• Wyślij znajomemu
    zamknij [x]

    Wiadomość została wysłana.

     
    • *
    • *
    •  
    • Pola oznaczone * są wymagane.
  • Wersja do druku
  • -AA+A

Barwna mama - rozmowa z Iloną Łepkowską

14:17, 26.09.2016
Barwna mama - rozmowa z Iloną Łepkowską Od pierwszego etapu produkcji „Barw szczęścia” miała decydujący głos we wszystkich kwestiach artystycznych. Wymyśliła ideę serialu, nazwę, dobierała obsadę. Obecnie emitowane są odcinki dziesiątego sezonu, a ona może być dumna, bo fikcyjny świat, który stworzyła, od wielu lat cieszy się zainteresowaniem milionów widzów.

Od pierwszego etapu produkcji „Barw szczęścia” miała decydujący głos we wszystkich kwestiach artystycznych. Wymyśliła ideę serialu, nazwę, dobierała obsadę. Obecnie emitowane są odcinki dziesiątego sezonu, a ona może być dumna, bo fikcyjny świat, który stworzyła, od wielu lat cieszy się zainteresowaniem milionów widzów.

rozmowa z Iloną Łepkowską
rozmowa z Iloną Łepkowską

Podziel się:   Więcej
Jak zaczęła się pani piękna przygoda z „Barwami szczęścia”?

Przed laty zamieszkałam na małym osiedlu pod Lasem Kabackim w Warszawie. W okolicy wciąż było małe gospodarstwo rolne z zabudowaniami i kilka rozsianych po polu domów jednorodzinnych. To była granica miasta i wsi, która jeszcze niedawno tam była. Siedziałam na balkonie, patrzyłam na okolicę i doszłam do wniosku, że to sąsiedztwo może być interesującą bazą dla serialu codziennego. W tamtym czasie Tadeusz Lampka prosił mnie, żebym pomyślała o jakimś nowym projekcie serialowym, więc w myślach zaczęłam rozwijać ten pomysł. Potem pojechałam na kilka dni z córką do mojego malutkiego domku na Mazurach. Ona coś oglądała w telewizji, a ja siadłam z laptopem przy stole i napisałam trzy stroniczki wstępnego pomysłu na sąsiedzki, miejsko-przedmiejski serial, z naszkicowanymi głównymi bohaterami i główną ideą. W nagłówku napisałam tytuł: „Barwy szczęścia”.

To był pani pierwszy pomysł na tytuł serialu?!

Tak. Moja córka podeszła do mnie wtedy i zapytała, co robię. Odparłam, że pracuję nad nowym serialem, a ona zajrzała mi przez ramię i skomentowała: „Barwy szczęścia”? O Jezu, matka, ale pojechałaś z tytułem! (śmiech). Potem zastanawialiśmy się w gronie producentów nad zmianą, ale ostatecznie został pierwszy pomysł.

Przy podejmowaniu kluczowych decyzji związanych z „M jak miłość” bardzo dużo do powiedzenia miał Tadeusza Lampka, choć byłam współproducentem. W „Barwach szczęścia” dał mi większą swobodę. Miałam absolutnie decydujący głos w kwestiach artystycznych. To był pierwszy serial, przy którym pracowałam jak należy, bez pośpiechu. Zależało nam, by przygotować go w spokoju i ciszy, można nawet powiedzieć - w tajemnicy. Zaprosiłam do współpracy kilkoro młodych ludzi; spotykaliśmy się przez kilka miesięcy i wymyślaliśmy poszczególne wątki, charakterystyki postaci. Troje z nich jest w zespole do dzisiaj. Chodzi o dwoje scenarzystów - Iwonę Strzałkę i Tomka Wojtczuka oraz Bartka Przybylińskiego, koordynatora, redaktora i naszą encyklopedię wiedzy o bohaterach.
Jakim kluczem dobierała pani współpracowników, którzy tworzyli z panią serial?

Słynna już jest historia związana z tym, jak trafił do zespołu Tomek Wojtczuk. Szłam na spacer do Lasu Kabackiego, a z naprzeciwka jechał młody mężczyzna na rowerze. Minął mnie, po czym gwałtownie zahamował i zawrócił. Zapytał, czy ja to ja, a potem opowiedział mi, że ma za sobą pierwsze próby scenariuszowe i marzy, żeby ze mną pracować. Chyba na ręku zapisał mój adres mejlowy, a potem przesłał mi wiadomość. Odezwałam się do niego po jakimś czasie i zaprosiłam do współpracy. Kilka lat później powiedział mi, że zadzwoniłam w jego urodziny...

Bartka Przybylińskiego miałam zapisanego w bazie danych od dawna, a Iwona Strzałka jest koleżanką mojej córki. Tak się tworzył ten zespół. Z czasem doszedł do nas Marek Modzelewski, Maria Czudowska-Kin i Tomek Wasilewski, tegoroczny laureat nagrody za scenariusz na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Potem stopniowo do zespołu dołączały kolejne osoby.

Czy tworząc postaci, myślała pani o konkretnych aktorach?

Miałam parę pomysłów, na pewno na Kasię Zielińską (Marta – przyp. aut.), Kasię Glinkę (Kasia – przyp. aut.) i Krzysia Kiersznowskiego (Stefan – przyp. aut.). Szukaliśmy aktorki, która wcieli się w Marię. Pomyślałam o Izie Kunie, bo pamiętałam że dawno, dawno temu w pierwszych odcinkach „Klanu” przekonująco grała matkę biologiczną Maciusia (Piotr Swend – przyp. aut.). Ktoś mi powiedział, że ona raczej unika zdjęć próbnych i że się pewnie nie zgodzi. Jednak przyszła, a po latach powiedziała mi, że coś ją tknęło, żeby to zrobić. Długo grała jedną z głównych postaci serialu.
Wielu aktorom ten serial otworzył drogę do kariery, lepszego życia. Musi pani w związku z tym odczuwać dużą satysfakcję.

Przyjemnie dać komuś szansę, którą wykorzysta. Płyną z tego obopólne korzyści i wielka satysfakcja ze współpracy. Bardzo się cieszę, gdy ktoś dostaje rolę, coś zaczyna się dziać w jego życiu i dzięki mojej propozycji wychodzi z aktorskiego niebytu czy przełamuje pecha. Po rolach w serialach „Daleko od szosy” i „W labiryncie” długo było cicho o Sławce Łozińskiej, która gra Basię w „Barwach szczęścia”. Potem dołączyła do nas Ewa Ziętek, znana ze „Złotopolskich”... Lubię przypominać zapomnianych aktorów.

Czy ma pani ulubioną postać w „Barwach szczęścia”?

Bardzo lubię wątek Krzysia Kiersznowskiego z jego wszystkimi partnerkami ekranowymi. Każda była inna i z każdą grał trochę inaczej. Jest aktorem, którego z czasem ceni się coraz bardziej. Darzę sentymentem wszystkie wątki związane z dziećmi i młodzieżą. Patrzę jak młodzi aktorzy rosną i sprawia mi to frajdę jak mamie. Marek Molak, gdy zaczynał pracę na planie „Barw szczęścia”, był kilkunastoletnim chłopcem z trudną sytuacją życiową, a teraz jest ojcem i mężem. To wszystko dzieje się na naszych oczach.

Jakie niespodzianki dla miłośników „Barw szczęścia” przygotowała pani w dziesiątym sezonie serialu?

Dużo się wydarzy – będą śluby, nowe dzieci, dramaty i mocny kryminalny wątek między innymi z udziałem Madejskiego, bohatera Przemka Cypryańskiego, oraz Stelli, którą gra Edyta Herbuś.

Jacy jeszcze aktorzy dołączą do obsady serialu w najbliższych odcinkach?

Ela Romanowska, ulubienica telewidzów po „Tańcu z gwiazdami”. Jej bohaterka Aldona pojawi się w życiu Borysa (Jakub Wieczorek – przyp. aut.); to będzie trochę zabawny i trochę wzruszający wątek. Z młodych aktorów pokaże się u nas w, mam nadzieję, fajnej roli Helena Englert. Prawdopodobnie do obsady „Barw szczęścia” dołączy również Monika Dryl, świetna, choć mało wykorzystywana przez producentów seriali aktorka, która występowała w show „Twoja twarz brzmi znajomo”. Zapraszam państwa przed telewizory.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski