Kultura

Julia Marcell: Twórczość, która mnie fascynuje, jest niebezpieczna

Julia Marcell (fot. TVP\Jan Bogacz)
podpis źródła zdjęcia

– Najbardziej fascynującym rodzajem twórczości jest ta, w której jest jakieś niebezpieczeństwo. Możesz się na tym kompletnie wywalić, możesz stworzyć coś, co nie ma żadnego sensu, ale to daje radość tworzenia – powiedziała PAP Julia Marcell, polska piosenkarka i kompozytorka. Artystka jest teraz w trasie koncertowej, promującej płytę „Skull Echo”.

Programy kulturalne w TVP VOD


Najnowszy projekt Julii Marcell „Skull Echo” to płyta i film – tematycznie połączone, ale niezależne od siebie. Na płytę składa się jedenaście utworów.

Marcell ma w swoim dorobku m.in. płyty „June”, „Sentiments” i „Proxy”.
Uroczysta premiera „Ostatniego etapu” Wandy Jakubowskiej, która odbyła się 1 kwietnia 1948 r. w warszawskim kinie Palladium. Na zdjęciu aktorki Wanda Bartówna i Alina Janowska (fot. PAP/CAF)
Zrekonstruowany „Ostatni etap” Wandy Jakubowskiej na Berlinale Kultura
Karolina Sarniewicz (PAP), Widzimy się w samym środku twojej trasy koncertowej z płytą "Skull Echo". Z jakim spotykasz się odbiorem?

Julia Marcell: Dostaliśmy dużo pozytywnych recenzji, ale najbardziej cieszy mnie, że słuchacze piszą o niej w osobisty i emocjonalny sposób. To taka płyta "do wewnątrz", mocno introwertyczna - i widzę, że komunikuje się z ludźmi.

Jest chyba bardziej osobistą płytą niż poprzednie.

Wszystko, co robię, wynika z mieszanki moich doświadczeń, pomysłów i różnych osobistych inspiracji, więc jest to proces bardzo organiczny. Na pewno staram się być na tej płycie szczera – nie ma tu wymyślania postaci. Wszystko dzieje się w kontekście filmu, nad którym pracuję, i którego płyta jest częścią, ale płyta sama w sobie jest nie o postaciach, ale o uczuciach i emocjach – i tutaj staram się być jak najbardziej otwarta, pisać o tym, co sama czuję.

Jak ta muzyka powstawała? Od początku wiedziałaś, że robisz ją do filmu?

Muzyka powstała spontanicznie, z potrzeby serca. To było po długim okresie, kiedy nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, byłam zmęczona życiem w trasie – chciałam odpocząć i spróbować czegoś nowego. Musiałam odłożyć muzykę na półkę, żeby później do niej wrócić i poczuć jej głód. I już po pierwszej piosence, która powstała, zakiełkował we mnie pomysł, że to brzmi jak soundtrack do filmu science fiction, który sama chciałabym nakręcić.
Leszek Możdżer (fot. PAP/Leszek Szymański)
Możdżer o filmie „Ikar…”: dla jazzmanów to pozycja obowiązkowa Kultura
I przeszłaś od słów do czynów?

Wiem, że to był szaleńczy pomysł, ale już za późno, żeby się wycofać (śmiech). Strasznie się z tego cieszę. Zawsze moim marzeniem było, żeby reżyserować filmy i opowiadać historie.

Właściwie opowiadałaś je, tylko innymi środkami.

Muzyce w ogóle blisko jest do filmu. Łączy je osadzenie w czasie, tempo jest bardzo ważne. Tak jak muzyka płynie, rozwija się, podąża w różne strony, zabiera słuchacza w jakąś podróż – tak samo film.

A kiedy piszesz muzykę, to jak projektujesz sobie swojego słuchacza?

W ogóle nie myślę o słuchaczu. To jest proces mocno samotniczy i nie wyobrażam sobie wtedy, ani kto mógłby się tym zainteresować, ani komu mogłoby się to podobać. Zawsze kieruję się kompasem wewnętrznym i robię to, co podoba się mnie samej. To czasem się sprawdza, czasem nie, ale ważne jest dla mnie, żeby tworzenie było impulsem z wewnątrz. Moim podstawowym założeniem nigdy nie było pisanie dla kogoś, robię to od czasu do czasu, bo to są fajne przygody – zdarza się, że napiszę np. tekst czy muzykę dla innego artysty – w ogóle bardzo lubię współpracować z innymi ludźmi – natomiast rządzi mną pierwotny instynkt wyrażania się. Mówiąc brzydko, to jest takie „chluśnięcie”. To po prostu się dzieje i wiem, jak ma wyglądać.
źródło: TVP, PAP

Więcej na ten temat