Był jedną z najbardziej wyrazistych postaci polskiego teatru. Jedni go uwielbiali, a inni nie znosili. Choć miał urodę amanta, wolał scenę od kinowego ekranu. Jako reżyser często mawiał: „Zaczynamy próbę, światła na mnie”. 16 czerwca mija setna rocznica urodzin Adama Hanuszkiewicza.
Genialny samouk
Początki jego aktorskiej kariery przypadły na koniec wojny. Kiedy w 1944 r. do Lwowa wkroczyła Armia Czerwona, ojciec przyszłego aktora zabrał rodzinę do Rzeszowa. Za namową wuja Adam wstąpił do tamtejszego teatru przy armii, aby uniknąć normalnej służby wojskowej i ewentualnej walki na froncie. W 1945 r. został adeptem w rzeszowskim Teatrze im. Wandy Siemaszkowej. Podobno swoim talentem zachwycił wówczas nawet wielką patronkę tej sceny.
W tym samym roku na deskach Teatru Miejskiego w Legnicy zagrał Wacława z Fredrowskiej „Zemsty” w spektaklu wyreżyserowanym przez Stefanię Domańską. Rok później, gdy zdawał eksternistyczny egzamin aktorski, w komisji zasiadały tuzy polskiego teatru: Leon Schiller, Edmund Wierciński, Jacek Woszczerowicz i Aleksander Zelwerowicz. Początkowe sukcesy nie zapewniły Hanuszkiewiczowi natychmiastowego rozgłosu.
W pierwszych latach aktorskiej kariery występował na scenach w Krakowie, Warszawie i Poznaniu. To w tym ostatnim mieście na deskach Teatru Dramatycznego (obecnie Teatru Polskiego) miał miejsce jego reżyserski debiut. W zastępstwie innego twórcy wystawił „Niespokojną starość” Leonida Rachmanowa. Po nieoczekiwanej premierze swojego pierwszego spektaklu związał dalsze zawodowe życie z reżyserią.

Jeden z ojców Teatru Telewizji
W pierwszej połowie lat 50. Telewizja Polska zaczęła realizować i emitować na żywo przedstawienia teatralne. W 1955 r. Adam Hanuszkiewicz wystawił swoją pierwszą ekranową inscenizację. Była to sztuka „Złoty lis” Jerzego Andrzejewskiego. Od tamtej pory tworzył coraz więcej dla telewizji. Dwa lata później został głównym reżyserem Teatru Telewizji.

Hanuszkiewicz miał rewolucyjne podejście do ekranowych spektakli. Dostrzegł w nich nowe możliwości – typowo teatralne środki zamieniał na filmowe. Aktorzy nie musieli już mówić tak głośno jak na scenie, gdyż dzięki dźwiękowemu wyposażeniu studia telewizyjnego mogli nawet szeptać, zaś realizatorzy zaczęli na ekranie pokazywać bohaterów w bliskich ujęciach.
W 1963 r. artysta stworzył nowy cykl w Teatrze Telewizji pod nazwą „Studio 63”. Autorzy wystawiali w nim spektakle polskiej dramaturgii współczesnej. Pierwszą premierę zrealizował osobiście, a była nią inscenizacja sztuki „Świadkowie albo nasza mała stabilizacja” Tadeusza Różewicza. Reżyser zachwycił się tym tekstem kilka miesięcy wcześniej, kiedy po raz pierwszy wydał go miesięcznik „Dialog”. W tym samym roku przestał pełnić funkcję głównego reżysera Teatru Telewizji, ale nie rozstał się z instytucją. Zrealizował około stu ekranowych przedstawień, a dwa z nich znalazły się w Złotej Setce Teatru Telewizji.

Ambitny teatr dla mas
Hanuszkiewicz nigdy nie ukrywał, że chce docierać ze swoimi spektaklami do szerokiej publiczności. Korzystał ze środków, które pozwoliłyby mu je uatrakcyjnić. Gdy w 1963 r. na deskach warszawskiego Teatru Powszechnego wystawiał „Wesele” Wyspiańskiego, wykorzystał obrotową scenę, która kręciła się przez cały pierwszy akt, dzięki czemu udało mu się podkręcić tempo przedstawienia. Nie rezygnował także z publicystyki. Pod koniec lat 50. zrealizował w Teatrze Telewizji „Dziady” Mickiewicza, w których odwoływał się do powstania warszawskiego.
Jednak widzowie kojarzyli go przede wszystkim z elementami kultury masowej, takimi jak kabaret, komiks czy muzyka popularna. Doświadczali tego widzowie przychodzący na jego spektakle do Teatru Narodowego. W 1968 r. Hanuszkiewicz objął najważniejszą polską scenę po Kazimierzu Dejmku. Nowy dyrektor zaczął tam wystawiać sztuki, które swoim przekazem miały trafiać do młodej widowni. Jego najgłośniejszym przedstawieniem w Teatrze Narodowym była „Balladyna” Słowackiego z 1974 r. Bohaterowie inscenizacji poruszali się po scenie na motocyklach marki Honda. Widzowie często przychodzili wówczas zobaczyć jednoślady, zamiast zachwycać się grą aktorów.

Wielu krytyków teatralnych wytykało Hanuszkiewiczowi ten i wiele innych zabiegów scenicznych. Uważali, że jest zarozumiały, a jego spektakle określali jako obrazoburcze, uproszczone czy wykorzystujące tanie efekty. Nie przeszkadzało to jednak publiczności, która tłumnie przybywała do Teatru Narodowego.
Na początku piastowania funkcji dyrektora twórca cieszył się ogromnym zaufaniem władz, ale z czasem je utracił. W 1982 r. został odwołany ze stanowiska. Przyłączył się także do bojkotu telewizji w trakcie trwającego wtedy stanu wojennego i na sześć lat porzucił realizowanie ekranowych przedstawień.

Nowe, ale ostatnie otwarcie
Pod koniec lat 80. reżyserowi zrekompensowano jego odwołanie z Teatru Narodowego. Otrzymał nominację na stanowisko dyrektora Teatru Nowego w Warszawie. Nadal szukał wspólnego języka z młodą publicznością w adaptacjach klasycznych polskich sztuk, takich jak „Kordian” Słowackiego czy „Wesele” Wyspiańskiego. Jednak jego spektakle wciąż były krytykowane i już nie wszystkie przedstawienia cieszyły się tak ogromną popularnością wśród widzów.
W ostatnich latach działalności Teatr Nowy stracił główną scenę, którą przejął nowy właściciel budynku. W 2007 r. po odejściu na emeryturę wybitnego artysty teatr zakończył swoją działalność. Wtedy też zlikwidowano małą scenę w podziemiach Domów Towarowych, którą reżyser sam stworzył. Pod koniec życia Adam Hanuszkiewicz odciął się od sfery publicznej. Zmarł 4 grudnia 2011 r. Jego inscenizacje sceniczne i telewizyjne wciąż pozostają w pamięci miłośników teatru, inspirując kolejne pokolenia artystów.