Wiadomość została wysłana.
Krytycy muzyczni nazywają Krzysztofa Komedę drugim po Chopinie najwybitniejszym polskim kompozytorem wszech czasów. Zanim Komeda podbił świat muzyki filmowej, łączył karierę medyczną z rozwijaniem swojej pasji, jaką był jazz. W czasach, kiedy ten rodzaj muzyki był w kraju zakazany, Krzysztof przyjął pseudonim artystyczny „Komeda”, nie chcąc, by o jego pasji dowiedzieli się przełożeni i współpracownicy.
Artystę do dziś uznaje się za pioniera jazzu nowoczesnego w Polsce, a jednocześnie jednego z pierwszych przedstawicieli tego gatunku na świecie. Wielu nazywa go mistrzem lejtmotywów. Co sprawiło, że dobrze prosperujący lekarz znalazł się w środowisku jazzowym? Jak wyglądały początki kariery Komedy w Hollywood?
Krzysztof, kontynuując naukę gry na fortepianie w Miejskiej Szkole Muzycznej, założył zespół muzyczny „Carioca”. Jeszcze w czasach szkolnych poznał, mieszkającego wówczas w Krakowie, kontrabasistę jazzowego Witolda Kujawskiego. Spotkanie to było punktem zwrotnym dla dalszej kariery muzycznej Komedy. Jak czytamy w przewodniku „Ostrowskie ślady Krzysztofa Komedy”: „Witold Kujawski rozpala w Krzysztofie miłość do jazzu i wprowadza go w ówczesne polskie jazzowe środowisko”.
Kujawski zabierał młodego Krzysztofa w miejsca, w których grywali tacy muzycy jak Matuszkiewicz czy Borowiec. Warto wspomnieć, że w latach 50. jazz był zakazaną muzyką, uznawaną przez władze komunistyczne za niezgodną z panującymi zasadami socrealizmu.
W 1950 roku Trzciński za namową matki rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Poznaniu. Po ukończeniu akademii ze specjalizacją laryngologa rozpoczął pracę w zawodzie. W jego sercu jednak wciąż grał jazz. Pracując jako lekarz, jednocześnie rozwijał się jako jazzman, przybierając pseudonim „Komeda”. Współpracował z pierwszym powojennym zespołem jazzowym – grupą „Melomani”, do której należeli: Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz, Andrzej Trzaskowski i Witold Kujawski. Grał również z innymi grupami rozrywkowymi m.in. z zespołem dixielandowym Jerzego Grzewińskiego.
W 1956 roku założył swój pierwszy jazzowy zespół, „Sekstet Komedy”, do którego zaprosił Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego i Jerzego Miliana. Formacja zadebiutowała na scenie podczas l Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie i wygrała konkurs, zyskując duże uznanie wśród publiczności. Tym samym Komeda stał się wschodzącą gwiazdą młodego jeszcze polskiego nowoczesnego jazzu.
„[…] nikt nie grał tak samo jak Komeda. Krzysztof zawsze myślał przy grze. Nie robił żadnych banalnych trików, które muzycy przeważnie mają w palcach, a nie w głowie. On zawsze myślał” – powiedział niegdyś Zbigniew Namysłowski.
W 1957 roku dwa legendarne zespoły „Sekstet Komedy” i „Melomani” wystąpiły w pierwszym polskim filmie o jazzie – „Rozmowy jazzowe – Hot Club Melomani & Komeda Sextet”. Gdy zespół Komedy zdobywał coraz większą popularność, lider postanowił porzucić karierę medyczną i poświęcić się całkowicie muzyce.
Rezygnując z prestiżowej pracy w Klinice Laryngologii Akademii Medycznej w Poznaniu, Komeda przeprowadził się do Krakowa. To tam wziął ślub z Zofią Lach, przyszłą menadżerką i guru polskich jazzmanów, dla której później skomponował utwory „Sophia's Tune” i „Crazy girl”. Kraków był również miejscem, w którym Komeda nawiązał liczne kontakty z polskimi i zagranicznymi artystami.
W 1956 roku Komeda poznał Romana Polańskiego, który wówczas był studentem łódzkiej Szkoły Filmowej. Przyszły reżyser zaproponował Krzysztofowi skomponowanie muzyki do jego etiudy szkolnej „Dwaj ludzie z szafą”. Mimo początkowego sceptycyzmu Komedy współpraca zagwarantowała ogromny sukces obu artystom. Duet, złożony z introwertycznego jazzmana i ekstrawertycznego filmowca, w późniejszych latach odcisnął wyraźny ślad w dziejach światowej kinematografii.
– mówił o Komedzie Polański.
W kolejnych latach kariera Komedy nabrała rozpędu. Andrzej Wajda zaproponował mu współpracę przy muzyce do filmu „Niewinni czarodzieje”, i nawet zaprosił muzyka do obsady aktorskiej. Komeda zaczął komponować muzykę do filmów polskich i europejskich reżyserów: „Prawo i pięść” Jerzego Hoffmana (1964), „Przerwany lot” Leonarda Buczkowskiego (1964), „Kattorna” Henninga Carlsena (1965), „Perły i dukaty” Józefa Hena (1965), „Bariera” Jerzego Skolimowskiego (1966), „Klub profesora Tutki” Andrzeja Kondratiuka (1966), „Nieustraszeni pogromcy wampirów” Romana Polańskiego (1967) i wielu innych.
W latach 60. XX wieku artysta był już cenionym na arenie międzynarodowej jazzmanem i twórcą słynnych ilustracji muzycznych. Występował w topowych klubach jazzowych w Skandynawii, koncertował po całej Europie, a wśród zagranicznych reżyserów zaczęło rosnąć zainteresowanie współpracą z Polakiem. Pod koniec 1965 roku Komeda w ciągu zaledwie trzech dni nagrał swoją najsłynniejszą jazzową płytę „Astigmatic”. Album został okrzyknięty jednym z najważniejszych w historii nowoczesnego europejskiego jazzu.
Saksofonista, Zbigniew Namysłowski, który współpracował z Komedą, wyznał: Komeda był świetnym kompozytorem. Ale cały kunszt kompozytorski wykazał nie tylko przez swoje płyty, w tym „Astigmatic”, ale przede wszystkim pisząc muzykę filmową.
Dwa lata po sukcesie „Astigmatic” Komeda wyleciał na zaproszenie Romana Polańskiego do USA, gdzie w stworzył słynną kołysankę do kultowego filmu „Rosemary’s baby”. „Rosemary's Lullaby”, do której nuciła Mia Farrow, podbiła amerykańskie stacje radiowe, a utwór zajął miejsce w czołówce najbardziej rozpoznawalnych kompozycji filmowych. Przed Komedą otworzyły się drzwi do kariery w Hollywood.
Kompozytor dołączył do paczki przyjaciół razem z Polańskim, Markiem Hłasko i Wojciechem Frykowskim. W ciągu kilku miesięcy jego kariera za oceanem nabrała zawrotnego tempa, a Komeda, poza komponowaniem muzyki, korzystał z uroków życia w Beverly Hills.
Ostatnim dziełem, do którego muzykę skomponował był „The Riot” w reżyserii Buzza Kulika. Wytwórnia Paramount Pictures zachwyciła się twórczością Polaka i zaproponowała mu wieloletnią umowę, dotyczącą stałej współpracy.
Niestety amerykański sen, o którym marzy wielu kompozytorów, został przerwany nagle i niespodziewanie. Niektórzy do dziś zachodzą w głowę, co tak naprawdę wydarzyło się pewnej feralnej, październikowej nocy w Beverly Hills...
W 1968 roku po jednej z imprez Komeda i słynny pisarz Marek Hłasko przechadzali się wąskimi uliczkami hollywoodzkich wzgórz. W pewnym momencie Krzysztof potknął się i spadł z wysokiej skarpy. Niektórzy mówią o tym, że to Marek Hłasko popchnął przyjaciela. W szpitalu stan Komedy został zbagatelizowany, a badania nie wykryły krwiaka, z którym Komeda żył przez kolejnych kilka tygodni. Artysta zmagał się z coraz cięższymi bólami i zawrotami głowy. Gdy po raz kolejny trafił do szpitala, lekarze postawili złą diagnozę i leczyli go na grypę.
Komeda zapadł w śpiączkę i w tym stanie został przetransportowany do warszawskiego Wojewódzkiego Szpitala Neurochirurgicznego. W ostatniej podróży towarzyszyła mu żona, Zofia Komedowa – Trzcińska. 23 kwietnia 1969 roku Krzysztof Komeda zmarł, nie doczekawszy swoich 38. urodzin.
To, czy okoliczności wypadku Komedy wpłynęły na dalsze równie tragiczne losy Marka Hłasko, do dziś jest tematem sporów. Wszelkie wątpliwości i teorie dotyczące śmierci kompozytora, składają się na historię tragiczną i trudną do zrozumienia. Jedno jest jednak pewne. Komeda pozostawił po sobie dziedzictwo, które nadal odgrywa kluczową rolę w muzyce jazzowej i filmowej, będąc inspiracją dla muzyków i kompozytorów. Jego utwory i kultowe lejtmotywy, wciąż cieszące się niesłabnącą popularnością wśród muzycznych koneserów, są nagrywane w nowych aranżacjach i słuchane na całym świecie.
Archiwalne materiały, w których Komeda zdradza kulisy pracy nad ilustracjami muzycznymi oraz wspomnienia jego żony Zofii, siostry Ireny oraz reżyserów i artystów, z którymi współpracował wybitny kompozytor, znajdują się w filmie dokumentalnym „Komeda – muzyczne ścieżki życia”, który można obejrzeć w serwisie TVP VOD.