• Wyślij znajomemu
    zamknij [x]

    Wiadomość została wysłana.

     
    • *
    • *
    •  
    • Pola oznaczone * są wymagane.
  • Wersja do druku
  • -AA+A

Reżyser filmu „Skandal...”: bałem się Molesty

16:18, 01.10.2020
Reżyser filmu „Skandal...”: bałem się Molesty

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

Podziel się:   Więcej
Minęło ponad dwadzieścia lat od premiery albumu „Skandal”. Jak myślisz, to odpowiedni dystans czasowy, aby w końcu zrobić film o kamieniu milowym w historii polskiego hip-hopu?

Tego typu produkcje powinny rzecz jasna powstawać wcześniej, bo nie opowiadają wyłącznie o kulturze hip-hop, ale o nas samych i czasach, które warto albo poznać, albo sobie o nich przypomnieć. W tym przypadku jednak dwadzieścia lat to idealna cezura czasowa. Czasami mam wrażenie, że za mało zajmujemy się w Polsce tematami bliskimi podwórka, bo najważniejsza dla dokumentu są zawsze historia oraz losy ludzkie.

W takim razie kiedy i jak wpadłeś na ten pomysł?

Zaintrygował mnie ten pomysł dlatego, że zupełnie nie wiedziałem, jak można byłoby to opowiedzieć. Znałem tę płytę z młodzieńczych lat, chociaż sam raczej siedziałem wtedy w klimatach gitarowych, jak grunge czy hardcore. Pochodzę z Gdańska, znałem ludzi z tamtejszej sceny hiphopowej, DJ-skiej czy kultury skate, ale przyznam szczerze, że trochę się tej Molesty w młodości bałem. Kojarzyli mi się z zadymą, spuszczeniem łomotu, kapturami. Raczej się z tym nie utożsamiałem, ale właśnie z tego powodu postanowiłem się nad tym projektem jeszcze zastanowić. Przesłuchałem porządnie „Skandal” jeszcze raz i stwierdziłem, że jest to po prostu zarąbista płyta.
fot. PAP/Jacek Bednarczyk
Odnalazłeś w niej swój temat?

Dokładnie. Drugą sprawą, która mi się objawiła, była dokumentalna strona tej płyty. To relacja z pierwszej linii ulicznego frontu, jedyna, jaką dotychczas znaliśmy – opowiadana tak, jak chłopaki potrafili, czyli przez soczysty i dosadny rap. I tylko dzięki muzyce możemy się teraz dowiedzieć, jak wyglądało ówcześnie życie młodych ludzi na osiedlach. Wierzę w prawdziwość tej relacji, ale dzisiaj wymaga ona szerszego kontekstu. Obudowanie tego komentarzem i świeżym spojrzeniem, opowiedzianym po latach, było dla mnie dobrym pretekstem, aby wejść w tę „niewiadomą”. Pomyślałem, że najlepszą drogą będzie zderzenie młodzieńczych lat oraz początków kariery z tym, co się dzieje w ich życiach teraz. Opowieść zaczęła wynurzać się z tego sama, wystarczyło jej delikatnie pomóc.

Szukałeś więc historii schowanej między ursynowskimi blokami?

Tak, bo historia Molesty rozwija się równolegle z historią polskiej transformacji. Uwielbiam anegdotę Włodiego o tym, że szedł ze skrętem w kieszeni i przestraszył się sporego konwoju policji, a dopiero później dowiedział się, że było to miejsce, w którym zabito wtedy generała Papałę. Molesta zaciekawiła mnie jako pokolenie, które zostało wrzucone w wir historii, ale nie siedziało z rękoma w kieszeni, tylko postanowiło coś zrobić. To nie był odgórnie sterowany ruch i należy o tym pamiętać.
Trudno było chłopaków skłonić do zwierzeń?

Nakładają się tutaj dwie sprawy – specyfika środowiska raperskiego, a także trudności wynikające z osobistej historii Molesty. Uliczny, warszawski rap to świat zamknięty, oparty na zasadach nieufności wobec mediów. Sporo musiałem się napracować, a nawet płacić swoiste frycowe, czyli słuchać drobnych przytyków, że „jestem panem z telewizji”, aby mieć szansę zrobić to po swojemu. Wiedziałem, że to wszystko jest niezbędne, a oni powoli przełamywali swoje opory. Skumali chyba, co udało nam się zrobić dopiero po obejrzeniu pierwszej wersji. To, że historia między nimi też różnie się potoczyła, powoli przestało mieć dla wszystkich znaczenie. Dotarło do nas, że tutaj nie chodzi wyłącznie o Molestę, ale o całe ich pokolenie i polski hip-hop. W podziękowaniach na końcu znalazło się miejsce dla wszystkich, którzy pomogli przy produkcji tego dokumentu i jest to również historia o nich.

zobacz również

    brak informacji