę przez ten okres małego dziecka, którym się będzie zajmować moja żona, a ja będę miał kumpla, z którym będziemy mieli takie stosunki równe, będziemy się interesować tym samym, będziemy dyskutować


– wspominał później.

Gdy Zofia opiekowała się małym Tomkiem, Zdzisław dalej koncentrował się na sztuce. Pierwsze obrazy zaczął malować ok. 1964 r. Były to przede wszystkim odrealnione wizje o apokaliptycznym wydźwięku, pełne symboli i grozy. Jeszcze w tym samym roku malarz doczekał się swojej pierwszej wystawy, którą udało się zorganizować dzięki krytykowi Januszowi Boguckiemu. Beksiński odniósł wówczas swój pierwszy sukces, sprzedając wszystkie zaprezentowane dzieła. To uznanie stało się motorem jego kolejnych działań.

Zobacz: „Ostatnia rodzina” w TVP VOD

Przeprowadzka do Warszawy

Zdzisław pragnął pokazać swoją twórczość światu. Wiedział jednak, że jeśli pozostanie w małym Sanoku, trudno mu będzie nawiązać szersze kontakty. Na dodatek władze miasta podjęły decyzję o wyburzeniu domu Beksińskich. Pod koniec lat 70. malarz zdecydował się na wyprowadzkę z rodziną do Warszawy. Ten pomysł szczególnie nie spodobał się Tomkowi, który czuł się przywiązany do rodzinnego domu i poznanych w Sanoku przyjaciół. To właśnie w tym okresie nastolatek podjął pierwszą próbę samobójczą (1977). Tuż przed przeprowadzką, upozorował również własną śmierć, rozwieszając w całym Sanoku swoje klepsydry. Ten kontrowersyjny gest miał być jego symbolicznym pożegnaniem z rodzinnym miastem.

Grafika komputerowa Zdzisława Beksińskiego (lata 2000–2005). Fot. Wikipedia
Grafika komputerowa Zdzisława Beksińskiego (lata 2000–2005). Fot. Wikipedia

Beksiński i Dmochowski. Od przyjaźni do nienawiści

Beksińscy zamieszkali na warszawskim Służewcu – Zofia, Zdzisław i ich schorowane matki (dwie Stanisławy) razem, Tomek osobno, w mieszkaniu w bloku naprzeciwko. Zdzisław w nowym domu stworzył atelier, w którym przy dźwiękach muzyki klasycznej malował kolejne dzieła. Jego twórczością zainteresował się wówczas mieszkający w Paryżu adwokat i profesor, Piotr Dmochowski. Mężczyzna zaproponował, że zostanie marszandem Beksińskiego i będzie propagował jego sztukę we Francji, kupując od niego 12 prac rocznie. Tak zawarli układ, który trwał do ok. 1994 r.


Z czasem Zdzisławowi przestało się podobać, że Dmochowski zaczyna ingerować w jego sztukę i wydawać mu polecenia, postanowił więc zakończyć współpracę. Za przedterminowe zerwanie umowy z marszandem, która była przewidziana na 30 lat, Beksiński musiał mu oddać 50 obrazów za darmo. To poróżniło ich na zawsze.

Kruszący się świat Zdzisława

„Trwałość pamięci” to najsłynniejszy z obrazów Salvadora Dali (fot. Joseph Martin/ Eastnews)

120. rocznica urodzin Salvadora Dali. Tak powstała słynna „Trwałość pamięci”

Kultura

Wtedy też następuje u Beksińskiego zmiana stylu. Malarz zaczyna oddalać się od fantastyki i groteski na rzecz formy. Wciąż jednak czuć w tych dziełach metafizyczną atmosferę, budzącą skojarzenia ze śmiercią. Prywatnie zaś Zdzisław przeżywa osobisty koniec świata. Najpierw w 1998 r. umiera jego ukochana żona, Zofia, u której dwa lata wcześniej wykryto tętniaka aorty, a rok później jego syn – Tomasz, który ginie śmiercią samobójczą, uprzednio sugerując to swoim słuchaczom podczas audycji w Trójce słowami „Być może jest to nasze ostatnie spotkanie […]”

Samotność w pustym mieszkaniu

Ostatnie lata życia Zdzisław spędził w samotności, w tym samym mieszkaniu, które niegdyś rozkoszną atmosferą domu wypełniała Zofia. Wciąż jednak tworzy, idąc z duchem czasu i kreując grafikę komputerową. W utrzymaniu domu pomaga mu rodzina Krzysztofa Kupca. Dowożą mu zakupy, sprzątają. Zdzisław ufa im bezgranicznie, nie wiedząc, że wśród nich jest osoba, która okaże się jego zabójcą.

Jak zginął Zdzisław Beksiński?

21 lutego 2005 r. Zdzisław maluje swój ostatni obraz. Tego samego dnia pod jego dom podjeżdża syn Krzysztofa. Zdzisław wpuszcza chłopaka do domu, a ten prosi go, by pożyczył mu 10 tysięcy złotych. To rozwściecza artystę, który natychmiast chce zadzwonić do ojca nastolatka. Wtedy chłopak zadaje mu 17 śmiertelnych ciosów nożem, a następnie okrada malarza z dwóch aparatów fotograficznych i płyt wartych… 3 tysiące złotych.

Ostatni obraz Zdzisława Beksińskiego, który namalował w dniu śmierci, 21 lutego 2005 r. Fot. Wikipedia
Ostatni obraz Zdzisława Beksińskiego, który namalował w dniu śmierci, 21 lutego 2005 r. Fot. Wikipedia

„Od lat malował śmierć…”

Na ścianie bloku na Służewcu, w którym Beksiński mieszkał z rodziną, powstał mural pamięci artysty. Widnieje na nim podobizna malarza, a obok wymowne słowa: „Zdzisław nie żyje. Od lat malował śmierć, a gdy po niego przyszła, narysował ją kto inny”. Być może sam Zdzisław dziś nie zgodziłby się z tą oceną jego twórczości – wszak nigdy nie chciał, by jego obrazy poddawano interpretacjom. Dlatego nigdy nie nadawał im tytułów. Trudno jednak zaprzeczyć, że jego sztuka może zatrważać, a jej wydźwięk nie budzi pozytywnych skojarzeń. Jej wielkość i fenomen są jednak niekwestionowane.

Jeszcze przed śmiercią Zdzisław zapisał w testamencie swoje obrazy Muzeum Historycznemu w Sanoku, gdzie do dziś można je podziwiać. W tamtejszych zbiorach można znaleźć również różne zapisy multimedialne i filmy, które dokumentują życie twórcy. Oprócz tego dzieła artysty posiadają również: Miejska Galeria Sztuki w Częstochowie, Muzeum we Wrocławiu oraz Nowohuckie Centrum Kultury. W całej Polsce organizowane są także wystawy czasowe dzieł Beksińskiego.


Ciało artysty spoczywa w grobowcu rodziny Beksińskich w Sanoku, obok syna Tomasza i żony Zofii. 


Cytaty przedstawione w artykule pochodzą z książki „Beksińscy. Portret podwójny” autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej.

Więcej na ten temat