Majestatyczny portret konny „Józef Piłsudski na Kasztance”, namalowany w 1928 r. przez Wojciecha Kossaka, jest jednym z najsłynniejszych wizerunków Marszałka. To również najbardziej rozpoznawane wśród Polaków arcydzieło przedstawiające wizerunek Naczelnika. Mało kto wie, że równie ciekawa jest historia jego konia oraz życiorys samego malarza.
Urodzony w 31 grudnia 1856 r. w Paryżu malarz Wojciech Kossak, autor portretu konnego „Józef Piłsudski na Kasztance”, uznawany jest za jednego z najwybitniejszych artystów w dziejach naszego kraju. Talent z pewnością odziedziczył po ojcu, równie znakomitym artyście. Juliusz Kossak namalował wiele wspaniałych obrazów, w tym m.in. słynnego „Sobieskiego pod Wiedniem”, „Odsiecz smoleńską”, „Bitwę pod Parkanami” oraz „Bitwę pod Raszynem”. Stworzył również zachwycający „Portret konny księcia Józefa Poniatowskiego na koniu”.
,,Wojciech Kossak odziedziczył po swym niezapomnianym ojcu nie tylko potężny talent: on wziął z niego szczerą, przezacną naturę mazurską, wziął rozmach, nie tylko w pędzlu, ale i w życiu, poczuł się w każdej kropli krwi synem tej ziemi ukochanej, płomiennie, żywiołowo, z całem zaparciem się siebie, bez kompromisów i bez względów na karyerę osobistą.(…) Śladami ojca poszedł syn. Nawiązał krwawo-złotą nić i snuje dalej królewską legendę przeszłości, z której się przyszłość narodzi. Obaj stoją na wyżynach sztuki, spleceni krzepkim uciskiem i w jedno zapatrzeni słońce [pisownia oryginalna – przyp. red.]

Ojcem chrzestnym Wojciecha był słynny paryski artysta Horace Vernet (syn, wnuk i prawnuk trzech wielkich malarzy – Antoine’a Charlesa, Josepha oraz Antoine’a), przyjaźniący się z rodziną Kossaków przez wiele lat. Francuz, którego z Juliuszem łączyła miłość do koni, został pierwszym nauczycielem jego najstarszego syna (Wojciech był o jeden dzień starszy od swojego brata bliźniaka, Tadeusza – ojca wspaniałej i popularnej do dziś pisarki Zofii Kossak-Szczuckiej). Ich pasji do koni nie da się nie zauważyć – na większości obrazów zarówno Verneta i jego przodków, jak i obu Kossaków pojawiają się one nader często.
„Ta pierwszy raz widziana Polska pozostawia mi wrażenie cudnej”
Na koniu Wojciech Kossak siedział po raz pierwszy, kiedy był jeszcze małym dzieckiem, podczas swojej pierwszej podróży do Polski, w której z miejsca się zakochał. „Miałem parę lat, gdy pierwszy raz w życiu, nie umiejąc jeszcze mówić po polsku, przyjechałem z moją Matką na ślub mojej ciotki, Pułaskiej, do Polski, w Kaliskie. (…) Mgliste obrazy tej, po raz pierwszy widzianej ojczyzny, pozostały mi na zawsze w aureoli dziwnego jakiegoś uroku. Po gwarnym, pełnym ruchu, świata i co najwyżej błotnym w zimie Paryżu, nic dziwnego, że pierwszy raz widziana piękna, mroźna i śnieżna zima w obrazach tych przeważa. Więc ciche, wielkie lasy, okryte okiścią, korowody sań, pełnych ciepłych futer i troskliwych rąk, tulących mnie przed mrozem, wielkie oświecone dwory z kolumnami, w nich mnóstwo pań w balowych strojach, i kandelabrów z jarzącemi świecami. Olbrzymie stoły w ogromnych salach, srebrne serwisy i zastawy. Jak później dopiero zrozumiałem — były to przyjęcia w rodzinie i w sąsiedztwie, z okazyi wesela. Moja, tak wyjątkowo piękna Matka, ze swoim małym Paryżaninem, była najmilszym gościem, więc może dlatego ta, pierwszy raz widziana Polska pozostawiła mi wrażenie jakiejś cudnej, białej krainy, gdzie wszyscy są bardzo dobrzy, a cukierków, konfitur i legumin ogromnych więcej, niż w Paryżu” – pisał artysta we „Wspomnieniach”.

Dodawał jednocześnie: „Tam, w ukochanych Siąszycach, siedziałem pierwszy raz na żywym koniu, na pięknym, siwym Perkunie, wierzchowcu mego dziadka, pana Wojciecha Gaczeskiego, już nieżyjącego wtenczas. Trzyma mnie przed sobą koniuszy Waśko, o którym, powróciwszy do Paryża, cuda opowiadałem moim braciom. Od niego nauczyłem się pierwszych, najpotrzebniejszych kawalerzyście słów w języku polskim”.
Na stałe Kossakowie do kraju wrócili w przededniu powstania styczniowego. Zamieszkali w Warszawie. Na własne oczy młody, mający zaledwie pięć lat, Wojciech widział, jak krwawe sotnie rozprawiały się z rebeliantami w mieście, a później – jak wieszano powstańców.
,,Były to najgorsze czasy. Powstanie upadało. Szubienice stawiano dla przykładu nie tylko na stokach cytadeli, ale już na placach publicznych. Zdarzało się więc, że albo u wylotu Żabiej na plac Bankowy, albo Bielańskiej na plac Teatralny, fartuch albo peleryna Karpińskiej [służącej – przyp. red] niespodziewanie okrywały nam głowy i, nim mielimy czas spojrzeć na to straszne widowisko, zawracała nas z powrotem na Leszno, do domu
– opisywał malarz.
Te wstrząsające obrazy z dzieciństwa pozostawiły w jego duszy do końca życia niezatarty ślad oraz potężną traumę, o której nie lubił opowiadać. Nadto – w połączeniu z odebranym wychowaniem patriotycznym – wznieciły one w nim miłość do Polski i chęć walki o jej wolność. Malarz znienawidził wówczas nawet język rosyjski na tyle, że kiedy w 1867 r. w warszawskich szkołach wprowadzono wymóg nauczania i porozumienia się w nim, nie chciał już się uczyć, podobnie jak jego bracia. Rodzina Kossaków przeprowadziła się wówczas do Krakowa.
Nim jednak do tego doszło, Kossak – w 1864 r. – był świadkiem jednego z historycznych wydarzeń. „Mam w oczach, jakby to kilka lat temu było, obok kościoła św. Aleksandra, karetę żółtą, otoczoną konwojem ogromnych kirassyerów na wielkich karych koniach. Siedział w niej stary olbrzym z wielką, smutną twarzą. Byliśmy przyzwyczajeni już do konwojów, otaczających karety albo perelotki namiestników, policmajstrów, generałgubernatorów, czy to czerkiesów, czy dońców, a jednak ten pozostawił mi wrażenie, mnie dziecku, co ani o Czerwonych, ani o Białych nic nie wiedziałem, dziwnego tragizmu. Wszystko było ogromne, a przerażająco smutne. Dziś wiem, że salutując wyprężeni w naszych granatowych ze srebrem mundurkach i kepi, patrzyliśmy, nie rozumiejąc, na tragedyję źle pojętych najlepszych chęci, wielkiego rozumu stanu, tak nam wtenczas potrzebnego, zmarnowanego dla sprawy publicznej, jednem słowem, na margrabiego Wielopolskiego”.
Po przeprowadzce Kossak studiował w krakowskiej Szkole Rysunku i Malarstwa (późniejsza Szkoła Sztuk Pięknych) pod kierunkiem Władysława Łuszczkiewicza. Tuż po zakończeniu edukacji wstąpił do austriackiej kawalerii i został ułanem. To z tamtego okresu pochodzą dziesiątki rysunków koni z jeźdźcami w siodłach, które to szkice z czasem przydały się artyście przy pracy nad „Józefem Piłsudskim na Kasztance”. Malarz, w momencie wybuchu I wojny światowej będący już artystą o wielkiej międzynarodowej sławie, został zmobilizowany i w wieku 56 lat włączony w skład 1. Armii Victora Danka. Znalazł się w 1. Pułku Piechoty, dowodzonym bezpośrednio przez Józefa Piłsudskiego. Artysta miał okazję osobiście zobaczyć niewysoką (mierzącą około 150 cm w kłębie) kobyłę o imieniu Kasztanka.
Jaka była Kasztanka?
Legendarna Kasztanka, na której Józef Piłsudski jeździł przez całą I wojnę światową oraz później, przyszła na świat prawdopodobnie w roku 1909 lub 1910 w folwarku w Czaplach Małych. Ten prowadzony był przez hrabiego Eustachego Romera. Klacz strzelcom I Brygady Legionów Polskich podarowała córka arystokraty – Maria. Mające jasnokasztanowatą maść z kilkoma białymi plamami zwierzę było wyjątkowo urodziwe. Komendant z miejsca zakochał się w koniu, a z czasem i Kasztanka przywiązała się do polskiego bohatera na tyle, że jedynie jemu pozwalała jeździć na swoim grzbiecie.
Klacz nie była przeszkolona wojskowo – wszystkiego nauczył ją sam Piłsudski. Nie udało mu się jedynie oduczyć jej bojaźliwych i przerażających reakcji na dźwięk wybuchających bomb artyleryjskich i odgłos… samochodów. Z pewnością nie znajdziemy ich na obrazie „Józef Piłsudski na Kasztance”. Tam stoi ona z wyprostowanym łbem i bardzo spokojnie obserwuje niewidoczny dla odbiorcy krajobraz. Kopyta Kasztanki znajdują się na ukwieconym, uroczym wrzosowisku z wysoką trawą.

Na jej grzbiecie siedzi sam Naczelnik w eleganckim, niebieskim mundurze. Na głowie ma słynną czapkę maciejówkę, będącą odmianą kaszkietu noszonego przez żołnierzy Legionów. Dłonie Piłsudskiego ukryte są w skórzanych rękawiczkach; pewnie i zdecydowanie trzyma on nimi długie cugle, pod którymi możemy dostrzec dwie duże torby. To tak zwane sakwy jeździeckie. Co przewozi w nich Komendant? Być może mapy albo prowiant lub coś jeszcze innego. Były one niezwykle pojemne i dało się do nich włożyć wiele przedmiotów.
Na obrazie postawa Naczelnika jest dumna, ale zdaje się on być zamyślony; intensywnie wpatruje się w dal. Wzrok żołnierzy, idących nieopodal, jest skierowany ku jego nachmurzonemu obliczu. Wojacy – w przeciwieństwie do swojego dowódcy – na ramionach niosą broń (ojciec niepodległości, wbrew temu co może się wydawać na pierwszy rzut oka, wcale nie ma przy boku szabli). Tuż za nimi z sosnowego boru wyjeżdża trzech ułanów na różnie umaszczonych wierzchowcach. Armia na portrecie Kossaka najwyraźniej kieruje się ku rozległej rzece, która przecina obraz z prawej strony. Nad jej wodami kłębią się czarne chmury.
„Józef Piłsudski na Kasztance”. Symboliczna interpretacja obrazu
Trudno powiedzieć, w którym miejscu i w jakim czasie rozgrywa się akcja przedstawiona na obrazie. Marszałek Józef Piłsudski na portrecie jest już wyraźnie starszym mężczyzną z siwymi włosami i wąsem. Takim z pewnością nie był ani w latach 1914–1918, ani podczas wojny polsko-bolszewickiej. Podczas tej ostatniej nie jeździł zresztą już na Kasztance. Została ona wówczas oddana pod opiekę 7. Pułku Ułanów Lubelskich, który stacjonował w Mińsku Mazowieckim. Tam urodziła dwa źrebięta. Naczelnik zachował do niej olbrzymi sentyment i często ją odwiedzał, co przyjmowała z dużym zadowoleniem.
Kiedy więc wydarzyła się scena ukazana na obrazie? Najprawdopodobniej nigdy i jest ona przedstawieniem symbolicznym. Warto zwrócić tu uwagę na kilka detali. Zgromadzeni wokół Piłsudskiego żołnierze nie mają zbyt wyraźnie namalowanych twarzy, które Kossak zastąpił niemożliwymi do rozpoznania plamami. Tak uczynił z pewnością z powodu chęci zwrócenia większej uwagi widza na Komendanta. Należy jednak zauważyć, z jak wielką pilnością piechurzy wpatrują się w swojego wodza i jak dookoła niego się gromadzą. Tak jak polski naród, który w okresie międzywojennym liczył przede wszystkim na Piłsudskiego.

Rzeka, do której zmierza armia, przecina teraźniejszość i przyszłość. Możliwe więc, że wiodący Polskę ku kolejnym latom Piłsudski z nachmurzoną miną zastanawia się, jaki los czeka ojczyznę, i patrzy w kierunku przyszłych wydarzeń. Wygląda na zmartwionego, co oznacza, że byt Polski jest niepewny. Mimo to patrzący na niego podkomendni mają nadzieję, że przeprowadzi on ich przez wodę, nad którą kłębią się ciemne chmury. Na prawym brzegu widzimy jedynie klify, co może zwiastować trudności, i nie dostrzegamy nic więcej – przyszłość jest nieznana.
Ułani, widoczni za plecami Piłsudskiego, mogą być z kolei oznaczeniem bohaterskiej przeszłości, która popycha naród do przodu. Jest ich trzech – tyleż samo było powstań narodowych podczas 123 lat zaborów. Bór, z którego się wyłaniają, jest ciemny – czyżby oznaczało to mrok historii? Takiej pewności nie mamy.
Jak zmarł Wojeciech Kossak i co się stało z Kasztanką?
Historia pokazała, że Polska przebrnęła przez ową rzekę, przyjmując olbrzymie ciosy i ponosząc wielkie straty podczas II wojny światowej. Ani Kasztanka, ani Piłsudski nie doczekali momentu jej rozpoczęcia. Klacz padła w 1927 r., po czym zdjęto z niej skórę i wypchano ją, a następnie ustawiono w muzeum. Szczątki złożono przed budynkiem 7. Pułku Ułanów. Tam postawiono upamiętniający ją głaz z napisem: „Tu leży Kasztanka, ulubiona klacz bojowa Marszałka Piłsudskiego”.
Niestety historia kończy się jeszcze smutniej – w 1945 r. marszałek Michał Rola-Żymierski, który miał osobiste zatargi z Piłsudskim i sanacją (został w 1927 r. zdegradowany, a następnie wtrącony na 5 lat do więzienia za nadużycia finansowe) zidentyfikował wypchaną Kasztankę w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Komunistyczny wojskowy, będący również agentem sowieckiego NKWD, nakazał spalenie preparowanego zwierzęcia. Rozkaz wykonano.
Wojciech Kossak bardzo ciężko przeżył upadek kraju w 1939 r. – klęska Polski była dla niego olbrzymim wstrząsem psychicznym. Mimo to nie zaprzestał malowania, w którym znajdował ukojenie od trosk. Wielkim wielbicielem jego talentu, już przed wojną, był nazistowski dygnitarz Hans Frank. Niemiec oferował mającemu dobrze ponad 80 lat artyście prawdziwą fortunę za stworzenie swojego portretu. Kossak zdecydowanie odmówił przybyłemu do jego domu niemieckiemu oficerowi, zasłaniając się podeszłym wiekiem. Zmarł 29 lipca 1942 r. w Krakowie w otoczeniu najbliższych.
RS
Bibliografia:
Kossak, Wojciech „Wspomnienia”, wyd. 1913
Piłsudski, Józef, „Moje pierwsze boje”, wyd. 1925