Gwiazdy

„Jestem z tych, którzy dorastali na Psach” – wywiad z Sebastianem Delą, gwiazdą serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt”

Kadr z serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt” prezentuje Sebastiana Delę – odtwórcę roli podkomisarza Bronisława Jamrożego. Mężczyzna jest ubrany w kurtkę i znajduje się w hangarze. W tle widać samolot.
W wywiadzie Sebastian Dela opowiedział o pracy nad serialem „Krucjata 2. Znak bliźniąt”, a także innych ważnych produkcjach w jego karierze. Fot. Ola Grochowska/ TVP
podpis źródła zdjęcia

To jeden z najbardziej rozpoznawalnych aktorów młodego pokolenia. Ma już za sobą spore doświadczenie w produkcjach sensacyjnych, ale w serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt” po raz pierwszy zagrał główną rolę. W tym roku dołączył do zespołu Teatru Narodowego, a niedługo na ekrany kin wejdą dwa nowe filmy z jego udziałem – „Błazny” oraz „Innego końca nie będzie”. Z Sebastianem Delą porozmawialiśmy o jego dotychczasowych dokonaniach oraz kolejnych planach.

Michał Jędrzejczak: Jakie miałeś wrażenie po przeczytaniu scenariusza serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt”, a szczególnie gdy poznałeś swojego bohatera Bronka?

Sebastian Dela: Bardzo pozytywne było moje pierwsze zetknięcie ze scenariuszem i z Bronkiem. Miałem wrażenie, że jest to naprawdę wciągająca i złożona historia. Patrzyłem też na to, że mam co pograć – Bronek to ciekawy bohater i mogłem coś kreować. Przede wszystkim jest to duża postać, więc scenariusz dawał mi szansę na mniejsze lub większe przemiany bohatera i cały wachlarz emocji, który go dotyka podczas wszystkich wydarzeń.

Bronek nie jest już do końca typem bad boya, z którym byłeś do niedawna utożsamiany na ekranie, choć ma za sobą mroczną przeszłość.

Zdecydowanie, ale bywa też cwaniakiem i jest niepokorny. Jeżeli już nagina jakieś zasady czy ustalenia ze swoim przełożonym Luizjaną, robi to dla dobra sprawy. Czasami jego zachowanie wydaje się lekkomyślne, ale zawsze jest podyktowane wyższym dobrem. Bronek to dla mnie inny rys postaci niż te, które do tej pory grałem. Teraz stoję po drugiej stronie, to ja zakuwam ludzi, a nie oni zakuwają mnie. Jest to bardzo przyjemne.

W serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt” Sebastian Dela wcielił się w podkomisarza Bronisława Jamrożego. Fot. Ola Grochowska/ TVP
W serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt” Sebastian Dela wcielił się w podkomisarza Bronisława Jamrożego. Fot. Ola Grochowska/ TVP

Czy dostrzegłeś jakieś cechy wspólne między Tobą a bohaterem, którego grasz?

Najlepiej byłoby zapytać kogoś znajomego. Raczej nie widzę za dużo cech wspólnych. Może jakaś krnąbrność, ale w granicach rozsądku.

Czy przed rozpoczęciem pracy na planie drugiego sezonu „Krucjaty” oglądałeś pierwszą serię? I czy to Ci pomogło w poznaniu niektórych bohaterów oraz serialowej rzeczywistości?

Przyznam się, że na samym początku nie zobaczyłem całego sezonu. Obejrzałem tylko połowę pierwszej serii. Uznałem, że to wystarczy, aby poznać klimat tego świata i materię, z jaką będę działać. Nie chciałem oglądać więcej, aby nie podebrać czegoś do naszego sezonu, bo to była zupełnie inna historia i inna postać. Dopiero na planie zobaczyłem, w co wchodzę. Po nakręceniu zdjęć dokończyłem pierwszą serię. Wtedy poczułem, że już mogę ją zobaczyć.

,,

Teraz stoję po drugiej stronie, to ja zakuwam ludzi, a nie oni zakuwają mnie. Jest to bardzo przyjemne.


Jak przebiegała praca na planie? Po raz pierwszy spotkałeś się z Tomaszem Schuchardtem czy Dorotą Kolak. Było też kilka osób ważnych w Twojej dotychczasowej karierze, jak Marta Stalmierska czy Wiktor Loga-Skarczewski.

Pojawiła się jeszcze jedna istotna dla mnie postać – aktor Adam Szarek. On stał się ważny w moim zawodowym życiu, kiedy jeszcze przygotowywałem się do egzaminów. Szukałem wtedy tekstów i zobaczyłem spektakl telewizyjny „Tato” Artura Pałygi. Adam Szarek miał w nim przepiękny monolog, którego nauczyłem się na swój egzamin i chyba dzięki niemu się dostałem.

Świetnie było spotkać się z tymi ludźmi na planie i powiedzieć im to, co chciałem. „Ej, Wiktor, słuchaj, jak już jesteśmy na »ty«, to ja ci muszę powiedzieć, że mnie kiedyś nie puściłeś do szkoły i jestem ci bardzo wdzięczny” – wyznałem Wiktorowi Lodze-Skarczewskiemu. „Adam, jak już jesteśmy na »ty«, to muszę się przyznać, że wziąłem od ciebie tekst, bo był rewelacyjny, i dziękuję ci bardzo” – powiedziałem Adamowi Szarkowi. Obydwaj panowie są rewelacyjnymi i bardzo otwartymi ludźmi, więc historie o nieprzyjęciu do szkoły i tekście przyjęli dosyć miło (albo przekonująco to zagrali).

Natomiast z Martą Stalmierską przynajmniej raz na rok musimy coś razem zrobić. Spędziliśmy ze sobą pięć lat na studiach i wszystkie projekty wspólne mamy. Czasem czuję się, jakbyśmy byli razem w pakiecie. Przecudowne było też spotkanie z Dorotą Kolak. Jest perfekcyjną aktorką i precyzyjną we wszystkim, co robi. Jeżeli potrzeba, gra powtarzalnie. Wielką przyjemnością było obserwować ją na planie, a zagrać z nią to zaszczyt. Oby więcej takich spotkań, bo naprawdę czuję, że mnie rozwijają. Z kolei Tomasz Schuchardt to wspaniały człowiek i mogę nawet powiedzieć, że już kolega. Na pewno bardzo mi pomógł, ponieważ był to dosyć duży projekt, jakiego nigdy jeszcze nie miałem w swojej karierze. Musiałem być ciągle na planie, a przy okazji był też Tomek, więc dużo czasu ze sobą spędziliśmy. Bardzo mi pomagał od samego początku, nie tylko pod względem aktorskim, ale również ludzkim. „Krucjata 2. Znak bliźniąt” to była gigantyczna seria inspirujących, rozwijających, cieszących i pięknych spotkań.

W serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt” Sebastian Dela zagrał po raz pierwszy głównego bohatera. Fot. Ola Grochowska/ TVP
W serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt” Sebastian Dela zagrał po raz pierwszy głównego bohatera. Fot. Ola Grochowska/ TVP

Czy któraś ze scen sprawiła Ci największą trudność?

Pierwsza, która mi przychodzi do głowy, to scena, kiedy idziemy razem z Tomaszem Schuchardtem i Wiktorem Logą-Skarczewskim po wiadukcie przy stacji Warszawa Główna. Było wtedy strasznie zimno i nie wiedzieliśmy, jak sobie z tym poradzić. Poza tym cały czas mocno wiało, a my staliśmy na wiadukcie. Zanim ktoś po dublu podejdzie z kurtką, to trochę trwa, a graliśmy na dwie strony, więc nikogo nie było blisko. Pamiętam, że zimno odczuwałem wtedy jak fizyczny ból. To była jedna z trudniejszych dla mnie scen. Dużo niełatwych chwil się pojawiło, ponieważ mieliśmy zbyt mało dni zdjęciowych jak na trzynaście odcinków i musieliśmy pracować dosyć intensywnie. Trzeba było się streszczać. Momentami pojawiały się nerwy wynikające z tego, że kiedy już zbliżaliśmy się do końca pracy, to się okazywało, że jeszcze coś musimy zrobić. Jednak zebraliśmy tam taką ekipę aktorów, reżysera, pracowników technicznych i pozostałych pionów, że od wszystkich czułem wsparcie i z każdym mogłem porozmawiać. Stworzyliśmy świetną drużynę wspaniałych ludzi, z którymi bardzo chętnie spotkałbym się z przy kolejnym projekcie. To jest chyba najlepsza referencja.

Czy fizyczne przygotowanie, czyli doświadczenie ze studiów na AWF-ie i zamiłowanie do siłowni, pomogły Ci na planie „Krucjaty 2”?

Przy tym serialu nie pomogło mi to tak bardzo jak na planie produkcji „Idź przodem, bracie”. Tam mieliśmy duże przygotowanie, bo aż trzy miesiące ćwiczeń z GROM-em. Natomiast jeśli chodzi o „Krucjatę 2. Znak bliźniąt”, to przygotowanie fizyczne na pewno buduje postać i ją określa. Zawsze łatwiej uwierzyć, że ktoś tak sprawny jak Bronek potrafi zrobić niektóre rzeczy. To zdecydowanie pomaga, ale myślę, że nie było kluczowe w przygotowaniu mojej roli.

,,

»Krucjata 2. Znak bliźniąt« to była gigantyczna seria inspirujących, rozwijających, cieszących i pięknych spotkań.


Przy okazji tych dwóch projektów spotkałeś się w krótkim czasie z Mirosławem Haniszewskim.

Dokładnie. To było świetne, że mogliśmy się spotkać po dwóch różnych stronach barykady. Raz był moim dowódcą, a w drugim projekcie stał się znaczącą postacią w życiu mojego bohatera Bronka. Jak znaczącą? Tego nie powiem, aby nie zdradzić finału.

W serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt” Sebastian Dela wystąpił u boku Tomasz Schuchardta, Mirosława Haniszewskiego czy Doroty Kolak. Fot. Ola Grochowska/ TVP
W serialu „Krucjata 2. Znak bliźniąt” Sebastian Dela wystąpił u boku Tomasz Schuchardta, Mirosława Haniszewskiego czy Doroty Kolak. Fot. Ola Grochowska/ TVP

Produkcje sensacyjne to chyba Twoja domena w ostatnim czasie, choćby „Krucjata 2. Znak bliźniąt” czy kilka innych seriali. Co najbardziej lubisz w tym gatunku jako aktor?

Nie umiałbym wskazać jednej rzeczy, ale na pewno suspens oraz szeroko rozumianą akcję. Jestem z tych, którzy dorastali na „Psach” Pasikowskiego czy innych tego typu produkcjach. Mocne kino zawsze mnie pociągało. Lubię w filmach sensacyjnych to, że dużo się dzieje.

Pozostając przy produkcjach akcji, chciałbym cofnąć się kilka lat wstecz do współpracy z Patrykiem Vegą, który wydaje się dla Ciebie ważny. Choć o jego dziełach opinie są bardzo mieszane, to wypromował kilka ważnych nazwisk, a ponadto pokazał inne oblicza niektórych aktorów. Jak wspominasz pracę z Vegą?

Wspominam tę pracę bardzo dobrze. Patryk dał mi szansę. Chociaż na samym początku nie spodziewałem się, jak duże to będzie zadanie. Kiedyś zadzwoniła do mnie ówczesna agentka i zapytała, czy biorę pięć dni u Vegi. Pomyślałem sobie: „Pięć dni zdjęciowych to nie może być nic wielkiego, ale zrobię”. Okazało się, że był to jeden z wątków czterech postaci. Na początku nie wiedziałem za bardzo, w co się pakuję. Potem, już na planie, okazało się to gigantyczną szkołą u Patryka. Tam wszystko działało dosyć ekspresowo. To mnie nauczyło panowania nad stresem, kiedy wokół dużo się dzieje.

A samo spotkanie z Patrykiem? Chyba on jako pierwszy dał mi bardzo dużo wolności. Powiedział kiedyś o mnie, że jestem bardzo intuicyjnym aktorem. Nie wiem, na ile się z tym zgadzam. W jakiś dziwny sposób przyjąłem to sobie i taki się stałem. Może rzeczywiście taki jestem albo po prostu łatwiej mi mówić, że jestem intuicyjnym aktorem. Byłem wtedy dopiero w szkole i nie miałem żadnego doświadczenia. Jednak za każdym razem Patryk wysłuchiwał moich propozycji oraz tego, co miałem do powiedzenia. Na tyle mi zaufał i był zadowolony, że po pierwszym projekcie przyszedł kolejny. Postarałem się zrobić wszystko, żeby go nie zawieść.

,,

A samo spotkanie z Patrykiem? Chyba on jako pierwszy dał mi bardzo dużo wolności. Powiedział kiedyś o mnie, że jestem bardzo intuicyjnym aktorem.


Teraz przed Tobą zupełnie nowe wyzwanie, bo dołączyłeś do zespołu Teatru Narodowego w Warszawie. Jakie emocje towarzyszyły Ci, gdy otrzymałeś ten angaż i jakie masz wrażenia po pierwszych występach na scenie?

Jest to spełnienie marzeń. Kiedy moi rodzice, którzy raczej nie są ze świata artystycznego i wcześniej go nie śledzili, usłyszeli „Teatr Narodowy”, to zrobiło na nich wrażenie. Chociaż teraz mama już wszystko śledzi. Gdy się dowiedziałem, że dostałem się do Teatru Narodowego, to odhaczyłem cel na mojej liście. Jednak nie skakałem po ścianach z radości. To było po prostu bardzo miłe. A pierwszy spektakl? Owszem... czułem stres. Chociaż myślałem, że już go nie będzie, ponieważ miałem wcześniejsze doświadczenie premiery spektaklu „Władcy much” w reżyserii Piotra Ratajczaka na deskach Och-Teatru w Warszawie. Jednak scena narodowa zrobiła swoje i pojawiło się w głowie: „Ojej, zaczyna się”. Ostatnio mogłem wystąpić w „Kordianie” na dużej scenie w Teatrze Narodowym, bo wszedłem na zastępstwo. Pierwsze zetknięcie z nią też było oszałamiające. Jednak za każdym kolejnym razem wydaje mi się, że już coraz bardziej się oswajam. To jest moja praca i wychodzę na scenę ją wykonać. Zrobię ją lepiej albo gorzej. Na całe szczęście nie jestem lekarzem, od którego zależy czyjeś życie. Oczywiście staram się zawsze jak najlepiej pracować. Wiosną będzie pierwsza premiera Teatru Narodowego, w której wystąpię. Nie mogę nic więcej mówić, ale warto śledzić repertuar.

Pierwsze ekranowe kroki Sebastian Dela stawiał w produkcjach Patryka Vegi. Fot. Ola Grochowska/ TVP
Pierwsze ekranowe kroki Sebastian Dela stawiał w produkcjach Patryka Vegi. Fot. Ola Grochowska/ TVP

Miałeś okres, kiedy więcej grałeś w obrazach o młodych ludziach i ich problemach, potem w produkcjach sensacyjnych, a już za parę miesięcy odbędzie się premiera filmu „Innego końca nie będzie”, który może otworzy pewien nowy rozdział w Twojej karierze. Jakiego Sebastiana widzowie zobaczą w niedalekiej przyszłości?

Ten rok i ostatnie lata były dla mnie naprawdę łaskawe. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że będzie taka odsłona, jakiej jeszcze nie było i jakiej nikt nie widział, a pewnie nawet o niej nie myślał. Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość, bo może w przyszłym roku się ukaże. Mam jakieś wielkie szczęście, że to, o czym marzę, trochę się spełnia. Marzyłem, żeby zostać aktorem, i zostałem nim. Marzyłem, żeby pracować, i pracuję. Marzyłem też w pewnym momencie, żeby nie zostać w szufladzie „łysego typa”, ale wyjść z niej, i cały czas to się udaje. Ktoś chyba nade mną czuwa i słucha mnie bardzo uważnie, bo wszystko się udaje.

Natomiast film „Innego końca nie będzie” to coś zupełnie innego. Swoją rolą wracam do młodzieńczego grania, chociaż nie jestem w nim już takim nastolatkiem jak w poprzednich produkcjach. To ciekawa rola i inny gatunek filmowy, w którym dotąd nie miałem okazji grać. Tym projektem zrobiliśmy kawał pięknego kina. Niezwykłe były spotkania z Agatą Kuleszą, Bartłomiejem Topą, Mają Pankiewicz, Klementyną Karnkowską i reżyserką Moniką Majorek, która debiutowała w tej roli – wcześniej zajmowała się scenariuszami. Nie potrafię złapać dystansu do filmu, w którym biorę udział, a tym bardziej, kiedy jest to rodzaj kina, którego nie jestem też widzem, jak w tym przypadku. Ludzie, którzy już go widzieli, nie tylko moi znajomi, mówią, że trafia w emocje. Te akcenty zostały bardzo dobrze rozłożone i są czytelne dla publiczności. Także zapraszam bardzo serdecznie do kin w lutym.

Wcześniej, bo już 13 grudnia, na ekranach pojawi się film dyplomowy „Błazny” w reżyserii Gabrieli Muskały i z muzyką napisaną przez Zbigniewa Zamachowskiego. Wydaje mi się, że już dla samego wspomnianego duetu warto go zobaczyć. Gabriela Muskała swoją pracę po drugiej stronie kamery wykonała perfekcyjnie. Wiedziała, jak rozmawiać i czego potrzebuje aktor od reżysera. To projekt, który zrobiłem z moimi przyjaciółmi z roku ze Szkoły Filmowej w Łodzi. Tym większą przyjemnością było stać razem z nimi na planie, a co dopiero zobaczyć nasze „dziecko” w kinie. Piękne spełnienie marzeń i dopełnienie tej szkoły.

Więcej na ten temat