„Człowiek wyjęty spod prawa, z którego wyrósł stary mędrzec” – takie podsumowanie kariery Clinta Eastwooda słyszymy w dokumencie „Clint Eastwood – ostatni z wielkich”, który jest dostępny w TVP VOD. Ten wszechstronny aktor i reżyser dokładnie 31 maja kończy 94 lata. Niepokorny i zbuntowany, ale zarazem wrażliwy na sztukę i piękno. Kim jest ostatni wielki gwiazdor dawnego Hollywood?
Clint Eastwood to jeden z najdłużej żyjących przedstawicieli złotej ery Hollywood. Urodzony 31 maja 1930 r. aktor i reżyser pozostaje aktywny w branży filmowej od ponad 50 lat. Zanim jednak stał się gwiazdą kina, imał się różnych zawodów: był pompiarzem na stacji benzynowej, hutnikiem, a nawet pianistą w domu publicznym. Chciał studiować na Uniwersytecie w Seattle, ale upomniało się o niego wojsko. Tuż po zakończeniu służby postanowił dokonać rewolty w swoim życiu i zrealizować długo skrywane marzenie o aktorstwie.
Król westernu
Eastwood zatrudnił się w wytwórni Universal i niedługo potem zagrał swoją pierwszą rolę w filmie „Zemsta potwora” (1955). Jego dalsza kariera stała jednak pod znakiem zapytania. Reżyserzy kwestionowali talent młodego aktora, wytykając mu zagubienie na planie, złe artykułowanie sylab, jąkanie się.
Tymczasem Eastwood, zamiast usilnie tuszować swoje wady, nauczył się je umiejętnie wykorzystywać. Lapidarny i oszczędny sposób wypowiadania się oraz długie pauzy budzące zaciekawienie i trzymające w napięciu stały się charakterystyczną cechą początkującej gwiazdy kina. Te atrybuty szczególnie utrwaliła rola bezimiennego rewolwerowca, w którego Eastwood wciela się w słynnej trylogii dolarowej Sergia Leone – jednej z najważniejszych pozycji w filmografii aktora.

Kowboj wszech czasów
To właśnie dzięki występom w „Za garść dolarów” (1964), „Za kilka dolarów więcej” (1965) oraz „Dobrym, złym i brzydkim” (1966), Eastwood stał się ikoną westernu, a jego wizerunek, na który składa się charakterystyczne ponczo, kapelusz i papieros w ustach, przeszedł do historii amerykańskiego kina. Nie od razu krytyka filmowa doceniła kunszt trylogii dolarowej – przede wszystkim dlatego, że brutalnie odczarowuje ona mit Dzikiego Zachodu, zacierając granicę między dobrem a złem. Dziś jednak te filmy uchodzą za kultowe.
Kolejną wielką rolę Eastwood dostał w „Brudnym Harrym” Dona Siegela z 1971 r. Tytułowego bohatera, inspektora Harry’ego Callahana, początkowo mieli zagrać: Marlon Brando, Steve McQueen, Paul Newman, a nawet… Frank Sinatra. Wszyscy jednak kolejno odmawiali Donowi Siegelowi, który ostatecznie obsadził w głównej roli ekranowego kowboja.
Okazało się to słusznym posunięciem – Clint swoją wybitną kreacją stworzył nowy typ bohatera sensacyjnego: zbuntowanego gliniarza, który nie cofnie się przed niczym, by zatrzymać przestępczy świat. Jest policjantem, ale ma też coś z kowboja – choć na początku filmu deklaruje, że „stoi po dobrej stronie prawa”, wciąż balansuje na jego granicy, wymierzając sprawiedliwość w bezwzględny i okrutny sposób.

Clint Eastwood jest nie tylko aktorem, ale też reżyserem. Pragnienie, by stanąć po drugiej stronie kamery, pojawiło się u niego po raz pierwszy, gdy pracował z Sergiem Leone. Na planie trylogii dolarowej Eastwood był nie tylko aktorem, ale też „pomocnikiem” reżysera. Filmowy „bezimienny” kilkukrotnie zastępował Leone za kamerą, pomagał mu robić zdjęcia, a także ustawiać innych aktorów. Wkrótce zaczął kręcić swoje filmy.
Symbioza muzyki i obrazu, czyli filmowanie w rytmie jazzu
Jego debiut reżyserski pt. „Zagraj dla mnie Misty” przypadł na rok 1971. W filmie tym Eastwood po raz pierwszy nawiązał do swojej największej pozafilmowej pasji, czyli muzyki jazzowej, wcielając się w postać prezentera radiowego i zagorzałego fana tego gatunku. Sam Clint zafascynował się muzyką z Nowego Orleanu, gdy jako młody chłopak poszedł do filharmonii na koncert Charliego Parkera. Po latach Eastwood sfilmował biografię swojego pierwszego idola w filmie „Bird” z 1988 r.
„Bird” uchodzi za jeden z najwybitniejszych filmów Eastwooda. Ukazuje wszechstronność reżysera i talent do opowiadania prawdziwych historii w rozczulający sposób. Krytycy docenili Eastwooda m.in. za to, jak dopasował montaż i ujęcia w filmie do muzyki Parkera, co pokazuje jego niebywałą intuicję i słuch.
Dzieło zostało entuzjastycznie przyjęte na Międzynarodowym Festiwalu w Cannes w 1988 r., gdzie Forest Whitaker zdobył statuetkę dla najlepszego aktora za pierwszoplanową kreację. Film był też doceniony na rozdaniu Złotych Globów, które Eastwood opuścił z nagrodą dla najlepszego reżysera.

W drodze po Oscara
Tę najważniejszą nagrodę, Oscara, zdobył jednak dopiero za sprawą „Bez przebaczenia” z 1992 r. Co ciekawe, Eastwood poznał scenariusz tego filmu już na początku lat 80. Wówczas uznał jednak, że jest za młody, by w nim zagrać – miał 52 lata, podczas gdy bohater liczył już 60. Aby perfekcyjnie zrealizować artystyczną wizję „Bez przebaczenia” zaczekał więc, aż zrówna się wiekiem z kreowaną przez siebie postacią.
Eastwood, przez dekadę milcząc o projekcie „Bez przebaczenia”, kręcił inne filmy, a także rozwijał pasję muzyczną. Nabyte w tej dziedzinie umiejętności pozwoliły mu samodzielnie skomponować zgodną z westernowym kanonem muzykę do filmu. Te wszystkie starannie dopracowane elementy złożyły się na sukces reżysera i dwa Oscary: za najlepszy film i najlepszą reżyserię.
Dwa kolejne Oscary, dokładnie w tych samych kategoriach, Eastwood zdobył dopiero w 2004 r. za film „Za wszelką cenę”.

Clint Eastwood – żywa legenda Hollywood
Mimo sędziwego wieku Clint Eastwood pozostaje aktywnym aktorem i reżyserem. W 2021 r. wyreżyserował i wyprodukował film „Cry Macho”, w którym zagrał też główną rolę, a obecnie pracuje nad swoim, jak sam mówi, ostatnim filmem pt. „Juror #2”. Na razie nieznane są szczegóły produkcji i nie wiemy na pewno, czy rzeczywiście będzie to pożegnanie z Eastwooda z kinem. Fani twórczości reżysera z pewnością nie chcieliby już teraz usłyszeć od niego ostatniego słowa.
Przyszłość to wielka niewiadoma, ale za to przeszłość to pięknie napisana historia. Ponad 50 lat aktywności filmowej, ok. 40 nakręconych filmów, cztery Oscary i 65 występów na ekranie – to wszystko czyni z Clinta Eastwooda żywą legendę amerykańskiego kina. I zarazem ostatniego wielkiego weterana złotej ery Hollywood.