Dwa lata temu został absolwentem Akademii Sztuk Teatralnych we Wrocławiu, a obecnie coraz częściej można go zobaczyć na ekranie. Wystąpił w trzecim sezonie serii „Krew z krwi”, a w „Zatoce szpiegów 2” wcielił się w postać młodego porucznika Jorga, który dokonuje trudnych wyborów. Z Maciejem Kucharskim porozmawialiśmy o jego roli w wojennej produkcji, a także o artystycznej drodze do aktorstwa, pasjach i scenariuszu serialu, który pisze z przyjacielem.
Michał Jędrzejczak: Jak zareagowałeś, gdy przeczytałeś scenariusz i poznałeś swojego bohatera porucznika Jorga Schwarzenberga? Jaki on jest?
Maciej Kucharski: Najpierw nagrywałem self-tape’a, a potem były zdjęcia próbne. Do momentu, kiedy dostałem informację, że otrzymałem tę rolę, miałem tylko ogólny zarys postaci. Potem przeczytałem po kolei scenariusze wszystkich odcinków. Bardzo mnie wciągnęła ta historia. Zachwyciłem się moim bohaterem nie dlatego, że go gram, ale że moim zdaniem jest on jedną z najciekawszych postaci w drugim sezonie.
Jaki jest Jorg? Na pewno bardzo wrażliwy. To człowiek, który jest postawiony między młotem a kowadłem. Nie ma przy sobie nikogo, kto by go wspierał. Żal mi go, bo ma zaborczego ojca, a przecież rodzic zawsze jest ważny w naszym życiu. Gdy analizujemy samych siebie, to wracamy do dzieciństwa, do tego, gdzie i z kim się wychowywaliśmy. Z jednej strony widzimy więc siłę ojca, a z drugiej Franza, który zauważył Jorga i zostaje jego przyjacielem, być może pierwszym w życiu. Franz poświęca mu swój czas oraz uwagę. Wtedy pojawia się problem z wyborem. Czy trzymać się bezpiecznej granicy i posłuszeństwa, czego oczekiwałby ojciec, czy może jednak realizować się, poznawać ludzi, odkrywać świat? Co będzie silniejsze?
,,Zachwyciłem się moim bohaterem nie dlatego, że go gram, ale że moim zdaniem jest on jedną z najciekawszych postaci w drugim sezonie.
Jak współpracowało Ci się z Bartoszem Gelnerem i Pawłem Ławrynowiczem, którzy wcielają się w tych właśnie bohaterów?
To są dwie różne materie. Bartek jest zupełnie inny niż Paweł. Z moich obserwacji wynika, że Paweł to osoba bardzo kontaktowa, więc nie było żadnych problemów komunikacyjnych w pracy. On jest bardzo skupiony na swoim zadaniu. Bardzo komfortowo się z nim pracuje. Czasem aktorzy mają tendencję do tego, żeby w jakiś niezbyt przyjemny sposób pouczać czy reżyserować aktora, który jest mniej doświadczony. Natomiast Paweł w ogóle tego nie praktykował, za co jestem mu wdzięczny. Z kolei Bartek to wulkan energii. W nim cały czas buzuje, ma milion pomysłów na sekundę. Bardzo grzebie w scenariuszu, szuka różnych rozwiązań, bo każda sytuacja sceniczna może przebiec zupełnie inaczej. Z tym samym tekstem i tymi samymi didaskaliami można znaleźć zupełnie inne sensy. Wyciągnąć coś nawet z małych rzeczy, z jakichś gestów. On jest człowiekiem, który bardzo kombinuje, więc to też było ciekawe do obserwowania.
Wspominałeś, że Twój bohater jest wyjątkowy w tym sezonie. Co go wyróżnia na tle innych postaci?
Powiedziałbym, że niewinność. Mam wrażenie, że on jest najczystszy w tym serialu. Mocno kontrastuje z przedstawionym światem wojny, w którym nikomu nie da się za bardzo ufać, bo to mogłoby się źle skończyć – nie tylko dla niego, ale w ogóle dla ludzi. Myślę, że jego supermocą jest niewinność.

Kiedy zapragnąłeś zostać aktorem? Czy był jakiś szczególny moment, który Cię do tego przekonał?
Nie było takiego momentu, żeby mnie nagle olśniło, że chcę to robić. Wyszło naturalnie. Kiedy miałem od trzech do pięciu lat, więcej rysowałem. Szkicowałem, malowałem, i to mnie już artystycznie zaspokajało. Później to zaczęło ewoluować. Uważam, że jak ktoś jest artystą malarzem, aktorem, muzykiem, to nie jest tak, że nie zna się na innych dziedzinach. Powinien je czuć i się w nich odnajdywać, ale nie z obowiązku, tylko dlatego, że wrażliwość działa we wszystkich kierunkach, nie wybiórczo.
Wrażliwość na muzykę, barwę, ludzkie zachowanie czy naturę łączy je wszystkie, a ja zawsze chciałem spełniać się w różnych dziedzinach. Miałem na początku pomysł, żeby iść na ASP, ale potem się przekształcił w coś innego. Oglądając seriale, już jako siedmio-, ośmioletni chłopiec myślałem, że fajnie byłoby na przykład zrobić scenografię i to nagrać. Zacząłem tworzyć storyboardy, choć jeszcze wtedy nie wiedziałem, że tak to się nazywa. Rysowałem potencjalne sceny, pisałem scenariusz, robiłem rekwizyty i w zasadzie każdy pion produkcyjny jakoś mnie spełniał. Gdy byłem nastolatkiem, zacząłem robić montaż. Wtedy pojawiło się też aktorstwo, choć na konkursy recytatorskie chodziłem jeszcze w przedszkolu i dobrze sobie radziłem. Nawet wygrywałem, więc te umiejętności przyszły naturalnie.
Pamiętam, że grając jako jedenastolatek w jakimś serialu, miałem styczność z aktorką profesjonalną. Zapytałem, czy ona jest po jakiejś szkole, bo wtedy nie wiedziałem jeszcze o istnieniu szkoły teatralnej. Usłyszałem, że skończyła krakowską PWST. Gdy wróciłem do domu, zacząłem szukać w internecie. Znalazłem stronę krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych i wydrukowałem wszystkie wytyczne oraz etapy egzaminacyjne: co trzeba przygotować, jakie papiery itd. Tych stron było trochę, więc zacząłem czytać.
Do nauczenia się miałem pięć wierszy klasycznych, współczesnych, piosenkę ludową, tańce, tańce ludowe. Pomyślałem wówczas, że w ogóle nie wiem, jak się za to zabrać. Choć pozostało mi jeszcze dużo czasu, już wtedy mnie to trochę przeraziło. Jednak ciągle miałem w głowie zakodowane, że wybiorę szkołę teatralną; mając jedenaście lat, już to wiedziałem. Sukcesywnie realizowałem swoje plany i zacząłem uczestniczyć w zajęciach teatralnych przy ulicy Krupniczej w Krakowie w Centrum Młodzieży pod okiem wspaniałej Ani Kamykowskiej. Tam trafiłem na świetną grupę, która jeszcze bardziej rozpaliła we mnie ogień twórczy i potwierdziła, że faktycznie chcę to robić.
Od drugiej klasy liceum zacząłem chodzić do Doroty Zięciowskiej na warsztaty. Tam przez dwa lata przygotowywałem się do egzaminów i od razu po maturze dostałem się do szkoły. Miałem wielkie szczęście, bo moja rodzina bardzo wspierała wszelkie moje pomysły zawodowe i artystyczne. Zawsze byli moimi największymi kibicami.
,,Uważam, że jak ktoś jest artystą malarzem, aktorem, muzykiem, to nie jest tak, że nie zna się na innych dziedzinach. Powinien je czuć i się w nich odnajdywać, ale nie z obowiązku, tylko dlatego, że wrażliwość działa we wszystkich kierunkach, nie wybiórczo.
Jak wspominasz swoje doświadczenia z Akademii Sztuk Teatralnych we Wrocławiu?
To był bardzo ciekawy okres. Niedawno rozmawiałem z przyjacielem właśnie na ten temat, bo akurat teraz jestem we Wrocławiu. Przyjechałem tutaj po ponad roku i poczułem się, jakbym wrócił do domu. To był fantastyczny dla mnie czas. Bardzo miło go wspominam, między innymi też dlatego, że gdy się dostałem, byłem najmłodszy w szkole.
W pewnym sensie zachłysnąłem się wolnością, bo do końca liceum mieszkałem z rodzicami w Krakowie. Tymczasem na moim roku było wiele osób, które miały już dwadzieścia cztery, a nawet dwadzieścia pięć lat. To jest duża różnica, szczególnie w tym wieku. Ci ludzie skończyli już jakieś inne studia, mieli szansę mieszkać za granicą, robić coś innego czy dowiedzieć się czegoś o sobie. Ja natomiast dopiero wszystko eksplorowałem, odkrywałem. Jednak w relacjach z nimi nie czułem różnic. Mam wrażenie, że byliśmy na równi i nikt mnie nie traktował z góry. Przesiadywanie u kogoś w mieszkaniu do trzeciej nad ranem, imprezy, granie w planszówki czy czytanie jakichś scenariuszy.
Z tego, co pamiętam, w pewnym momencie sami przygotowywaliśmy „Nie-Boską komedię”. Robiliśmy próby, wymienialiśmy się ideami, odkrywaliśmy nowe światy. Potem biegałem znowu na ósmą do szkoły, więc nie do końca się wysypiałem. To był świetny czas. Myślę nawet, że wróciłbym na niektóre zajęcia.

Czy spotkałeś na swojej drodze artystycznej aktora lub aktorkę, którzy Cię inspirowali w pracy? Może już w szkole teatralnej albo później w filmach czy serialach?
W wieku dziewiętnastu lat, kiedy zacząłem szkołę, na pewno miałem zupełnie inną mentalność niż w tym momencie. Pamiętam, że wtedy jeszcze szukałem mistrzów. Teraz powiedziałbym, że tego nie robię, choć na pewno byli tacy, którzy mnie w tej pracy inspirowali. Rzadko się zdarza, żeby pojawił się ktoś, z kim nie chcę mieć zbytniej styczności i kogo nie cierpię. Ale nie mam i chyba nigdy nie miałem idola, dlatego że większość ludzi mnie inspiruje. Gdy stykasz się z kolejnym, nowym człowiekiem, to rozumiesz, że aktorzy mają różne metody oraz podejście do zawodu, a także do tego, jak wchodzą w konkretną postać, co robią przed, na co zwracają uwagę w procesie jej tworzenia, a potem w pracy. Byłoby mi trudno wybrać jakąś jedną osobę. Myślę, że ogólnie ludzie mnie inspirują.
,,[...] nie mam i chyba nigdy nie miałem idola, dlatego że większość ludzi mnie inspiruje.
A może jednak jest jakaś osoba, którą widziałeś na ekranie albo scenie i zainspirowała Cię swoją kreacją?
W pewnym momencie Agata Kulesza dała mi silny bodziec. Pamiętam, że mając chyba 12-13 lat, obejrzałem serial „Krew z krwi”, w którego trzecim sezonie udało mi się pojawić. Pamiętam, że wtedy byłem wpatrzony w nią jak w obraz. Myślałem sobie: „Świetna aktorka, ona jest genialna”. Byłem też zafascynowany aktorami ze Starego Teatru, bo z racji tego, że pochodzę z Krakowa, to często zahaczałem o to miejsce.
Kogo dokładnie grasz w produkcji „Krew z krwi 3”?
Zagrałem tam epizod – pojawiłem się w dwóch scenach w pierwszym odcinku i też w ostatnim. Myślę, że jeśli będzie czwarty sezon, to może ta postać się rozwinie. Jest na to szansa.
Jakie masz artystyczne plany na przyszłość? Podobno piszesz scenariusz z przyjacielem?
Z Mateuszem Osiadaczem piszę, a właściwie on pomaga mi pisać scenariusz. Myślę, że potrzebna jest taka osoba, tzw. bufor. Osoba, która piszącego sprowadza na ziemię albo swoją perspektywą potrafi pogłębić tematy, o których myśli współscenarzysta.
Jestem twórczy, lubię niezależność i wolność. Będę też dążyć do tego artystycznie. Postanowiłem, że napiszę swój serial i może uda mi się go wyreżyserować. Na pewno musi mi się udać. Dlatego, że będzie on odpowiedzią na to, co akurat zaobserwowałem. Wydaje mi się, że teraz jako ludzie mamy kryzys tożsamościowy, który w jakiś sposób dotyka osobiście także mnie.
Nie chcę jednak zdradzać szczegółów tego serialu. Nie planuję się w nim skupiać na samym problemie, ale bardziej pokazać zapis badania tematu, obserwowania siebie, przerzucania go na metafory. Pojawia się też droga samopoznania, połączona trochę ze sztuką, artyzmem, tworzeniem i badaniami. Ciekawią mnie również takie tematy jak fizyka kwantowa, psychologia ludzka i to, jak człowiek funkcjonuje. Chciałbym łączyć tworzenie z badaniami i wewnętrzną eksploracją. To wywołuje u mnie największą ekscytację.

Co robisz w czasie wolnym od aktorstwa i artystycznych aktywności? Jakie są Twoje inne pasje?
Podróżuję, jeżdżę. Bardzo lubię wychodzić z domu, czasem z kimś, czasem sam, i idziemy przed siebie. Nie wiemy, gdzie trafimy, nawet jeżeli to nie są odległe miejsca. To jest bardzo ciekawe dla mnie. Nagle pojawiam się w miejscu, którego wcześniej nie widziałem, nie zdawałem sobie sprawy, że ono tutaj jest i tak wygląda. Mam słabość do podróży i to też się łączy z aktorstwem. Gdy podróżuje się do odleglejszych zakątków świata, gdzie różnice kulturowe są coraz większe, to jest się właśnie jakby aktorem. Nagle wchodzi się w zupełnie inne życie. Świat, który nas otacza, bardzo mocno na nas wpływa – wtedy poznajemy siebie z innej perspektywy.