Gwiazdy

„Eva próbowała mnie nauczyć, że warto sięgać po swoje plany” – Sonia Mietielica o „Zatoce szpiegów” i aktorskich dokonaniach

Kadr z serialu „Zatoka szpiegów 2” przedstawia Sonię Mietielicę – odtwórczynię roli Evy Stromberg. Kobieta siedzi w Gdyni na Molo w Orłowie i patrzy na Franza Neumanna, który jej towarzyszy. W tle widać morze i zalesione wybrzeże.
Rola Evy Stromberg w serialu „Zatoka szpiegów 2” jest wyjątkową kreacją w karierze Soni Mietelicy. Fot. Ola Grochowska/ TVP
podpis źródła zdjęcia

Już jako nastolatka zagrała pierwszoplanową rolę w filmie „Handlarz cudów”. Tamto doświadczenie przerodziło się w miłość i pasję do aktorstwa. Teraz występuje w serialu „Zatoka szpiegów”, w którym wykreowała postać Evy Stromberg. Sonia Mietielica opowiada w wywiadzie o swojej dotychczasowej drodze aktorskiej.

ZOBACZ: serial „Zatoka szpiegów” w TVP VOD

Michał Jędrzejczak: Obecnie można Cię oglądać w roli Evy Stromberg w serialu „Zatoka szpiegów 2”. To złożona bohaterka, która łączy w sobie wiele sprzeczności. Co przyciągnęło Cię do tej postaci i sprawiło, że zdecydowałaś się ją zagrać?


Sonia Mietielica: Właśnie jej złożoność, siła charakteru, tajemnica, którą gdzieś tam skrywa. Zawsze marzyło mi się (i myślę, że w ogóle aktorkom się to marzy) zagrać postać, która coś kombinuje, ukrywa i chachmęci. Jeszcze nie powiem, w jakim kierunku to zmierza, żeby nie zdradzać. Myślę, że z Evą Stromberg mamy wiele różnych cech, które też mnie przyciągnęły. Chciałabym jednak podkreślić, że ja sobie ról nie wybieram. Zazwyczaj to role wybierają mnie. Nie jest tak, że dostaję dziesięć scenariuszy i myślę, co bym chciała zagrać, a co nie. Realia są trochę inne, więc przede wszystkim się cieszę, jeśli praca jest.


A jaki to rodzaj roli? Staram się już nie być wybredna. Na ogół trafiają mi się świetne propozycje, tak jak w tym przypadku, więc jestem wdzięczna. Mam wrażenie, że nie miałam jeszcze okazji zagrać postaci z taką siłą, pewnością siebie i seksapilem, która po prostu prze do przodu, do swojego celu. Mimo że oczywiście też ma swoje słabości, o których chyba powoli widzowie będą mieli okazję się dowiadywać.

,,

Myślę, że z Evą Stromberg mamy wiele różnych cech, które też mnie przyciągnęły. Chciałabym jednak podkreślić, że ja sobie ról nie wybieram. Zazwyczaj to role wybierają mnie.


Czy ekranowa Eva Stromberg ma jakieś Twoje cechy?


To jest kwestia tego, jak ja postrzegam samą siebie. Może ktoś z boku widzi mnie zupełnie inaczej. Z mojej perspektywy wspólną naszą cechą jest to, że obydwie lubimy tańczyć, ale reszta się różni. Mam wrażenie, że moja bohaterka próbowała nauczyć mnie wiary w siebie. Dotychczas miałam okazję grać postaci, którym dawałam swoją kruchość, wrażliwość, delikatność; chociaż też była w nich siła, to jednak przełamana słabością. Z kolei Eva próbowała mnie nauczyć, że warto sięgać po swoje, cele, dążyć do nich i warto czasami dać sobie kredyt zaufania – większy niż to, co podpowiada wewnętrzny głos w głowie.

W serialu „Zatoka szpiegów 2” Sonia Mietielica wcieliła się w Evę Stromberg, niemiecką pływaczkę. Fot. Ola Grochowska/ TVP
W serialu „Zatoka szpiegów 2” Sonia Mietielica wcieliła się w Evę Stromberg, niemiecką pływaczkę. Fot. Ola Grochowska/ TVP

Czy była jakaś postać historyczna lub filmowa, która inspirowała Cię podczas tworzenia tej roli?

Michalina Sosna, która wciela się w serialu „M jak miłość” w postać Kamy, w rozmowie z TVP.pl opowiedziała więcej nie tylko o życiu zawodowym, lecz także prywatnym. Fot. Arsen Petrovych/TVP

„Nie czuję, że chodzę do pracy”. Rozmowa z Michaliną Sosną z serialu „M jak miłość”

Gwiazdy

W zasadzie nie. Oglądałam wprawdzie trochę filmów Leni Riefenstahl, ale nie chodziło o nią, tylko o ujęcie tematu propagandy, charakteru i ducha tamtych czasów. Jeżeli natomiast mówimy o samej postaci Evy, to nie. Myślę, że powstała ona z kostiumów, charakteryzacji, myśli, rozmów z reżyserem i Bartkiem Gelnerem, który podsuwał sporo inspiracji. To pewien zlepek, układanka czy puzzle składające się finalnie już na planie w scenografii, której wcześniej nie mamy okazji zobaczyć. Spotkanie z partnerem, zderzenie się z uwagami reżysera i finalnie montaż, na który nie masz wpływu. I w ten sposób rodzi się postać, która w pewnym sensie nie należy już do ciebie. Później każdy widz w swojej głowie widzi ją jeszcze inaczej, więc proces powstawania bohaterów jest bardzo skomplikowany.

,,

Mając trzynaście lat, nie wiedziałam, czy będę grać, śpiewać czy tańczyć. Ale wyczuwałam, że to może być kierunek artystyczny, bo od dziecka tańczyłam. Aktorsko zaczęło się później.


Twoim ekranowym debiutem była główna żeńska rola trzynastoletniej dziewczynki z Dagestanu w filmie „Handlarz cudów”. Jak tamten poruszający film wpłynął na Ciebie i na Twoje późniejsze wybory zawodowe?


On mnie uformował i nadał kierunek na dalszą drogę, chociaż w tamtym momencie jeszcze tego nie wiedziałam, bo byłam wtedy w szkole baletowej. Wszyscy byli tak mili, że zwalniali mnie na próby do „Handlarza cudów”; też trochę dzięki mamie, która wtedy przyjechała. Mając trzynaście lat, nie wiedziałam, czy będę grać, śpiewać czy tańczyć. Ale wyczuwałam, że to może być kierunek artystyczny, bo od dziecka tańczyłam. Aktorsko zaczęło się później.

ZOBACZ: film „Handlarz cudów” w TVP VOD

Kamila Urzędowska nagrodzona Złotym Aniołem dla Europejskiej Aktorki BELLA WOMEN za rolę Jagny w filmie  „Chłopi”. Fot. Marcin Gadomski/ AKPA

„Kamera wyciąga z ciebie prawdę”. Kamila Urzędowska o aktorstwie i „Wujku foliarzu”

Gwiazdy

Pamiętam nawet rozmowę, gdy mama wypatrzyła reklamę z zaproszeniem na casting, a ja jeszcze nie byłam pewna. Powiedziała: „No pójdź, spróbuj. Co ci szkodzi?”. Zachęcała mnie, lecz pamiętam, że chyba się bardzo wstydziłam i nie byłam też tym tak bardzo zainteresowana. Ona w końcu stwierdziła, że pewnie bez niej nie pójdę, więc przyjechała po mnie i poszłyśmy razem na casting. Tak się zaczęło. Złapałam bakcyla.


Później jeszcze wróciłam na chwilę do szkoły baletowej. Potem w liceum w Krakowie chodziłam na kółko teatralne, więc powoli myśl o aktorstwie się rozwijała. Po maturze mama powiedziała: „Albo idziesz do pracy, albo spróbujesz dostać się na studia”. Pierwsza próba była taka, że przez trzy albo pięć dni przed egzaminami się przygotowywałam i szybko się uczyłam kilku tekstów. Nie miałam pojęcia, jak wyglądają egzaminy do takiej szkoły. Nie udało się, ale doszłam do drugiego etapu, więc dostałam znak, że być może nie jest to najgłupszy pomysł i mogę spróbować swoich sił w tym zawodzie.


Później uniosłam się dumą i chciałam udowodnić, że dopnę swego. Dostałam się na warsztaty do Doroty Zięciowskiej w Krakowie, która wraz z innymi nauczycielami w tej szkole pokazała mi i wytłumaczyła, na czym polegają takie egzaminy. Było to bardzo pomocne. Już później, za drugim razem, udało mi się dostać do szkoły. Jednak myślę, że wszystko zaczęło się od „Handlarza cudów”.


Zakochałam się w planie filmowym. Magiczna atmosfera sprawiła, że chyba już na zawsze została we mnie tęsknota za tym uczuciem, trochę nie do opisania. Byłam zachwycona, mogłam na skrzydłach wstawać o 3–4 nad ranem, uniesiona zachwytem, że biorę udział w filmie, i to jeszcze z Borysem Szycem. To było coś magicznego. Nic nie wydawało się straszne, wszystko mnie ekscytowało. Zastanawiam się tylko, jaka magia zdarzyła się wtedy na planie filmowym… Oczarowało mnie to, że wszyscy zwracali na mnie uwagę? Wówczas miałam zupełnie inne pobudki. Teraz moje podejście do zawodu trochę się zmieniło i zastanawiam się, dlaczego chcę go dalej uprawiać; tak naprawdę ono wciąż się zmienia. Na początku kuszące i nęcące staje się to, że jesteś w centrum uwagi.


Pojawiały się też nieprzepracowane emocje. Chciałam „wykorzystywać” je w rolach. Teraz jestem w trakcie terapii i nie chcę już płakać jako Sonia, tylko jako moja bohaterka. Z zupełnie innej perspektywy spojrzeć na to, dlaczego aktorstwo mnie wciąż interesuje. Codziennie zadaję sobie to pytanie. Odpowiedzi są różne, bo ten zawód jest piękny i wspaniały, ale też niełatwy.

W serialu „Zatoka szpiegów 2” Sonia Mietielica występuje u boku Bartosza Gelnera. Fot. Ola Grochowska/ TVP
W serialu „Zatoka szpiegów 2” Sonia Mietielica występuje u boku Bartosza Gelnera. Fot. Ola Grochowska/ TVP

Ważnym tytułem w Twojej karierze był „Wilkołak”. To pierwsza produkcja związana z II wojną światową, w której wystąpiłaś. Jak odnalazłaś się w mrocznym filmie Adriana Panka?


„Wilkołak” pojawił się, gdy byłam chyba na czwartym roku, czyli już prawie końcówka. Tym filmem zaliczyli mi jeden z dyplomów. Po trzech latach w Akademii Teatralnej moje podejście do zawodu znowu się trochę przeformowało. „Wilkołak” na pewno otworzył mi wiele drzwi i przedstawił mnie branży. Później, gdy byłam zapraszana na jakieś castingi, bardzo często słyszałam, że to właśnie po „Wilkołaku”. Przede wszystkim za to jestem wdzięczna, bo to był kamień milowy, a przynajmniej rozpoczęcie kolejnego etapu. Na pewno spotkanie z cudowną Danutą Stenką, która jest wspaniałą aktorką. Miała wiele klasy, wyczucia, pogody ducha i mądrości życiowej, kobiecej – to spotkanie zostało w mojej pamięci, chociaż było krótkie. Kto widział film, ten wie, jak potoczyła się historia jej postaci.


Istotne było też spotkanie z młodszymi kolegami, którzy teraz są młodymi dorosłymi. Staliśmy się taką bandą. Mimo że byłam trochę starsza, to przebywałam non stop razem z dzieciakami i psami. Jakoś się wpisałam w tamten krajobraz. Wbrew pozorom atmosfera na planie zupełnie kontrastowała z tym, co widzimy w filmie. Pamiętam zdjęcia jako sielankę, leżenie na trawie podczas przerwy obiadowej. Żarty, śmiechy, rozmowy z dziewczynkami, na przykład z Helą Mazur, która patrzyła na mnie jak na starszą koleżankę, kogoś, kto może coś jej podpowiedzieć. Chociaż ja do dziś uważam, że nie powinnam dawać rad. Wciąż wydaje mi się, że jestem początkująca i nie mam prawa nikomu nic mówić, jak ma w tym zawodzie postępować. Dla mnie samej to jedna wielka niewiadoma. Ponieważ byłam otoczona młodszymi od siebie ludźmi, mogłam trochę przestać skupiać się na sobie, nie musiałam przejmować się kostiumem ani fryzurą. Już od startu były celowo, na potrzeby filmu, w opłakanym stanie. Było to, ale zarazem stało się bardzo wyzwalające.

ZOBACZ: film „Wilkołak” w TVP VOD

Jedną z pierwszych ważnych ról w karierze Sonii Mietielicy był występ w filmie „Wilkołak” Adriana Panka. Fot. Materiały prasowe
Jedną z pierwszych ważnych ról w karierze Sonii Mietielicy był występ w filmie „Wilkołak” Adriana Panka. Fot. Materiały prasowe

Często grasz w produkcjach historycznych i kostiumowych, jak choćby „Polowanie na ćmy”, a obecnie można Cię oglądać w serialu „Królowie”. Czy historia i mierzenie się z tym gatunkiem na ekranie Cię pasjonują?

Mikołaj Kubacki stał się jednym z najbardziej znanych młodych aktorów, dzięki swoim komediowym kreacjom. Fot. Foton PAP

„Świat zmierza ku absurdowi” – Mikołaj Kubacki o aktorstwie i filmie „Wujek foliarz” [WYWIAD]

Gwiazdy

Staram się tego nie rozdzielać. Jeżeli spojrzeć na to, co dotychczas zrobiłam, widać, że było sporo projektów kostiumowych czy historycznych. To nie był mój wybór. Po prostu z jakichś przyczyn takie propozycje się pojawiły. Czy to z powodu urody tamtych lat, smutniejszego oka, które może niosło za sobą jakąś historię? Mamy warunki fizyczne, które nas do czegoś predysponują i sprawiają, że jesteśmy odbierani tak, a nie inaczej. Agata Kulesza często o tym mówi. Ale nie musimy się zgadzać z tym, co mamy w środku.


Na przykład Agata opowiadała kiedyś, że jej stan zero, czyli mina neutralna, jest odbierany jako trochę smutniejszy. Żeby dobić do ogólnie pojętego stanu zerowego, musi troszeczkę dodać i rozjaśnić. Wydaje mi się, że mam podobnie. Czasami np. u fryzjera, kiedy się zamyślę i nagle spojrzę w lustro, myślę wtedy: „oj, wyglądam, jakbym była smutna lub niezadowolona”. To jest mój stan zero po prostu i chyba trzeba też mieć tego świadomość. Jeszcze nie wiem do końca, jak to ćwiczyć. Musiałabym pewnie siedzieć przed lustrem i sprawdzać, gdzie są granice poszczególnych poziomów emocjonalności.

,,

Jednak każdą postać traktuję jako człowieka i staram się o niej myśleć w kontekście jej przeżyć, emocji, zmagań wewnętrznych. Emocje były zawsze. Teraz więcej o nich mówimy, trochę więcej wiemy.


Mówisz, że często otrzymujesz propozycje w produkcjach historycznych i kostiumowych, ale chyba odnajdujesz w nich coś dla siebie? Co dokładnie?


Staram się już nie marzyć o konkretnych rolach, które chciałabym zagrać, tylko przyjmować te, które do mnie przychodzą. Jeżeli chodzi o tematy historyczne czy kostiumowe, to patrzę na te postaci jak na zwykłych ludzi. Ludzie są od zawsze tacy sami – ze swoimi pragnieniami, obawami, lękami, zazdrościami i namiętnościami. Jedynie okoliczności się zmieniają, a teraz również technologiczne uwarunkowania (internet, telefony przyklejone do dłoni). Jednak każdą postać traktuję jako człowieka i staram się o niej myśleć w kontekście jej przeżyć, emocji, zmagań wewnętrznych. Emocje były zawsze. Teraz więcej o nich mówimy, trochę więcej wiemy. To jeżeli chodzi o wnętrze postaci. A jeżeli chodzi o te zewnętrze, będące odzwierciedleniem charakteru, to kostium i fryzura bardzo dużo warunkują i ustawiają. Zupełnie inaczej chodzi się w gorsecie, a inaczej w dresie. To już są uwarunkowania zapisane w scenariuszu, więc staram się tego trzymać. Jeżeli mi coś nie leży, jeżeli chodzi o tekst – wtedy dopytuję, czy mogę zmienić tekst na tyle, żeby zgadzał się z realiami i okolicznościami.


Najważniejszy dla aktora jest płodozmian, więc dobrze byłoby nie pozostawać tylko w tematach historycznych. Jestem za nie bardzo wdzięczna, ale cieszą mnie tak samo jak role współczesne, na przykład w filmach „Skazana”, „Kruk” czy „Pod wiatr”, gram także w serialu codziennym – myślę, że na razie nie muszę bać się aktorskiej „szuflady”.

ZOBACZ: serial „Królowie” w TVP VOD

W serialu „Królowie” Sonia Mietielica wcieliła się w postać Doroty Koziegłowskiej. Fot. Anna Gostkowska/ TVP
W serialu „Królowie” Sonia Mietielica wcieliła się w postać Doroty Koziegłowskiej. Fot. Anna Gostkowska/ TVP

W jaki sposób przygotowujesz się do ról w produkcjach historycznych?


Nie mam żadnej metody czy sposobu przygotowań, żeby różnicować postacie w zależności od czasów. Oczywiście pewną bazą jest uzyskanie pewnych informacji dotyczących okoliczności historycznych, jeżeli jest to prawdziwa postać historyczna, żeby rozumieć ogólny zarys. Ludzie, którzy żyli w tamtych czasach, nie widzieli pełnego obrazka, jaki my widzimy z dzisiejszej perspektywy. Dla nich to była współczesność i nie mieli poczucia, że są „historyczni”. Nie wiedzieli, co będzie w przyszłości, w której my teraz żyjemy. W serialu codziennym powiem „Siemano”, bo mamy pewną swobodę, zakres improwizacji, ale nie dodam tego samego słówka, grając Dorotę Koziegłowską w „Królach” czy Yvette w „Polowaniu na ćmy”. Choć czasami korci, by wtrącić jakieś małe „no”, lub coś, co pozwoli trochę uwspółcześnić i ułatwić wypowiadanie niedzisiejszych kwestii.

,,

Mogłabym pewnie wymieniać wiele innych aktorek, ale najbardziej inspirują mnie moje przyjaciółki, jednocześnie koleżanki po fachu. Obserwuję, jak się komunikują między sobą, wspierają, jak potrafią szczerze i pięknie rozmawiać o trudnych rzeczach.


ZOBACZ: serial „Polowanie na ćmy” w TVP VOD

Czy są aktorki lub aktorzy, którzy Cię inspirują?


Do grona aktorek, które mnie inspirują, dołączyła ostatnio np. Zoe Saldaña. Zachwyciła mnie w serialu „Lioness”. Zauroczyła mnie jej kruchość, piękno, zwiewność, a jednocześnie siła, odwaga i pewna dzikość. Przynajmniej tak ją postrzegam w tym serialu i właśnie te skrajności mnie zachwycają.


Mogłabym pewnie wymieniać wiele innych aktorek, ale najbardziej inspirują mnie moje przyjaciółki, jednocześnie koleżanki po fachu. Obserwuję, jak się komunikują między sobą, wspierają, jak potrafią szczerze i pięknie rozmawiać o trudnych rzeczach. To ogromne szczęście mieć je blisko. Geniusz aktorstwa powoli przestaje mnie interesować, z wiekiem coraz bardziej liczy się to, jakim ktoś jest człowiekiem dla drugiego człowieka. Bardzo inspirująca jest postawa np. Pani Danusi Stenki – ma w sobie ogromną, klasę, spokój, wspierający sposób bycia, człowiek czuje się przy niej bezpiecznie. Pani Małgosia Zajączkowska, Ania Radwan – aktorki z ogromnym doświadczeniem, które nie oceniają, tylko dmuchają w skrzydła. Tego szukam, to mnie inspiruje. Dobre dusze.

W serialu „Polowanie na ćmy” Sonia Mietielica stworzyła postać Yvette. Fot. Ola Grochowska/ TVP
W serialu „Polowanie na ćmy” Sonia Mietielica stworzyła postać Yvette. Fot. Ola Grochowska/ TVP

O których koleżankach z polskiej branży mówisz jako o swoich przyjaciółkach, że Cię inspirują i wspierają?

Jeżeli chodzi o „Stulecie winnych”, jesteśmy dalej w kontakcie z Weroniką Humaj i Kamilą Bujalską. Kontaktuję się też z dziewczynami z roku z Akademii Teatralnej: Hanią Skargą, Agatą Różycką, Martyną Byczkowską, Elizą Rycembel, Marianną Janczarską. Od czasu „Domu pod dwoma orłami” utrzymuję relacje z Karoliną Rzepą. To jest moje najbliższe damskie grono.

Więcej na ten temat